Cała kariera Roberta Lewandowskiego w kadrze upłynęła na poszukiwaniu trenera, który rozwiąże problemy reprezentacji Polski. Czasy Michała Probierza pokazują, że czasem wystarczy, by selekcjoner po prostu nie dokładał nowych.

Co do zasady w sporze Roberta Lewandowskiego z Michałem Probierzem trzeba by trzymać stronę trenera. Napastnik Barcelony to recydywista. Mniej lub bardziej krytycznie recenzował pracę wielu wcześniejszych selekcjonerów, od Franciszka Smudy, przez Jerzego Brzęczka po Czesława Michniewicza. Nikt nie powinien być większy niż drużyna, zwłaszcza jeśli to reprezentacja kraju.
Trener jest zawsze szefem, niezależnie od tego, jak ważnym piłkarzem dowodzi. A skoro kapitan decyduje się nie wziąć udziału w kluczowym dla losów całych eliminacji meczu, być może trzeba uznać, że dla ratowania autorytetu w oczach grupy trener musiał pozbawić go tytułu kapitana. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w ostatnich miesiącach Lewandowski i tak dość często wydawał się funkcjonować poza drużyną. Żeby nie powiedzieć ponad nią.
Trela: Na Michała Probierza nawet w lidze popyt był ograniczony
Dość już bajek dla grzecznych dzieci. Reprezentacja Polski to specyficzny przypadek, w którym światowej klasy piłkarzowi, otoczonego kilkoma kolegami klasy międzynarodowej, ze względów bardziej towarzyskich niż merytorycznych, przydzielono trenera, na którego nawet w skali krajowej popyt był mocno ograniczony. Zanim otrzymał przyjemną posadę selekcjonera kadry U-21, przygarnął go zmierzający do I-ligi Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Przez całą karierę nie zdecydował się zatrudnić go żaden z największych klubów w lidze, z pominięciem Wisły Kraków, która w momencie zatrudnienia Probierza była mistrzem Polski, a kilka miesięcy w niej spędzonych zakończyło się fiaskiem.
Probierz w szczytowych momentach był wyróżniającym się trenerem w lidze i powierzenie mu wtedy kadry miałoby jakieś uzasadnienie. Ale w chwili, gdy faktycznie ją dostał, nominację dało się wytłumaczyć tylko korzystną dla niego konstelacją personalną na szczytach władzy w polskiej piłce.
Są jednostki na tyle ważne, na tyle wybijające się ponad poziom reszty grupy, że w interesie trenera jest takie ustawienie relacji z nimi, by mieć je po swojej stronie. Jak w Argentynie przez całe lata chodziło o znalezienie trenera, który będzie w stanie zbudować wokół Leo Messiego jak najbardziej sprzyjające mu środowisko i ten, któremu w końcu to się udało, zdobył mistrzostwo świata, tak w Polsce siłą rzeczy pierwszą „pielgrzymkę” każdy selekcjoner musiał wykonywać do miejsca, gdzie grał akurat Lewandowski.
Jednym z kluczy do sukcesu Adama Nawałki było uczynienie zeń centrum projektu. Nawet kosztem samopoczucia Jakuba Błaszczykowskiego. Rozumiał to Paulo Sousa, który od początku budował otoczenie pozwalające błyszczeć polskim napastnikom. Euro 2020, oczywiście nieudane dla Polski, było indywidualnie najlepszym turniejem Lewandowskiego, który faktycznie starał się tam nieść na plecach drużynę. Ale oczywiście niedoścignionym przykładem takiego podejścia jest Carlo Ancelotti, najbardziej utytułowany trener w historii, który zawsze potrafił tak ułożyć sobie relacje z gwiazdami, by pracowały dla jego drużyn, a nie przeciwko nim.

