Lech dopiero co chwalił się tym, że sprawę wychodzenia z kryzysu konsultował z Borussią Dortmund. Jak te konsultacje wyglądały, nie wiemy i chyba wiedzieć nie chcemy, ale w Poznaniu wybrano nie ten adres. Wiedzieli, że dzwoni, tylko nie wiedzieli, w którym kościele. Bo w tych tematach, owszem, trzeba rozmawiać z Borussią – tylko tą z Moenchengladbach.
Gladbach to rewelacja poprzedniego sezonu. Lucien Favre zbudował niesamowity zespół, podsyłając Joachimowi Loewowi wielu kandydatów do reprezentacji Niemiec. I kiedy BMG zrobiło wynik ponad stan, awansowało do Ligi Mistrzów – coś zaczęło się psuć. A właściwie, to popsuło się wszystko. Popularne Źrebaki przegrały pięć z pierwszych pięciu ligowych spotkań, czego Favre nie potrafił znieść. Z dnia na dzień oddał się do dyspozycji zarządu podał się do dymisji, klub nie wyraził na nią zgody, a on momentalnie zakomunikował mediom, że odchodzi. I odszedł.
W Bildzie zachowanie trenera nazwano tchórzliwym. Max Eberl, dyrektor sportowy Borussii, przyznał, że nie ma przygotowanego planu B, że nawet nie rozważał „co by było, gdyby”. Wysłał więc przed szereg tego, który był pod ręką – za Andre Schubertem przemawiało to, że zna już ten klub, bo dotychczas prowadził rezerwy. Żadna ze stron nie ukrywała, że jest to rozwiązanie tymczasowe.
– Wszyscy jesteśmy trenerami tymczasowymi – mówi dziś Schubert, o którego jest coraz więcej pytań. Pytania pochodzą stąd, że prowadzone przez niego Gladbach, po pięciu porażkach za kadencji Favre, wygrało sześć kolejnych meczów. Bilans ligowy po jedenastu kolejkach wynosi 6-0-5. Słupek z prawej strony idzie na konto poprzednika, a słupek z lewej – na konto następcy. Tym samym Schubert, zaliczając tak znakomity start z BMG, wyrównał rekord Bundesligi z 1986 roku należący do Wiliego Entenmanna (Stuttgart). W weekend, jeśli pokona u siebie beniaminka z Ingolstadt, samodzielnie przejdzie do historii.
Gdyby tego było mało, Schubert pokonał też w Pucharze Niemiec Schalke, a w Champions League zdobył pierwszy punkt – na trudnym terenie w Turynie. Jutro podejmuje Juventus u siebie, a przez włoskiego dziennikarza został zapytany, czy jest… Harrym Potterem z Monchengladbach. – Nie mam magicznej różdżki, ale na szczęście mam paru magików na boisku – odparł.
Z tym, że dopiero jak on wziął zespół – ci magicy przypomnieli sobie wszelkie zaklęcia. A Schubert w Niemczech robi furorę.