Reklama

Korporacje potrzebują duszy. Liverpool potrzebuje Mohameda Salaha

Szymon Janczyk

12 kwietnia 2025, 14:04 • 8 min czytania 1 komentarz

Fenway Sports Group patrzy na futbol w sposób biznesowy, analityczny, jak wielu amerykańskich właścicieli klubów piłkarskich. Poukładane finanse Liverpoolu mają dla nich większą wagę niż pogoń za pucharami za wszelką cenę. Wszystko, co zaburza ład korporacyjny, jest zbędne i powinno zostać wycięte, bez sentymentu. Jednak nawet korporacje potrzebują duszy. Przypadek Mohameda Salaha to przykład, że czasami warto nagiąć zasady, gdy stawka jest tego warta.

Korporacje potrzebują duszy. Liverpool potrzebuje Mohameda Salaha

Mohamed Salah podpisał nowy, dwuletni kontrakt z Liverpool FC. Sprawa, która z zewnątrz wydawała się oczywista, skoro rozmawiamy o człowieku, który tylko w Premier League uzbierał w tym sezonie imponującą liczbę goli oraz asyst. Czterdzieści cztery — to prawie dwukrotność dorobku drugiego zawodnika we wspomnianej klasyfikacji; rzadko spotykana dominacja. Salah pruł po rekordy i wszelkie indywidualne nagrody od początku rozgrywek, fenomenalne liczby notując zwłaszcza jesienią.

Reklama

W tym samym okresie, w którym zakomunikował, że w kwestii dalszej gry dla The Reds jest more out than in, bardziej poza klubem, niż w nim.

Sam fakt, że Mo udzielił komentarza brytyjskim mediom, był sensacją. Anglicy szybko wyliczyli, że — wyłączając nadawców i właścicieli praw telewizyjnych do ligi — Salah tylko trzykrotnie wyszedł do prasy, tej tradycyjnej. Miało to konkretny cel, chciał przekazać, że widzi swoją przyszłość w Liverpoolu, ale nie wie, czy druga strona myśli podobnie. Jak zdradza The Athletic w tym właśnie okresie Richard Hughes, dyrektor sportowy klubu, spotykał się agentem zawodnika, lecz nie wynikały z tego konkrety.

Jak to możliwe, że nikt w Merseyside nie stawał na głowie, żeby zatrzymać największą gwiazdę drużyny na kilka miesięcy przed końcem kontraktu?

Mohamed Salah zostaje w Liverpool FC. Biznes czy emocje?

Cholerni Amerykanie zmienili naszą grę na zawsze. Takie hasła na Wyspach Brytyjskich słychać często, co nie dziwi. Masowe przejęcia klubów przez miliarderów zza Wielkiej Wody wywróciły przede wszystkim filozofię działania klubów w Anglii. Wydawało się, że model zarządzania stosowany przez owych dżentelmenów na własnym podwórku, gdzie sterowali wielkimi markami w postaci klubów baseballowych, koszykarskich czy futbolowych, nie ma racji bytu w tak specyficznej kulturze jak angielska, gdzie wiele spraw kręci się wokół tradycji.

Liverpool FC był sztandarowym przykładem tego, że jednak można. Przecierał szlaki w wielu dziedzinach, w tym w wykorzystaniu danych w codziennym życiu klubu. Wielu poszło ich śladem, ale mało kto był na tyle śmiały, żeby wciągnąć na pokład doktora fizyki z Uniwersytetu Cambridge. Doktor Ian Graham, jako head of research sprawił, że większość decyzji zaczęto podejmować przez pryzmat tego, co mówi nauka. Mottem działania Fenway Sports Group było: nie myśl o tym, co otrzymasz teraz, lecz o tym, jak wpłynie to na przyszłość klubu.

Wyprzedzając fakty i przyszłe zdarzenia Liverpool FC potrafił na przykład pozbyć się uwielbianych przez trybuny zawodników. Roberto Firmino co prawda grał już znacznie mniej niż w najlepszym momencie kariery, ale Georginio Wijnaldum zaliczył 2948 minut w lidze, po czym jako wolny agent trafił do PSG. Zasada była prosta: piłkarz się starzeje, będzie grał gorzej, wewnętrzne dane sugerują nam, że przedłużenie z nim umowy nie jest warte pieniędzy, które trzeba byłoby zainwestować.

