Reklama

Tschofenig, czyli idealny produkt systemu. Trudno o lepszą młodą twarz skoków narciarskich

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

08 stycznia 2025, 11:22 • 9 min czytania 6 komentarzy

Sprawił, że austriaccy kibice przerabiają piosenkę Beatlesów. Wiele dał mu golf. W poprzednim sezonie skoki przestały go cieszyć, a teraz Daniel Tschofenig trochę nieoczekiwanie wygrał Turniej Czterech Skoczni. Jest idealnym produktem austriackiego systemu i świetnym tematem dla mediów – również ze względu na życie prywatne. Zaczął skakać dzięki Andresowi Goldbergerowi, a do pierwszej kadry trafił przy udziale obecnego trenera Polaków, Thomasa Thurnbichlera. Teraz wygrał turniej, mimo że po pierwszym skoku w Oberstdorfie był przekonany, że nie ma na to szans.

Tschofenig, czyli idealny produkt systemu. Trudno o lepszą młodą twarz skoków narciarskich

Bischofshofen, dworzec kolejowy. Godzina 22.40, kilka godzin po konkursie. Grupa nieco podchmielonych austriackich kibiców nuci cały czas przyśpiewkę, bazującą na piosence Beatlesów. Ale jest jedna subtelna różnica. Zamiast: „Hey Jude” śpiewają „Hey Tschof” na cześć Daniela Tschofeniga, który wygrał Turniej Czterech Skoczni. Wygląda na to, że sportowa Austria ma nowego, 22-letniego idola, który jednak w pierwszej chwili na skoczni w Bischofshofen nie do końca został zaakceptowany.

W czwartym konkursie turnieju Tschofenig w pierwszej serii nieco zawiódł. Musiał atakować. Drugi skok był lepszy, ale nawet zawodnikowi nie wydawało się, że on może dać wygraną w całej imprezie. – Przed próbą Stefana myślałem, że to on będzie zwycięzcą – przyznał później Tschofenig.

Najpierw nie wyprzedził go Jan Hoerl, który wylądował aż na 143. metrze, ale sędziowie – słusznie – odjęli mu sporo za styl. Pozostał Kraft, który ze względu na warunki musiał długo czekać na swój skok. Ciężko przypomnieć sobie jakikolwiek konkurs o podobną stawkę, kiedy ostatni zawodnik zostałby postawiony w tak trudnej psychicznie sytuacji. Na dole ponad 14 tysięcy rodaków, w tym rodzina Stefana. Gdyby zrobić wtedy sondaż, pewnie z 99 procent ludzi orzekłoby, że zaraz obejrzymy skok na wygranie turnieju. Ale tak się nie stało. Kraft wylądował bliżej, a Tschofenig, gdy to zobaczył, w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć. Dopiero po jakimś czasie zaczął się cieszyć. Kiedy unieśli go dwaj koledzy z kadry, Kraft pustym wzrokiem patrzył przed siebie. Trochę czasu na właściwą reakcję potrzebowali też kibice. Najpierw na skoczni zapanowało milczenie – trochę jakby w teatrze odegrano świetną rolę, ale zrobiłby to nie ten aktor, który miał. Później powróciły brawa, śpiewy i wymachiwanie flagami.

Reklama

Niedowierzanie Daniela Tschofeniga 

Urodzeni mistrzowie

Tschofenig to bohater niespodziewany, ale też świetny materiał na idola tłumów. Jest młody, błyskotliwy, dobrze mówi po angielsku. Świetne odnajduje się w relacjach z mediami. Gdy na konferencji prasowej jeden ze słoweńskich dziennikarzy chciał go spytać, czy mówi po słoweńsku (Daniel urodził się blisko granicy z tym krajem), ale pomylił się i zapytał, czy zna niemiecki, Tschofenig tylko uśmiechnął się i odpowiedział: – Kiedyś trochę mówiłem po słoweńsku, ale z niemieckim jest ciężko.

Jego mama, pani Monika, w wywiadzie dla „Kronen Zeitung” przedstawiła jakiś czas temu syna jako młodego człowieka, który jest pełen luzu i nigdy nie bał się spadania.

Daniel jest też ciekawy z punktu widzenia kolorowej prasy i tabloidów, bo jego partnerka to Alexandra Loutitt – kanadyjska skoczkini, która mimo młodego wieku (rocznik 2004, a Daniel 2002) jest brązową medalistką igrzysk z Pekinu i mistrzynią świata z dużej skoczni z Planicy. Na konkurs w Bischofshofen jechała prosto z kobiecych zawodów Pucharu Świata w Villach. Zdążyła zobaczyć skok ukochanego, a później mocno go uściskać. „Born to be champions” – taką piosenkę podłożyła do jednego ze zdjęć z Tschofenigiem w mediach społecznościowych.

Urodzeni, by być mistrzami. Od teraz na pewno pasuje.

