Reklama

Kto oprócz Gianniego? Poznajmy kandydatów na stołek szefa FIFA

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2015, 11:31 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jedne wybory dopiero się skończyły, a kampania drugich tak naprawdę dopiero się rozkręca. Jeszcze do niedawna murowanym kandydatem do zwycięstwa byłby Michel Platini. Byłby, ale przynajmniej na razie powstrzymuje go wyrok zawieszenia, do momentu rozpatrzenia podejrzanych finansowych konszachtów z Josephem Blatterem. A zatem pozostałych kandydatów na dziś mamy kilku, naprawdę ciekawych. Jest “Łysy z UEFA”, jest facet, który siedział w więzieniu z Nelsonem Mandelą. Jest też szejk oskarżany o więzienie i torturowanie sportowców w swoim kraju. Który z nich najbardziej nadaje się do roli miotły, albo inaczej – buldożera, który będzie musiał wymieść cały syf z FIFA?

Kto oprócz Gianniego? Poznajmy kandydatów na stołek szefa FIFA

Dla formalności dodamy, że kandydat musiał zyskać poparcie co najmniej pięciu krajowych federacji i udowodnić, że w dwóch z ostatnich pięciu lat odegrał aktywną rolę w piłce nożnej. Dodatkowo każdy będzie musiał przejść kontrolę etyki. Z tą najprawdopodobniej problemy będzie mieć szejk Salman, ale o tym za moment.

Gianni Infantino

Jego kandydatura to świeżynka, ale i sporego kalibru sensacja. Na dziś, przynajmniej w Polsce, jest to postać bardziej komiczna. Facet, którego szersza publika zna jako gadającą głowę z losowań grup Ligi Mistrzów, może jednak stanąć na czele światowej piłki. Jego kandydatura została wysunięta niejako w zastępstwie za zawieszonego na 90 dni prezesa UEFA. W praktyce Platini być może będzie mógł kandydować, ale zdaniem zachodnich mediów jest to raczej mało prawdopodobne. Jeszcze jakiś czas temu był murowanym faworytem, ale jego wizerunek ucierpiał na niewyjaśnionej wymianie prawie 1,5 miliona funtów z Josepem Blatterem. Infantino z kolei jest czysty, ma pełne zaufanie. I jest to człowiek jak najbardziej poważny. W końcu pan prawnik. Z futbolem do czynienia ma znacznie więcej poza byciem Łysym z UEFA czy facetem od mieszania kulek. Doradzał w czołowych ligach Europy – hiszpańskiej czy Włoskiej. Do tego mówi kilkoma językami. Bystrzacha.

sex

Tokyo Sexwale

Południowoafrykański multimilioner, który trochę w życiu przeszedł. Siedział w więzieniu razem z Nelsonem Mandelą, będąc ofiarą Apartheidu. Był jego bliskim przyjacielem i powiernikiem. Za kratami spędził trzynaście lat. Pieniędzy dorobił się na górnictwie i energetyce. Dziś jego majątek wycenia się na grubo ponad sto milionów funtów. Afryka jest licznym kontynentem i – co za tym idzie – silnym graczem przed wyborami.

Reklama

Jest biznesmenem, ale także politykiem, a nawet jednym z ministrów. Nie ma jednak czystego sumienia. Trzy lata temu wybuchła spora afera z nim w roli głównej. Chodziło o 25 milionów dolarów, które pożyczył Gwinei – rzekomo na uruchomienie kopalni, która nigdy nie rozpoczęła działalności. Pieniądze zostały ponoć wysłane na horrendalny procent, co od razu przyciągnęło uwagę mediów. We wszystko wmieszane były jakieś szemrane spółki i tajemniczy ludzie. Nieoficjalnie wiadomo, że w ten sposób załatwiał osobiste interesy i udziały w kopalniach, więc coś za uszami ma z całą pewnością. W końcu nie każdy bogaty człowiek musi wzbudzać zaufanie. Co ten facet ma wspólnego z piłką? Raczej niewiele. Był członkiem antyrasistowskiego komitetu FIFA oraz komitecie organizacyjnym mistrzostw świata w 2010 roku.

musa

Musa Bility

Stojący na czele liberyjskiej piłki Bility to kolejny kandydat z Afryki. I trzeba przyznać, że jest cholernie pewny siebie. Ostatnio powiedział, że jego rywale właściwie nie są żadną konkurencją, bo wszyscy w mniejszym czy większym stopniu, brali udział w aferach związanych z FIFA. A jeśli organizacja potrzebuje oczyszczenia, to także z tych wszystkich ludzi, którzy przyczynili się do jej rozchwiania. – Oni wszyscy sami stworzyli problem, który teraz należy rozwiązać, więc ich wybór będzie bezsensownym rozwiązaniem – mówi.

Bility prowadzi szeroko zakrojoną, afrykańską kampanię i zdaje się, że ma znacznie większe szanse niż Sexwale, który ma ponoć problem z uzyskaniem poparcia pięciu związków, bez którego nie będzie mógł wystartować. Kandydat z Liberii jeździ od kraju do kraju i poszerza strefę wpływów. W miniony weekend na przykład odwiedził Wybrzeże Kości Słoniowej. Jego minusem jest jednak anonimowość poza Afryką, a poparciem samych krajów Czarnego Lądu wyborów wygrać się nie da. A tam na tę chwilę ma zagwarantowanych ledwie 25 głosów.