Michał Probierz
STARCIA Z GWIAZDAMI
Probierz Lewandowskiego do swojego projektu nie potrafił zaprzęgnąć nigdy. Nawet jeśli z przymusu współpracowali, trener nie potrafił wykorzystać jego atutów, a Lewandowski sprawiał wrażenie coraz bardziej zniechęconego kolejnym fachowcem, którego postawił na jego drodze rodzimy futbol. Choć dziś jest światowcem, którego trenowali Juergen Klopp, Pep Guardiola, Carlo Ancelotti, czy Hansi Flick – i żaden nie dostrzegł w nim problemu swojej drużyny – obfite doświadczenia z polskimi trenerami też zdążył zebrać. Grał pod Januszem Wójcikiem, Leszkiem Ojrzyńskim, Franciszkiem Smudą, Jackiem Zielińskim, czy Waldemarem Fornalikiem. Naprawdę nie jest więc tak, że spotkanie z Probierzem z natury rzeczy musiało być dla niego szokiem kulturowym.
Szokiem kulturowym musiało natomiast być dla Probierza wejście do szatni, w której nagle to nie on był najważniejszy. Nie on był największą gwiazdą. Nie on mógł grać samca alfa, tylko musiał z kimś się podzielić władzą. W Cracovii, gdzie pracował niemal bezpośrednio przed kadrą, wpadał w konflikt z każdym, którego status akurat zaczynał wystawać ponad przeciętność. W kiepskiej atmosferze odchodzili za jego czasów kapitanowie Miroslav Covilo i Janusz Gol, Michał Helik, czyli lider obrony oraz Mateusz Wdowiak, wychowanek i ulubieniec kibiców. W drużynie Probierza numerem jeden ma być Probierz.
Jeszcze bardziej jaskrawo było to widać w szatni Wisły Kraków, gdzie spotkał kilka klubowych legend i zasłużonych piłkarzy. W zarządzaniu Radosławem Sobolewskim czy Arkadiuszem Głowackim i innymi postaciami, które trochę piłkarskiego świata już widziały, poległ na całej linii. Dlatego status Lewandowskiego zawsze musiał dla niego być niewygodny. Jawne zaatakowanie go w momencie, w którym sympatia opinii publicznej nie była po stronie Probierza, byłoby dla niego niebezpieczne. Ale na pewno łatwiej zarządzałoby się mu grupą, gdyby go w niej nie było. Gdy nadarzyła się okazja, na dwa dni przed arcyważnym meczem wywołał wojenkę, która przyćmi wszystko, co wydarzy się we wtorek w Helsinkach.
PROBIERZ BEZ LEGITYMIZACJI
Lewandowski nigdy nie spełnił marzeń kibiców o tym, co mogłoby być dla polskiej reprezentacji możliwe z napastnikiem takim, jak on. Można mu zarzucać w barwach narodowych wiele, nawet jeśli mowa o najbardziej bramkostrzelnym piłkarzu w ich dziejach. Wybrzmiewają co jakiś czas głosy, że może i tak lepiej byłoby budować zespół już bez niego. Tak jednak się składa, że nadal nie można mówić o powoływaniu Lewandowskiego za zasługi, jak czasem bywa w przypadku podstarzałych gwiazd. W wieku 37 lat wciąż jest bezsprzecznie najlepszym polskim napastnikiem i w ogóle piłkarzem. Ma za sobą sezon, w którym strzelił ponad 40 goli w drużynie z pułapu półfinału Ligi Mistrzów. I nawet jeśli w kadrze ostatnio zawodził, to na poprzednim zgrupowaniu strzelił gola, który prawdopodobnie uratował Probierzowi posadę. Po blamażu z Litwą nawet Cezary Kulesza mógłby Probierza nie ocalić.
Lewandowski od siedemnastu lat regularnie, tydzień w tydzień, dostarcza dowody, że należy się mu miejsce w reprezentacji Polski. Probierz w ciągu dwóch lat nie dostarczył jeszcze ani jednego. Nie ma absolutnie żadnej legitymizacji, by podejmować decyzję o przyszłości w kadrze najlepszego polskiego piłkarza. Nie dostarczył kompletnie żadnego dowodu, że można ufać, że wie, co robi, wchodząc z kapitanem na wojenną ścieżkę. Trener jest zazwyczaj ważniejszy od zawodnika. Ale dla reprezentacji Polski Lewandowski jest ważniejszy od Probierza.