Salah podpisał nowy kontrakt w Liveproolu

Mohamed Salah po przedłużeniu kontraktu z Liverpoolem usiadł na tronie

Niektórzy pukali się w czoło i wytykali klubowi bezduszność, ale przypadek Wijnalduma pokazał, że Liverpool działał rozsądnie i wiedział więcej. Holender w Anglii był zdrów jak ryba, grał niemal wszystko. Gdy The Reds go pożegnali, zaczęły go trapić kontuzje. W dwóch następnych sezonach z ich powodu stracił ponad dwieście trzydzieści dni. Można rzucić, że ciężko przewidzieć złamanie, ale i bez tego widać było, że najlepsze lata Wijnalduma już minęły.

W czerwonej części Merseyside obawiano się, że podobnie zakończy się historia Mohameda Salaha, ale i Virgila van Dijka. Obaj po trzydziestce, obaj wyjątkowo drodzy. Salah nie cierpiał z powodu kontuzji tyle, ile Firmino, lecz kto mógł wiedzieć, co dokładnie mówią wykresy i cyferki magazynowane w komnatach siedziby klubu? Idol, nie idol, jeśli liczby powiedzą, że nie warto, Fenway Sports Group nie zrobi wyjątku.

I tak wystarczająco się poświęcili, gdy Mo podpisywał nową umowę trzy lata wstecz, stając się najdroższym piłkarzem w historii Liverpool FC.

Fenway Sports Group nagięła politykę finansową dla Salaha. Opłaciło się, bo wciąż gra wyśmienicie

Negocjowanie poprzedniej umowy było niezwykle wymagające. Zaangażowali się w nie najważniejsi ludzie w całej grupie zarządzającej klubem, nie tylko przedstawiciele samego Liverpoolu. Niech o wyjątkowości całego procesu świadczy fakt, że po wszystkim nad rozmowami Mohameda Salaha z pracodawcą pochylili się naukowcy z Harvardu. Anita Elberse i Tahe El Moataz Bellah dowiedli, że menedżer Mo słusznie windował kontrakt swojego podopiecznego, nie zważając na jego wiek, bo wartość sportowa i marketingowa tego zawodnika odpowiadała jego żądaniom.

Żądaniom faktycznie wysokim, bo umowa, która dotychczas obowiązywała, gwarantowała Salahowi 350 tysięcy funtów tygodniowo podstawowego wynagrodzenia. The Athletic twierdzi, że wszystkie poboczne wątki kontraktu podnosiły zarobki Mohameda do blisko miliona funtów, które co tydzień wpływały na jego konto. Można sobie wyobrazić, na jak duże ustępstwa poszli amerykańscy właściciele, inwestując taką kwotę w zawodnika, który — wedle ich przekonań — wraz z końcem tamtej umowy z wielkim prawdopodobieństwem byłby już „za stary” na zarabianie takich pieniędzy.

Tym razem położenie Fenway Sports Group było jeszcze ciekawsze. Salah udowodnił, że nie ma sensu dyskutować o jego wieku. W ostatnim roku kontraktu zalicza drugi najlepszy sezon w Premier League pod kątem dorobku bramkowego (0,88 goli/90 minut) i najlepszy, gdy w analogiczny sposób zmierzymy asysty (0,56/90 minut). Według Simona Hughesa z The Athletic równie istotny jest fakt, że Mo z biegiem czasu nie traci swoich atutów. Jego parametry fizyczne są równie dobre, co w poprzednich latach, więc nie istniały przesłanki ku temu, że za moment Salah zmarnieje.

Mohamed Salah rozgrywa potencjalnie najlepszy sezon w karierze. Egipcjanin wierzy, że po trzydziestce sięgnie po Złotą Piłkę

Z punktu widzenia klubu to i dobrze, i źle. Dobrze, bo klasowy zawodnik zwiększa szanse na sukces sportowy. Źle, bo zaproponowanie komuś takiemu umowy w znaczący sposób obniżającej jego zarobki, nie wchodziło w grę. Jednocześnie z tyłu głowy trzeba było mieć fakt, że Liverpool FC mógłby się sportowo zachwiać w obliczu odejścia Salaha, van Dijka i Trenta Alexandra-Arnolda — całej trójce wygasały umowy — w tym samym okresie.

Na domiar złego w międzyczasie Manchester City ogłosił nowy, rekordowy kontrakt Erlinga Brauta Haalanda, co stanowiło nowy punkt odniesienia dla gwiazdy starszej, ale jednak równie skutecznej i równie istotnej dla funkcjonowania klubu także poza boiskiem. Liverpool w teorii mógł tego uniknąć, podpisując kontrakt z Mo wcześniej, ale nie chciał tego zrobić, bo — zdaniem zarządzających — wówczas wpłynęłoby to na oczekiwania pozostałych zawodników, z którymi rozmawiano o prolongacie umów.

