Waldemar Fornalik rywalizował w Ekstraklasie z Goncalo Feio i Jerzym Engelem. Roberta Lewandowskiego trenował Janusz Wójcik i Pep Guardiola. Jan Urban debiutował w najwyższej lidze, gdy odbywały się w niej jeszcze derby Gdyni. A Kamil Grosicki biegał po jednym boisku z Markiem Citką. O postaciach będących żywymi pomostami między epokami.

W natłoku wydarzeń 34. kolejki Ekstraklasy mogło umknąć wydarzenie, w którym teraźniejszość symbolicznie połączyła się z przeszłością. Mariusz Ujek, wicemistrz Polski z GKS-em Bełchatów, przestał bowiem być ostatnim piłkarzem, którego rzut karny obronił w Ekstraklasie Rafał Gikiewicz. Po niemal szesnastu latach zmienił go 22 lata młodszy Patryk Makuch.
Filozof Piotr Stankiewicz już niemal dziesięć lat napisał temu fascynujący tekst, który na przykładzie dat urodzin i śmierci różnych ludzi, uświadamiał upływ czasu. I tak w 2016 roku żył jeszcze ostatni z oskarżycieli w procesach norymberskich, ostatni człowiek urodzony w XIX wieku, ostatni, którego rodzic walczył w wojnie secesyjnej, ostatni poddany brytyjskiej królowej Victorii, czy ostatni uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Paryżu 1924. Ekstraklasa nie oferuje oczywiście aż tak spektakularnych i robiących wrażenie przeskoków między teraźniejszością a przeszłością. Ale przypadek Gikiewicza i Ujka to dobry pretekst, by przyjrzeć się temu, co długowieczność niektórych postaci polskiej ligi oznacza w praktyce.
Gikiewicz, czyli jeden z najstarszych piłkarzy minionego sezonu, pojawił się w Ekstraklasie dawno. Kiedy w niej debiutował w lutym 2009 roku, Aleksandra Wyganowskiego, który w miniony weekend po raz pierwszy zagrał w lidze w barwach Legii, nie było jeszcze na świecie. Gikiewicz grał w barwach Jagiellonii z Tomaszem Frankowskim i Remigiuszem Jezierskim. Rywalizował o miejsce między słupkami z Grzegorzem Szamotulskim. Pierwszy mecz zaliczył przeciwko Arce Gdynia, w której grali Olgierd Moskalewicz i Dariusz Żuraw. To wszystko, przynajmniej jeśli chodzi o aktywnych piłkarzy, nazwiska z poprzedniej epoki, których z teraźniejszością łączy wyłącznie bramkarz Widzewa.
GROSICKI I CITKO
Gikiewicz wcale nie jest jednak najbardziej długowiecznym piłkarzem Ekstraklasy. Kamil Grosicki debiutował w niej w sezonie 2005/2006. Zdążył pobiegać po boisku z Markiem Citką. Jego kolegą z szatni był Amaral, który z kolei grał w jednym zespole z Rivaldo, Bebeto i brazylijskim Ronaldo. W Parmie występował natomiast u boku Liliana Thurama, a ich trenerem był Carlo Ancelotti. Sezon później w elicie pojawił się Artur Jędrzejczyk, który debiutował przeciwko ŁKS-owi z Tomaszem Hajtą w składzie. Jego kolegą z drużyny był natomiast Łukasz Fabiański. Mimo że to wciąż aktywny bramkarz, czasy jego występów w polskiej lidze wydają się prehistorią.

Ciekawych kolegów z drużyny mieli też inni ligowi weterani. Krystian Getinger ze Stali Mielec większość kariery spędził w niższych ligach, ale jako młody piłkarz próbował przebijać się w Zagłębiu Lubin, w którym zagrał tylko w Pucharze Ekstraklasy. W szatni „Miedziowych” spotkał się m.in. z Manuelem Arboledą, Robertem Kolendowiczem, czy Piotrem Włodarczykiem. Jedyny mecz, w którym wystąpił w seniorskiej drużynie Zagłębia, prowadził jako sędzia Adam Lyczmański, dzisiejszy ekspert Canal+ od spraw sędziowskich.