Lewandowski i Probierz
Zadziwiający jest także moment wywołania tej burzy przez Probierza. O tym, że Lewandowski nie weźmie udziału w zgrupowaniu, wiadomo było publicznie od tygodnia, więc sztab wiedział o tym prawdopodobnie jeszcze dłużej. Zresztą decyzja miała być ponoć z trenerami konsultowana. Na ewentualne wielkie gesty, przebiegunowania w drużynie, było więc trochę czasu. Cała sprawa nie musiała przetaczać się akurat tuż przed meczem z Finlandią. Czyli w momencie, który na pewno nie ułatwi przygotowań, nie uspokoi atmosfery wokół reprezentacji, zwyczajnie w niczym jej nie pomoże. A wręcz utrudni osiągnięcie tam korzystnego wyniku. Dwa wilki chwyciły się za łby w walce o przewodnictwo w stadzie w najmniej sprzyjającym dla stada momencie.
ZGNIŁY KOMPROMIS
Przy czym co do zasady Probierz prawdopodobnie ma rację i Lewandowski nie nadaje się do roli kapitana. Gdyby było inaczej, pewnie ze swoim statusem i wiekiem, w kolejce po opaskę byłby wyżej w klubach, w których przez lata grał. Każdy łączący kropki człowiek rozumie jednak, że w tym przypadku, odkąd już ten status w reprezentacji zyskał, jest on dożywotni. Nie da się mieć w kadrze Lewandowskiego, ale nie-kapitana. Albo będzie się mieć kapitana Lewandowskiego, albo nie będzie go wcale. Dlatego więc kolejni selekcjonerzy zgadzali się na zgniły kompromis, nawet jeśli Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak czy inni bardziej mieli zarysowaną osobowość lidera. Ale bardziej niż znakomitego kapitana potrzebowali znakomitego napastnika.
Probierz uznał inaczej, co jest jeszcze tym dziwniejsze, biorąc pod uwagę sytuację w drużynie, w której nie ma dziś innego oczywistego kapitana. Piotr Zieliński dostał opaskę, ale i o nim przez lata mówiono, że jest znakomitym piłkarzem, ale nie liderem. Inni nawet nie mogli być brani pod uwagę. Inna była sytuacja, gdy Nawałka zabierał tytuł kapitana Błaszczykowskiemu. Wówczas przejmował go rosnący zawodnik, co do którego można było mieć nadzieję, że opaska wyzwoli w nim cechy lidera. 31-letni Zieliński osobowości już diametralnie nie zmieni. Co do Lewandowskiego jeszcze można było się wtedy w 2014 roku łudzić, że z czasem do tej roli dojrzeje. Miał wówczas przecież 26 lat.
W całej sprawie jest jeszcze osobista perspektywa samego Lewandowskiego. Mimo powtarzających się momentów wyraźnego niezadowolenia z pomysłów kolejnych selekcjonerów dotąd bardzo karnie przez całą karierę stawiał się na zgrupowaniach reprezentacji i stawał pod pręgierzem. Wygodniej żyłoby mu się, gdyby istniała tylko piłka klubowa. Nie musiałby się tak często tłumaczyć z porażek, niepowodzeń, złych wyników, słabej gry. Przyjeżdżał jednak ratować słabnący zespół z kolejnych opresji. I cierpliwie znosił pomysły działaczy PZPN co do obsady pozycji selekcjonera. W ten sposób został dla kadry zmarnowany potencjał najlepszego piłkarza, jaki kiedykolwiek w niej grał. Jego potencjał.
Gdy na koniec jeszcze najświeższy z federacyjnych wynalazków wpadł na to, by pozbawić go kapitańskiej opaski, trudno mi oburzać się, że nawet Lewandowskiemu puściły hamulce i wytoczył selekcjonerowi otwartą wojnę. Z nieczęstym w takich sytuacjach: albo on, albo ja.