Stało się jasne, że kolejne przedłużenie umowy z Mohamedem Salahem oznacza konieczność nagięcia reguł jeszcze mocniej niż dotychczas. Cisza, która miesiącami panowała w tym temacie, powodowała słuszną obawę na trybunach: że czegoś takiego Fenway Sports Group już nie zniesie i nadchodzi czas rozstania z idolem. Obawę tę potęgowała styczniowa rozmowa Mo w Sky Sports, gdzie padło, że postępów w negocjacjach nie widać.

Salah w Liverpoolu to wybór bezpieczniejszy finansowo?

Nawet największa korporacja powinna mieć duszę. Zwłaszcza gdy mówimy o korporacji sportowej. Być może właśnie dlatego właściciele Liverpoolu zdecydowali, że temat pozostania Salaha w klubie trzeba domknąć, nawet jeśli oznacza to zaburzenie kolumn w Excelu? Bo angielskie, świetnie poinformowane media, informują, że warunki dwuletniej umowy Mo z The Reds są niewiele gorsze od kontraktu, który obowiązywał dotychczas.

Ogłoszenie porozumienia odtrąbiono z pompą godną roli, jaką lider drużyny odgrywa nie tylko na boisku, ale w całej społeczności. Entuzjazm fanów spotęgował fakt, że wraz z tą informacją otrzymali wieści o nowym kontrakcie Virgila van Dijka. Można odnieść wrażenie, że obaj wygrali z bezduszną polityką stawiającą biznes ponad wszystko, ale czy na dobrą sprawę Liverpool FC, odchodząc od przyjętych standardów, nie podjął najlepszej biznesowo decyzji?

Richard Hughes i jego sukcesy: zastępstwo dla Juergena Kloppa, utrzymanie Salaha, zatrzymanie van Dijka

W momencie, w którym finalizowano rozmowy z van Dijkiem oraz Salahem, jasne było, że największym wyzwaniem w letnim oknie transferowym będzie zastąpienie Trenta Alexandra-Arnolda, który przenosi się do Realu Madryt. Rekrutacja następcy tak istotnej postaci wiąże się po pierwsze z ryzykiem, po drugie z koniecznością poważnej inwestycji pieniężnej. Gdyby w tym samym okresie na głowę Liverpoolu zwaliła się jeszcze konieczność sprowadzenia następcy Salaha, dyscyplina finansowa i tak zostałaby poważnie naruszona.

Paradoksalnie bezpieczniejszym finansowo rozwiązaniem było pójście na ustępstwa i utrzymanie na wysokich kontraktach dwóch istotnych piłkarzy. Zwłaszcza że wymiana ważnych ogniw zawsze pociąga za sobą ryzyko czysto sportowe. Liverpool FC bez Salaha, van Dijka i Alexandra-Arnolda poza strefą gwarantującą grę w Champions League w kolejnym sezonie — takie zagrożenie też istniało i wiązało się z kolejną potencjalną stratą idącą w dziesiątki, jeśli nie setki milionów funtów.

Czasami nagięcie budżetu oznacza ratowanie budżetu. Czasami liczby sugerują nie jedno, lecz dwa rozwiązania, z których każde ma swoje atuty. Ironia losu: Liverpool odszedł od rygorystycznej dyscypliny finansowej, żeby ją ratować. Nie zapominajmy zresztą, że dwuletnia umowa oznacza, że za rok Salaha można będzie spieniężyć. Na przykład do Arabii Saudyjskiej, gdzie wyczekują go jak dzieci gwiazdki na niebie w Wigilię.

Nie odbierajmy jednak tej decyzji nutki magii, naleciałości wyższości emocji nad zbiorem wykresów. Wiara w to, że serca biznesmenów z Fenway Sports Group też po prostu radują się, gdy widzą, jak gra i strzela Mohamed Salah, jest nam potrzebna, żeby wierzyć w to, że Amerykanie jednak nie do końca wywrócili wszelkie zasady angielskiego futbolu. I tak, jak brytyjskie kluby nauczyły się od nich nowego reżimu finansowego i zarządczego, tak oni zarazili się najpiękniejszym uczuciem, jakie oferuje ten sport.

Radością z faktu, że ich idol prowadzi ich do zwycięstw.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

 

1 komentarz

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Anglia

Anglia

Środa dniem polskich asyst. Udane występy naszych reprezentantów

Braian Wilma
3
Środa dniem polskich asyst. Udane występy naszych reprezentantów
Anglia

Pub, punk i Premier League – Sean Dyche bez filtra [FourFourTwo]

Wojciech Piela
3
Pub, punk i Premier League – Sean Dyche bez filtra [FourFourTwo]
Reklama
Reklama