Jasmin Burić z kolei piłkarzem Zagłębia był w minionym sezonie, ale pierwsze kroki w polskiej lidze stawiał jako gracz Lecha w sezonie 2009/2010. W Ekstraklasie grali wówczas jeszcze Piotr Świerczewski czy Radosław Majdan, a kolegą bośniackiego bramkarza z zespołu był Robert Lewandowski, którego w barwach II-ligowego Znicza prowadził Leszek Ojrzyński, dzisiejszy trener Buricia, zanim w Pruszkowie zastąpił go… Janusz Wójcik. Po Lewandowskim ten styk epok też widać bardzo mocno. Wszak jest jedynym człowiekiem na świecie, który pracował z Pepem Guardiolą, Juergenem Kloppem, Carlo Ancelottim, Januszem Wójcikiem, Franciszkiem Smudą i Leszkiem Ojrzyńskim. Kombinacja, jakiej nie dałoby się wymyślić.
NESTOR FORNALIK
Najstarszym piłkarzem Ekstraklasy jest oczywiście Lukas Podolski, który skończył już czterdzieści lat. On oczywiście przez większość kariery występował poza Polską, ale na jego przykładzie dobrze można zbudować pomost do dawnej zagranicznej piłki. Lider Górnika Zabrze zdążył zagrać w Bundeslidze przeciwko Tomaszowi Zdebelowi. Debiutował w najwyższej lidze niemieckiej, gdy w Schalke 04 grali jeszcze Tomasz Wałdoch i Tomasz Hajto. W reprezentacji Niemiec zetknął się z kolei z Oliverem Kahnem, Dietmarem Hamannem, czy Fredim Bobiciem i był na Euro 2004, ostatnim, turnieju o mistrzostwo Europy, który toczył się bez udziału Polski. Miesiąc po tym, jak Polska weszła do Unii Europejskiej.
Jeszcze więcej o tym, jak zmieniała się Ekstraklasa i cały polski futbol, wiedzą doświadczeni dziś trenerzy, którzy w przeszłości byli ligowymi piłkarzami. Jacek Zieliński, trener Korony Kielce, grał w Ekstraklasie w barwach Siarki Tarnobrzeg, co samo w sobie brzmi już jak opowieść o bardzo dawnych czasach. Można dodać, że jego kolegą z drużyny był wówczas Wojciech Klich, ojciec schodzącego już ze sceny Mateusza, byłego reprezentanta Polski. Kazimierz Moskal, który rozpoczynał obecny sezon, prowadząc Wisłę Kraków w europejskich pucharach, grał w jej barwach u boku Andrzeja Iwana i Adama Nawałki. Ich trenerem był Edmund Zientara, urodzony w 1929 roku, który brał udział w meczu otwarcia stadionu Camp Nou w Barcelonie.

Kiedy w Ekstraklasie po raz pierwszy pojawił się młody Waldemar Fornalik, w szatni Ruchu Chorzów natknął się na Edwarda Lorensa, Albina Wirę czy Józefa Wandzika, którzy byli wtedy jeszcze piłkarzami. Wchodził do ligi, której gwiazdą był Mirosław Okoński. I w której trenerem Legii Warszawa był Kazimierz Górski. Dekada Fornalika w roli piłkarza Ekstraklasy, a później niemal ćwierć wieku samodzielnej pracy trenerskiej, sprawiają, że ma on nieprawdopodobny przekrój ligowych rywali. Jako trener na poziomie najwyższej ligi mierzył się z aż 42 klubami, od Legii i Lecha, po KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Szczakowiankę Jaworzno czy RKS Radomsko. Jeśli dorzucić mu jeszcze ekstraklasowych rywali z czasów, gdy grał w piłkę – Motor Lublin, Szombierki Bytom, Górnik Wałbrzych, Bałtyk Gdynia, Gwardię Warszawa czy Sokół Pniewy – okaże się, że Fornalik jako piłkarz lub trener rywalizował z 54 na 86 klubów, które kiedykolwiek zagrały w Ekstraklasie.
Odcinając od tego grona kluby przedwojenne – lwowskie, wileńskie, żydowskie, czy takie, które po II wojnie światowej nie nawiązały nigdy do potęgi z lat 30 – okaże się, że Fornalik widział w Ekstraklasie prawie wszystkich. Bo przecież z niektórymi drużynami rywalizował też jeszcze jako asystent różnych trenerów. Na liście jego trenerskich rywali można znaleźć m.in. Dragomira Okukę, Dana Petrescu, Jerzego Engela Henryka Kasperczaka czy Pawła Janasa. Nieprawdopodobne wprost doświadczenie.