OTWARTE ULTIMATUM
W pewnym sensie Lewandowski nawet u mnie zaplusował. Przez całe lata jego konta w mediach społecznościowych i wiele wypowiedzi było wyzutych z treści, obliczonych na to, by w żaden sposób sobie nie zaszkodzić, nie wywołać jakiejś kontrowersji. Nawet gdy w sposób jawny przyczyniał się do zwalniania trenerów, jak milcząc przez osiem sekund za czasów Jerzego Brzęczka, to nie robił tego otwartym tekstem. Tutaj wreszcie udowodnił, że potrafi wykorzystać wielomilionowe zasięgi także po to, by najjaśniej jak tylko się da przekazać swoje zdanie: chcę grać w kadrze Polski, ale nie chcę grać w kadrze Probierza.
Szczęśliwy dla Probierza układ gwiazd sprawiał, że mógł utrzymywać się na stanowisku bez weryfikacji kompetencji naprawdę długo, jak na skalę polskiej reprezentacji. Miał dokończyć eliminacje po Fernando Santosie, ale skoro poprzednicy wywalczyli mu już prawo gry w barażach mimo zajęcia niskiego miejsca w grupie, to dotrwał do baraży. Przepchnął je w Walii rzutami karnymi, to został do Euro. Przegrał Euro, ale miał trudną grupę, więc ze zrozumieniem przyszło, że z niej nie wyszedł. Spadł z pierwszej dywizji Ligi Narodów, ale to tylko Liga Narodów, więc pracował dalej.
W mundialowych eliminacjach trafił na jednego rywala poza zasięgiem, a resztę słabych bądź przeciętnych, co daje szansę przebujania się jeszcze rok, a może nawet półtora, jeśli zajmie miejsce barażowe. Po każdym beznadziejnym meczu, jak ze Szkocją, czy z Litwą, wszyscy na dwa-trzy miesiące ruszają do swoich spraw, zapominając o kadrze i życie się kręci od zgrupowania do zgrupowania. Żyć, nie umierać.
PRZERWANA SIELANKA
Lewandowski ma szansę niespodziewanie przerwać tę sielankę i zmusić prezesa Kuleszę, by jeszcze raz zastanowić się, czy to, że z Michałem zna się kopę lat, jest dla niego więcej warte niż choćby zdanie sponsorów PZPN, którzy wolą mieć w kadrze Lewandowskiego niż Probierza, czy kibiców chodzących na mecze, bo chcą zobaczyć Lewandowskiego, a nie jak kadra Probierza bez niego morduje się z Mołdawią.
Są bardzo ważne powody, dla których nie każdy nadaje się do pracy z drużynami z najwyższego poziomu. Jednym z nich jest to, że na najwyższym poziomie trener niekoniecznie jest panem, który może sobie zamieniać drużyny w prywatny folwark i robić tam, co mu się żywnie podoba. Musi współpracować z ludźmi, musi rozumieć zależności, musi umieć przekalkulować, który front warto otwierać, a którego nie. Czyli musi umieć wszystko to, czego Michał Probierz nigdy nie umiał. I co sprawiało, że dla Legii czy Lecha nigdy nie był dość interesujący, by dać mu pracę.
To nie będzie wychowawcze i zgodne z moim przekonaniem, jak powinien wyglądać futbol, ale jeśli niedzielnymi wpisami w mediach społecznościowych Robert Lewandowski wysadzi w powietrze to kółko wzajemnej adoracji i sprawi, że o obsadzie pozycji selekcjonera znów będą decydowały kwestie jakkolwiek merytoryczne, będzie to jedna z jego najważniejszych zasług dla tej drużyny. Uwolni ją bowiem od trenera, który nie daje żadnej nadziei, że jutro będzie choć trochę lepsze. Jeśli nie ma trenera, który rozwiązałby problemy reprezentacji, znalezienie takiego, który nie będzie ich dokładał, już byłoby krokiem w dobrą stronę. Robert Lewandowski, nawet jeśli nie mam wątpliwości, że kierował się wyłącznie własnym interesem, użył siły w słusznej sprawie.
MICHAŁ TRELA
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:
- Apel Kowala: Dymisja selekcjonera!
- Kucharski atakuje Lewandowskiego i dziennikarza. „Wchodzisz mu w du…”
- Lewandowski ma dość. Zmarnowaliśmy jego karierę