Reklama

Attenzione! Juventus nie zremisował z Milanem

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

18 stycznia 2025, 20:14 • 3 min czytania 2 komentarze

Powtarzamy: Juventus nie zremisował z Milanem. W sumie bez znaczenia z kim. Po prostu: nie zremisował. Turyńczycy górą w jednym z największych klasyków Serie A, dzięki zabójczym pięciu minutom i trafieniom Samuela Mbanguli oraz Timothy’ego Weaha.

Attenzione! Juventus nie zremisował z Milanem

Thiago Motta jak mantrę powtarzał, że ma dość remisów. Przeciekawe. Cały Turyn ma dość remisów, więc Ameryki brazylijski Włoch nie odkrył.

Remisowe wróżby

7-13-0. Tak przed dzisiejszym meczem prezentował się bilans Juventusu w tym sezonie Serie A. Co z tego, że turyńczycy wciąż są niepokonani, skoro idą na ligowy rekord, jeśli chodzi o remisy. Wspomniany bilans dawał drużynie Motty piąte miejsce w tabeli i kilkanaście punktów straty do liderującego Napoli.

Powodem do optymizmu przed pierwszym gwizdkiem nie był też bilans bezpośrednich starć Juventusu z Milanem. To właśnie z ekipą Rossoneri turyńczycy remisowali najczęściej w historii. Ostatnie dwa mecze ligowe? Oczywiście dwa razy bezbramkowy remis. Nuda.

Odrobinę ciekawiej było w Arabii Saudyjskiej, gdzie dwa tygodnie temu obie drużyny zmierzyły się w półfinale Superpucharu. Skończyło się 2:1 dla Milanu, mimo że to Juventus prowadził do przerwy.

Reklama

To właśnie tamtym meczem Sergio Conceicao rozpoczął budowanie swojej mediolańskiej legendy. Zwycięstwem nad Juve i tym finałowym nad Interem Portugalczyk skradł serca kibiców (nie tylko tych z San Siro). W kategorii nowych mioteł były szkoleniowiec FC Porto był Nimbusem 2000. A teraz nadeszła mniej słoneczna codzienność.

Progres

Pierwsza połowa nie była zła. Na pewno lepsza niż oba poprzednie starcia ligowe razem wzięte. Co nie oznacza, że zbliżyliśmy się do szaleństwa, które zaledwie kilkanaście dni temu zaserwowała totalnie odmieniona, energetyczna maszyna Conceicao.

Jeśli na Allianz Stadium było coś szalonego, to z pewnością 27. minuta. To właśnie wówczas kibice w Turynie po raz pierwszy wstali z miejsc. Najpierw łapali się za głowę, gdy Michele Di Gregorio własnym ciałem ochronił bramkę podczas kanonady gości. Niebywałe zamieszanie w polu karnym turyńczyków zakończyło się ich kontrą. Z piłką zabrał się Nicolas Gonzalez. I kibice Juve znów złapali się za głowy, ponieważ Argentyńczyk znakomitej okazji nie wykorzystał.

Rzadko zdarza się, że w ciągu jednej minuty obie drużyny powinny strzelić gola. No ale nie strzeliły, więc zgodnie ze wszystkimi znakami na niebie i ziemi włoskiej, pierwsza część meczu zakończyła się bezbramkowym remisem. Za to oglądaliśmy aż cztery celne strzały. Spory progres w porównaniu do poprzednich ligowych starć.

Zabójcze minuty

Na drugą połowę nie wyszedł Kenan Yildiz. Motta zmuszony był wystawić Timothy’ego Weaha. I to właśnie Amerykanin napędził pierwszą groźną akcję gospodarzy. Najpierw jego strzał obronił Mike Maignan, a później z kilku metrów prosto we Francuza strzelił Teun Koopmeiners. To musiało być 1:0.

I było 1:0, ale dopiero kilka minut później. Wynik otworzył Samuel Mbangula, któremu trochę pomógł Emerson Royal. Nim wpadła do siatki, piłka odbiła się od nogi brazylijskiego obrońcy, co zmyliło Maignana.

Reklama

Pięć minut później na 2:0 podwyższył ten, który na murawie zameldował się tuż po przerwie, a więc Timothy Weah. Turyńczycy wreszcie nie cofnęli się po pierwszym trafieniu, a ruszyli po kolejne.

Musimy przeredagować: na drugą połowę nie wyszedł Kenan Yildiz i cała jedenastka Milanu. Podopieczni Conceicao na amen spuścili głowy i nie podnieśli ich nawet wówczas, gdy Portugalczyk z wściekłością ciskał kurtką o ławkę. Początkowa werwa gdzieś uleciała. Nowego trenera Milanu czeka znacznie trudniejsze zadanie niż początkowo się wydawało.

A Juventus? No cóż, Juventus nadal jest niepokonany w lidze. 8-13-0. Oto nowy bilans Thiago Motty, który choć na chwilę może zapomnieć o remisach. Turyńczycy trzymają się ścisłej czołówki i przynajmniej na moment wskakują na czwarte miejsce w tabeli.

Juventus – AC Milan 2:0 (0:0)

  • 1:0 – Mbangula 59′
  • 2:0 – Weah 64′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

2 komentarze

Loading...