URBAN W LIDZE Z BOŃKIEM
To jednak nie Fornalik z postaci, które pracowały w minionym sezonie w Ekstraklasie, pojawił się w niej najdawniej. Były trener Zagłębia zadebiutował w niej rok po tym, jak Victorię Jaworzno na Zagłębie Sosnowiec zamienił Jan Urban. Szkoleniowiec zwolniony niedawno z Górnika Zabrze debiutował w Ekstraklasie kilka miesięcy przed stanem wojennym. Widział grającego w Widzewie Łódź Zbigniewa Bońka. Rywalizował w Ekstraklasie, gdy odbywały się w niej derby Gdyni. Pod względem liczby drużyn, z którymi stykał się jako piłkarz lub trener, również wypada imponująco, bo uzbierał ich 44. Z Fornalikiem wyraźnie jednak przegrywa, bo sporą część kariery zawodniczej spędził w Hiszpanii.
Przez to, że w Ekstraklasie brakuje obecnie snajperów, którzy graliby w niej od wielu lat, równie imponujących wyników, jak pod względem liczby meczów z danym rywalem, nikt nie jest w stanie osiągnąć, jeśli chodzi o liczbę przeciwników, którym strzelał gole. W aktualnej Ekstraklasie nie ma żadnego piłkarza, który zdobyłby przynajmniej jedną bramkę przeciwko każdej drużynie występującej w lidze. Najwięcej goli z obecnych ligowców ma Jesus Imaz. On trafił jednak „tylko” przeciwko piętnastu zespołom ekstraklasowym z tegorocznego zestawu. Na rozkładzie brakuje mu GKS-u Katowice i Motoru Lublin, czyli zeszłorocznych beniaminków oraz… Jagiellonii, w której od lat gra.
Jako piłkarz Wisły Kraków rywalizował z nią jednak cztery razy, ale ani razu nie trafił wówczas do siatki. Łącznie Hiszpan trafiał do siatki przeciwko 26 różnym ekstraklasowym zespołom. Wśród nich są dzisiejsi II-ligowcy, czyli Sandecja Nowy Sącz, Zagłębie Sosnowiec, Podbeskidzie Bielsko-Biała czy Warta Poznań. W przyszłym sezonie do tego zestawu, o ile przebrnie przez finał baraży, będzie mógł dorzucić Miedź Legnica, z którą grał cztery razy, ale nigdy nie trafił do siatki. Pozostałych beniaminków, czyli Bruk-Bet Nieciecza i Arkę Gdynia oraz potencjalnie Wisłę Płock ma już na rozkładzie.
SKALPY ISHAKA
Zaskakująco dobrze w liczbie ekstraklasowych skalpów wypada Efthymis Kolouris, który gra w Polsce raptem od dwóch sezonów, za to wykazuje się regularnością strzelecką i już strzelał gole trzynastu z osiemnastu klubów z najwyższej ligi w minionych rozgrywkach. Najlepiej pod względem różnorodności ofiar wypada jednak Mikael Ishak. Lech jest jedyną drużyną, której – ze zrozumiałych względów – jego kapitan nigdy nie strzelił gola. Pozostałym siedemnastu klubom zeszłosezonowej elity przynajmniej raz zdołał wbić bramkę. Wymiana spadkowiczów na beniaminków niewiele w tej kwestii zmieni. Strzelał już Niecieczy, Miedzi i Wiśle Płock. Musi jedynie zapolować w przyszłym sezonie na Arkę Gdynia, z którą dotąd w Polsce nie miał okazji się mierzyć.

Osobne słowo w kwestii długowieczności w polskiej piłce należy się również selekcjonerowi reprezentacji. Michał Probierz wprawdzie jest tylko dwa lata starszy od Marka Papszuna, ale wydaje się w polskim środowisku postacią odwieczną, przez to, jak młodo zaczął pracę trenerską i to, że wcześniej funkcjonował też jako piłkarz. Już samo to, że w Bundeslidze występował w barwach Bayeru Uerdingen, sugeruje, że mowa o zamierzchłych czasach. W meczu, w którym debiutował w najwyższej lidze niemieckiej, brali udział po stronie Eintrachtu Frankfurt m.in. Jan Furtok, Anthony Yeboah, czy Jay-Jay Okocha.
Wchodząc na murawę Stadionu Olimpijskiego w Monachium przeciwko Bayernowi, Probierz biegał po jednym boisku z Mehmetem Schollem, a drużyną rywali dowodził Giovanni Trapattoni. Chyba jednak nic nie oddaje upływającego czasu mocniej niż informacja, że obecny selekcjoner reprezentacji Polski jedynego gola w kadrze U-21 strzelił w meczu ze… Związkiem Radzieckim.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Dwa lata i Wisła Płock znów jest w Ekstraklasie! Miedź była tylko tłem
- Wielki talent o nogach rugbisty. Desire Doue na ustach wszystkich
- Iga Świątek w najlepszym wydaniu. Genialny powrót Polki!
Fot. Newspix