Reklama

Utalentowany Stępiński? Wreszcie można w to uwierzyć…

redakcja

Autor:redakcja

18 października 2015, 11:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kiedy 20-letni napastnik debiutuje w nowej drużynie, w dziesięciu meczach strzela sześć goli oraz dokłada asystę, zazwyczaj robi się o nim głośno w mediach. Momentalnie przypina mu się łatkę wielkiego talentu, zaczyna się rozważać go w kontekście reprezentacji, a nawet liczyć kasę z przyszłego transferu. W przypadku Mariusza Stępińskiego sprawy wyglądają jednak zgoła inaczej. On kilkoma dobrymi występami nikogo szybko nie przekona, bo medialny kredyt zaufania zmarnował już dawno temu. A teraz musi stoczyć prawdziwą batalię o odzyskanie reputacji.

Utalentowany Stępiński? Wreszcie można w to uwierzyć…

Na początku sierpnia, tuż przed debiutem w barwach Ruchu, sytuacja 20-letniego napastnika nie wyglądała najlepiej. Właśnie został bez żalu wypluty przez Norymbergę, która – pomimo jeszcze dwóch lat kontraktu – przestała z nim wiązać jakiekolwiek nadzieje. I trudno się dziwić, bo Stępiński był napastnikiem, który na przestrzeni 27 miesięcy w dwóch klubach tylko dwa razy trafił do siatki. Był piłkarzem, który nie doczłapał się nawet do debiutu w drugiej Bundeslidze, i który nie poradził sobie w mającej problemy kadrowe w formacji ofensywnej Wiśle. W pamięć szczególnie zapadła nam sytuacja z kwietniowego meczu we Wrocławiu, w którym pauzować musiał Paweł Brożek, a Kazimierz Moskal zostawił Stępińskiego na ławce i wystawił na szpicy Rafała Boguskiego.

Z pewnością była to sytuacja nie do pozazdroszczenia, która mogłaby złamać niejednego piłkarza. Szczęśliwie rękę Mariuszowi podał Waldemar Fornalik, który zawsze widział w tym chłopaku duży potencjał. Pamiętamy, jak 17-letni Stępiński ledwie z trzema golami w dorosłej karierze, został powołany przez poprzedniego selekcjonera do reprezentacji oraz wszedł na końcówkę towarzyskiego meczu z Rumunią. A teraz Fornalik po raz kolejny zobaczył u 20-latka coś, czego inni w żaden sposób nie potrafili dostrzec. I z całą pewnością nie żałuje.

Dziesięć spotkań w lidze, sześć goli i asysta, a pamiętajmy, że swoje cztery pierwsze mecze zaczynał na ławce rezerwowych. Już na początku tego sezonu Mariusz pobił więc swój życiowy rekord oraz strzelił więcej goli, niż przez cały pobyt w dorosłej drużynie Widzewa. Średnią też ma imponującą, bo wypracowuje zespołowi gola raz na 94 minuty gry. Innymi słowy, statystycznie prawie w każdym pełnym meczu jest w stanie zdziałać coś pod bramką rywala. Pod względem not Weszło (5,40) to już drugi środkowy napastnik w lidze, a ustępuje jedynie rewelacyjnemu Nikoliciowi. Poza tym nie zapominajmy też o jego fantastycznym występie w młodzieżówce w meczu z Izraelem, gdzie zdobył dwa gole, a przy trzecim asystował.

Brzmi to dosyć absurdalnie, ale 20-letni zawodnik po ponad dwuletnim kryzysie wreszcie stanął na nogi. We wczorajszym spotkaniu z Lechem rozegrał kapitalne zawody, a przecież obserwując jego grę ciągle ma się wrażenie, że on z meczu na mecz się rozkręca. Wydaje się, że mało kto w Chorzowie rozpacza jeszcze po odejściu Kuświka i Visnakovsa, bo znalazł się następca z potencjałem na jeszcze lepszą grę. I, co ważne, następca, który ma w swoim CV zawstydzającą przygodę z Norymbergą, więc pewnie trochę czasu minie, zanim jakiś zagraniczny klub znowu się po niego zgłosi, a sam Mariusz ponownie zapragnie spróbować swoich sił na zachodzie. Innymi słowy, wyciągnięty znikąd i odbudowany przez Fornalika Stępiński może zapewnić drużynie stabilizację w pierwszej linii na przestrzeni dłuższego okresu. I za to byłemu selekcjonerowi należą się wielkie brawa.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Skoki

Lillehammer przyniosło nam… najstarszego lidera PŚ w historii. Polacy? Bez błysku

Błażej Gołębiewski
0
Lillehammer przyniosło nam… najstarszego lidera PŚ w historii. Polacy? Bez błysku

Komentarze

0 komentarzy

Loading...