W nawiązaniu do żadnego innego piłkarza hasło „powrót do żywych” nie pasuje równie mocno, jak do niego. Michał Efir powraca po którejś z kolei kontuzji, ma już za sobą 90 minut w rezerwach, czyli pewnie za moment zobaczymy go w Ekstraklasie. Czy temu chłopakowi może się jeszcze udać?
Katowicki Sport pisze dziś, że Efir był „jednym z głównych kandydatów do zastąpienia Grzegorza Kuświka”. Zabrzmiało to co najmniej tak, jakby Ruch dysponował pięcioma nominalnymi napastnikami i czterema ofensywnymi zawodnikami, którzy w ataku grać mogą. Ale to nie miało i nie ma miejsca. Waldemar Fornalik stracił bowiem latem i Kuświka, i – gdy ten już zaczął się rozkręcać – Visnakovsa. Został mu Mariusz Stępiński i… tylko Stępiński, bo Efir szybko wypadł z powodów zdrowotnych. Trener Niebieskich niespecjalnie nawet ukrywał, że 20-latka tak eksploatuje, bo nie dysponuje innymi rozwiązaniami. Stępiński w ostatnich dziewięciu ligowych meczach rozegrał 699 minut na 720 możliwych, do tego dwa pełne spotkania w reprezentacji młodzieżowej.
Dlatego Fornalik dobrego, zdrowego napastnika przyjąłby na pewno z otwartymi rękami.
Teraz pytanie: ile dziś znaczy Efir? Gość ma 23 lata, ale tyle jednostek treningowych, co on, zaliczył pewnie niejeden 19-latek. Kontuzje to jego drugie imię. Trzy razy zrywał więzadła, a tym razem najpierw naderwał mięsień dwugłowy, potem dorzucił skręcony staw skokowy. Naodpoczywał się od piłki już tyle, że te dwa ostatnie miesiące bez gry nie mogły zrobić na nim większego wrażenia. A wcześniej, właśnie w tym sezonie, trzy razy wchodził z ławki rezerwowych. Z Piastem dał taką zmianę, że zaliczył świetne podanie do Lipskiego, sam strzelił gola, a od nas i firmy R-GOL otrzymał nagrodę – nowe buty.
Ponad dwa lata temu Marcin Domżalski, uznany w Polsce ortopeda, mówił: – Nie powiem, że to szach-mat, ale na pewno ma bardzo duży problem. Jeśli chodzi o jego przyszłość, jest to ogromny znak zapytania.
Efir z tamtego bardzo dużego problemu wyszedł. Ma klub w Ekstraklasie, trener w jakimś stopniu w niego wierzy, za moment dostanie kolejną szansę gry. Przeżył już tyle, że niewiele go może złamać. Tyle razy, ile upadał, tyle też się podnosił. Niewiadomą jest, na jaki poziom jest w stanie znów wskoczyć.
Fot.FotoPyk