Clipboard03

Prince Ali Bin Hussein

Dla niego uposażenie prezesa FIFA byłoby jak kieszonkowe, więc pogoń za denarem, to ostatnie, o co można go oskarżyć. Prywatnie trzeci syn króla Jordanii. Co ciekawe, faworyt według niektórych bukmacherów. Facet zawzięty, ambitny. To on kilka miesięcy temu jako jedyny przeciwstawił się dyktakturze Josepha Blattera, jak pamiętamy bezskutecznie. W głosach przegrał 73 do 133, ale w przyszłorocznych wyborach jego determinacja może zaprocentować. Wielokrotnie podkreśla, że tylko on postanowił się przeciwstawić hegemonowi. Że jako jedyny miał odwagę zaprotestować, podczas gdy inni trzęśli gaciami przed utratą stołków.

Reklama

Zapowiada, że nie będzie pionkiem i że naprawdę zależy mu na realnych zmianach. Po tym, jak kandydatura Michela Platiniego stanęła pod ogromnym znakiem zapytania, to on zdaje się być najpoważniejszym kandydatem. Doświadczenie, mimo niespełna czterdziestu lat na karku, ma całkiem spore. Prezesem Jordańskiej federacji został mając lat… dwadzieścia trzy, ale to nienadzwyczajne osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że jego ojciec był królem. W ostatnich latach piastował też urząd prezesa federacji azjatyckiej, a także wiceprezesa FIFA. W młodości uczył się na uniwersytetach Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Przez jakiś czas był w armii, ma licencję na skoki ze spadochronu, a jako młody chłopak uprawiał zapasy. Jego największym sukcesem jest fakt, że przez aferę korupcyjną przeszedł suchą stopą. Nic dziwnego. W pałacowych skarbcach złota raczej nie brakuje. Ogromny majątek, w obliczu woni korupcji, stawia go na wygranej pozycji.

Clipboard04

Salman Bin Ibrahim Al-Khalifa

Kolejny pan ze Wschodu, z turbanem na głowie. Tym razem kierunek Bahrajn. O ile książe Ali ma czystą kartę, o tyle sumieniu Salmana do czystości raczej daleko. Kiedy tylko zadeklarował się jako kandydat, larum podniosły organizacje broniące praw człowieka. Powód? Niebanalny. Chodzi o więzienie i torturowanie sportowców, którzy brali udział w prodemokratycznej manifestacji sprzed czterech lat. Wszystko teoretycznie miało nastrój pokojowy, ale później rodzina kandydata mocno odegrała się na odsianych jednostkach. Zatrzymano około stu pięćdziesięciu osób: sportowców, trenerów, działaczy. Zidentyfikowano ich na podstawie zdjęć, a wszystkiemu miał przewodniczyć właśnie Al-Khalifa, będący prezesem lokalnego związku piłkarskiego.

– Jeżeli ręce tego człowieka są najczystszymi wśród kandydatów do objęcia władzy w FIFA, to z pewnością jest to najpłytsza i najbardziej gardząca etyką organizacja w świecie sportu – napisali w oficjalnym oświadczeniu obrońcy praw człowieka. Lista oskarżeń jest długa i przytłaczająca. Na pytanie, czy taki człowiek powinien kandydować na stołek prezesa FIFA, sam zainteresowany odpowiedział: – Mam tylko jedno pytanie. Wszyscy mówicie o zarzutach, ale czy ktokolwiek z was ma na to jakieś dowody? Nie? W takim razie możemy iść dalej.

Rzeczywiście, konkretnych dowodów brak. Oficjalnie sportowcy zostali wypuszczeni z więzień, ale nieoficjalnie niektórzy albo do dziś przebywają w aresztach, albo zostali zawieszeni, co w praktyce oznacza koniec kariery na polu reprezentacyjnym.

4608

David Nakhid

Jedyny kandydat w przeszłości zawodowo trudniący się kopaniem piłki. Były reprezentant Trynidadu i Tobago, którego – bijemy się w pierś – wcześniej kompletnie nie kojarzyliśmy. Wiadomo o nim tylko tyle, że ma szkółkę piłkarską w Libanie i niedawno wrócił na Karaiby. Głównym punktem jego programu jest przeciwdziałanie monopolizacji futbolu przez kraje europejskie. Chce szerzyć piłkę przede wszystkim na innych kontynentach i to wśród małych krajów, szczególnie na Karaibach i w Ameryce Środkowej, będzie szukał ewentualnego poparcia. Szanse na objęcie urzędu oscylują w granicach błędu statystycznego.

Clipboard01

Jerome Champagne

Prawdopodobnie bardzo skromny facet. Na swojej stronie internetowej wielkimi literami określił się jako “nadzieja futbolu”. Nadzieją miał być już w maju, ale ostatecznie wycofał się z wygranych przez Blattera wyborów. Blattera, któremu przez kilka lat doradzał. Miał za niskie poparcie, by cokolwiek zdziałać. O niepowodzenie oskarżył UEFA i inne “instytucje”, które celowo miały go wyeliminować.

W praktyce jest kandydatem chyba najkonkretniejszym. Bardzo pewny swoich możliwości. Do sprawy podszedł tak, jak politycy. Przygotował jasny, przejrzysty program, prowadzi zwyczajną dla wyborów kampanię medialną. Swoich oponentów wzywa do wzięcia udziału w telewizyjnych debatach. Założył sobie osiem celów, które obieca spełnić w ciągu czterech lat kadencji, jeśli oczywiście zostanie wybrany. Jego program zawiera między innymi “kontynuację tego, co osiągnięto przez ostatnie czterdzieści lat”, “stosowanie najwyższych standardów przejrzystości i etyki” oraz “modernizację administracji FIFA”. Zobowiązał się też do corocznego upubliczniania korzyści i benefitów, jakie zyskali przedstawiciele kierownictwa federacji.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...