Dzisiejszy polski akcent na Wyspach niestety do pozytywnych nie należy. Łukasz Fabiańki zagrał przeciwko Arsenalowi, swojemu byłemu klubowi i przez chwilę zachował się tak, jakby ciągle był tamtym niepewnym Fabiańskim sprzed trzech czy czterech lat. Swansea przegrało 0:3, a on popełnił ewidentny błąd przy bramce Laurenta Koscielnego. Co poza tym? Manchester City wciąż liderem, bezbramkowy remis United i wciąż imponujący Leicester City.
Najlepsze jest to, że pierwsza połowa w ogóle nie wskazywała na to, że Arsenal wygra, a już na pewno, że wygra tak wysoko i zdecydowanie. To chłopaki Gary’ego Monka byli bardziej aktywni pod bramką i wydawało się, że będą w stanie sprawić niespodziankę, albo chociaż napsuć Arsene Wengerowi trochę krwi. Tymczasem w drugiej połowie poszło już z górki, wyjątkowo gładziutko. I w tym miejscu, niestety, musimy wywołać do odpowiedzi naszego reprezentacyjnego bramkarza. Kiedy grał w Arsenalu, prasa ochrzciła go Flappyhandski i dziś Flappyhandski powrócił. Naprawdę nie pamiętamy tak ewidentnego błędu popełnionego przez Fabiańskiego w ostatnich paru, może nawet parunastu miesiącach. Chciał złapać górną piłkę, ale będąc pod naporem napastników, wypuścił ją pod nogi Koscielnego.
Dał radę Arsenal, poradził sobie też Manchester City, ale z Norwich poszło im znacznie, znacznie trudniej. Do 67. minuty bezbramkowo remisowali. Na prowadzenie wyprowadziło ich trafienie Otamendiego, ale na sześć minut przed końcem czasu regulaminowego do Fabiańskiego dołączył Joe Hart i sprezentował gola ekipie Norwich. A zrobił to w jeszcze bardziej efektowny sposób niż Polak. Na ratunek w ostatnich minutach przyszedł gwizdek sędziego i rzut karny Yayi Toure.
United zremisowali drugi mecz z rzędu, drugi bezbramkowo. Po derbach nie dali rady z Crystal Palace. Lepszy był przeciwnik. Stwarzał więcej sytuacji, oddał więcej strzałów na bramkę. Wraca stary, dobry (?) Manchester? Zakończymy pozytywnym akcentem, czyli ekipą Leicester City. Ekipą, która zachwyca i zaskakuje od początku sezonu. Przyznamy, że kiedy na ławce trenerskiej zasiadał Claudio Ranieri, to uśmiechaliśmy się pod nosem. Tymczasem facet wykręca wyniki zdecydowanie ponad stan i nic dziwnego, że Marcin Wasilewski z boiska przetransportował się na trybuny. Chcemy tego, czy nie: drużyna bez niego funkcjonuje lepiej. Wystarczy spojrzeć na wyniki. Dziś już nie pierwszy raz w tym sezonie zachwycił Riyad Mahrez. Walnął kolejne dwie bramki w wygranym 3:2 meczu z West Bromwich Albion. Kolejną dorzucił też Jamie Vardy, już jedenastą. I prowadzi w klasyfikacji najlepszych strzelców. Gość, który cztery lata temu grał w piątej lidze. To był jego ósmy kolejny mecz z bramką.