Reklama

Szalony mecz w Lizbonie! Majecki i Monaco za burtą Champions League

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

18 lutego 2025, 23:11 • 5 min czytania 3 komentarze

Champions League, bloody hell! Monaco przyjechało do Lizbony po awans. Dwa razy odrabiało straty, ale ostatecznie musiało uznać wyższość gospodarzy. Po zwariowanym meczu to Benfica awansowała do najlepszej szesnastki Ligi Mistrzów, ale młoda ekipa Adiego Huttera pokazała fantastyczne możliwości, przeważała przez większość spotkania i aż szkoda, że odpada na tak wczesnym etapie.

Szalony mecz w Lizbonie! Majecki i Monaco za burtą Champions League

Benfica z francuskimi drużynami do tej pory rozegrała 18 spotkań. W trzynastu z nich zwyciężyła, a w pięciu remisowała. Z Monaco z kolei w tym sezonie w Lidze Mistrzów mierzyła się dwukrotnie. Za każdym razem wygrywała na boisku rywala. Gracze z Księstwa w 2025 roku przegrali aż sześć ze swoich jedenastu spotkań, a ekipa z Lizbony wygrała każde z ostatnich pięciu. Wszystko, absolutnie wszystko wskazywało w tym spotkaniu na gospodarzy. Ale przewaga jednego gola w Lidze Mistrzów nie znaczy wiele, o czym przekonały się już nie takie ekipy jak 38-krotni mistrzowie Portugalii.

Boisko miało to wszystko zweryfikować. A działo się niemal od samego początku. Choćby taki Radosław Majecki. Jeśli nie był wystarczająco rozgrzany, dostał od Pavlidisa szybko szansę na wykazanie się, zmuszony do efektownej interwencji po strzale głową Greka z kilku metrów już w drugiej minucie.

Potem to jednak Monaco przeważało. Widać było, że to zespołowi z Księstwa bardziej zależy na trafieniu i dwukrotnie niewiele im zabrakło do odrobienia strat. Imponujący był pressing graczy Adiego Huttera, w czym brylował zwłaszcza Maghnes Akliouche, który obok Krepina Diatty i Takumi Minamino należał do najlepszych na placu. Wynik jednak wciąż się nie zmieniał.

Benfica odgryzała się z rzadka, skupiając się na pilnowaniu swoich zadań i kontrolowaniu spotkania przy korzystnym wyniku. Podopieczni Bruno Lage starali się obrzydzić gościom atakowanie, ale to właśnie zawodnicy z Księstwa byli bliżej trafienia. I kiedy wydawało się, że gracze z Ligue 1 faktycznie coraz lepiej czują się w lizbońskim deszczu, dali się zaskoczyć faworyzowanym gospodarzom.

Reklama

Singo stracił w głupi sposób piłkę przed własnym polem karnym. Ta trafiła do Pavlidisa, który zatańczył z Kehrerem i Camarą, a potem wyłożył futbolówkę na pustą bramkę do Kerema Akturkoglu.

Gracze Monaco potrzebowali chwili, aby się otrząsnąć, ale grali konsekwentnie i znów to oni zaczęli przeważać. Sygnał dał Diatta, który postraszył Trubina zaskakującym strzałem. Chwilę później był słupek po uderzeniu Embolo, a że do trzech razy sztuka – Minamino już się nie pomylił i wykorzystał długą piłkę od Singo i zgranie Embolo.

Wróciliśmy tym samym do stanu pierwotnego z początku meczu, ale Monaco dalej było na fali. W ostatniej akcji pierwszej połowy “setkę” zmarnował jeszcze Embolo i łapiąc się za głowę, gracze Monaco udali się na przerwę. Co się nie udało przed zmianą stron, wyszło zaraz po wznowieniu gry. Monaco znów dominowało, a kolejna kapitalna akcja Akliouche przyniosła mu asystę przy bramce Ben Seghira, choć kluczowym zagraniem było przepuszczenie piłki przez Embolo. Mieliśmy absolutne zasłużone prowadzenie gości i wyrównany stan dwumeczu!

Reklama

I nagle okazało się, że gracze Benfiki jednak są na boisku, bo niespodziewanie… zaczęli grać w piłkę przestraszeni perspektywą coraz bliższej dogrywki. Monaco wprawdzie wciąż atakowało, ale mieliśmy wreszcie w miarę wyrównane spotkanie. Bomba Amdouniego obudziła długo bezrobotnego Majeckiego. Z drugiej strony był minimalny spalony wychodzącego sam na sam Bieretha.

Choć gospodarze obudzili się w końcu w drugiej połowie, to bramkę znowu dostali w prezencie. Tym razem niespodziankę przygotował doświadczony Kehrer, który zanotował głupi faul w polu karnym, którego nie wychwycił sędzia główny, ale VAR nie mógł go przeoczyć. Karnego pewnie wykorzystał Pavlidis, ale emocje już tylko rosły.

Zawodnicy Benfiki bowiem sami postanowili zabawić się w spóźnionego świętego Mikołaja i po błędach Otamendiego i potem Trubina sprezentować gola 18-letniemu Ilahkhinenie, przebywającemu na boisku od kilkunastu sekund.

Koniec?

Nic z tych rzeczy. Za chwilę znów mieliśmy remis. Carreras do Kokcu i 3:3. CO-ZA-MECZ! Drużyny grały już bez hamulców. Benfica kilka tygodni temu dała sobie wydrzeć już raz korzystny wynik w ostatnich minutach w meczu z Barceloną, więc teraz chciała już uspokoić grę. Ale się nie dało…

Mieliśmy jeszcze odgwizdany rzut karny dla gospodarzy, który został anulowany ostatecznie przez VAR. W doliczonym czasie gry gracze Huttera nie potrafili jednak po raz trzeci wyrównać losów dwumeczu. Po takim spotkaniu zwykle żałujemy, że obie drużyny nie mogły awansować dalej, bo dały naprawdę fantastyczne widowisko bez kunktatorstwa i minimalizmu. A o to chyba w futbolu na najwyższym poziomie chodzi!

Benfica Lizbona – AS Monaco 3:3 (1:1), wynik dwumeczu 4:3

  • 1:0 – Akturkoglu 22′
  • 1:1 – Minamino 32′
  • 1:2 – Ben Seghir 51′
  • 2:2 – Pavlidis 76′ (karny)
  • 2:3 – Ilenikhena 81′
  • 3:3 – Kokcu 84′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]

Liga Mistrzów

Ekstraklasa

Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]