Zaczął dzięki Goldbergerowi

Daniel od pewnego czasu jest twarzą Red Bulla. Po raz kolejny potwierdza się, że znany producent napojów energetycznych w wielu przypadkach ma czutkę, których sportowców wspierać. Na stronie Red Bulla można przeczytać ciekawy tekst o początkach Daniela. Gdy wygrywał w Bischofshofen, jego skoki w stacji ORF komentował Andreas Goldberger, znakomity skoczek sprzed lat. Co ciekawe, to właśnie „Goldi” miał duży wpływ na to, że Daniel zaczął skakać. W mediach można znaleźć kilkuminutowy film z zajęć w ramach programu Goldi Talent Cup. Odbyły się w 2009 roku w Karyntii, a dokładnie w Achomitz. Na nagraniu widać siedmioletniego Daniela, skaczącego z malutkiego obiektu.

Reklama

To jeden z najważniejszych momentów mojego dzieciństwa. Gdyby nie Goldberger, pewnie w ogóle nie zostałbym skoczkiem – powiedział niedawno Tschofenig, który jako dzieciak był dość krnąbrny. Kiedy na skoczni mu nie szło, często rzucał nartami i trenerzy musieli go w mocny sposób temperować. Może taki charakter okazywany od samego początku jest potrzebny, żeby wyrosnąć na mistrza?

Ważną decyzją była też na pewno rezygnacja z gry w piłkę nożną, którą uprawiał przez siedem lat. – Nie widziałem w futbolu dla siebie większych szans. Może za dużo ludzi było wokół? Poza tym już wtedy byłem bardziej indywidualistą. Bałem się, że ktoś z zespołu popełni błąd i mogę przez to przegrać. W skokach, jeżeli przegrywam, to przez własne niedociągnięcia – opowiadał Tschofenig polskim dziennikarzom podczas dnia medialnego, który odbył się w hotelu Austriaków przed konkursem w Innsbrucku.

Tschofenig podnoszony przez kolegów 

Myślał, że to koniec

Wtedy wydawało się, że może wygrać turniej, ale to się u Daniela zmieniało. Do pierwszego konkursu w Oberstdorfie przystępował jako jeden z kandydatów do końcowego triumfu. Miał na koncie dwa wygrane zawody Pucharu Świata, pierwsze takie triumfy w karierze, które odniósł w Wiśle i Engelbergu. Ale pierwszy skok w turnieju mu nie wyszedł, bo po pierwszej serii był dopiero siódmy. Tschofenig rozmawiał po tamtej próbie z Ingo Jensenem, oficerem prasowym Turnieju Czterech Skoczni. – Wtedy myślał, że dla niego jest już po turnieju. “Dla mnie to już koniec, Kraft i inni są zbyt mocni” — mówił. Był naprawdę załamany – wspomina Jensen w rozmowie z serwisem PS Onet. Ostatecznie w Oberstdorfie Tschofenig był trzeci. Niby wysoko, ale stracił trochę do Krafta.

Jednak w Garmisch-Partenkirchen, w Nowy Rok, to już on był najlepszy. – Jako małe dziecko siedziałem przed telewizorem i marzyłem, by taki moment kiedyś nastąpił. To niesamowite – powiedział wtedy w jednym z wywiadów dla austriackich mediów. Polskim dziennikarzom dzień później opowie, że pamięta oglądany w telewizji Turniej Czterech Skoczni z sezonu 2011/12, w którym, jak w tym roku, na podium stanęli trzej Austriacy, a walkę o zwycięstwo toczyli Thomas Morgenstern z Gregorem Schlierenzauerem. Daniel doda, że nigdy nie miał jakiegoś jednego wielkiego idola i nawet, gdy zobaczył kiedyś na skoczni w Villach Schlierenzauera, nie miał jakiejś wielkiej potrzeby zrobienia wspólnego zdjęcia. A część kolegów się na to zdecydowała.

Wygrał na „górze przeznaczenia”

W Innsbrucku nastąpił kolejny zwrot akcji. Wygrał Kraft i to on ponownie został liderem turnieju, ale różnice między nim, a Hoerlem i Tschofenigiem były minimalne. Jedna jako że Stefan lubi skocznię w Bischofshofen, która znajduje się w jego rodzinnych stronach, wydawało się bardzo prawdopodobne, że tego prowadzenia nie odda już do końca. Tschofenig powiedział w Innsbrucku: – To niesamowite, że możemy we trzech zająć podium turnieju. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czołowe trio było przed ostatnim konkursem tak blisko siebie.

W innej rozmowie obiekt w Bischofshofen nazwał swoją „górą przeznaczenia”.

Jeden z austriackich dziennikarzy powiedział mi, że przed ostatnimi zawodami swoje szanse na Złotego Orła Daniel oceniał w prywatnych rozmowach jako niewielkie. W Bischofshofen w treningach i kwalifikacjach skakał najgorzej z wielkiej trójki. – Nie rozgrzałem się jeszcze, nie przyzwyczaiłem do skoczni. Ona nie do końca mi pasuje. Wszystko jest inne, przede wszystkim ten stosunkowo płaski najazd do progu – mówił austriackim mediom. A później nastąpił finał, którego mało kto się spodziewał.

Słowa Tschofeniga po triumfie: – Moje skoki były tutaj pełne bólu i kłopotów, ale nagle zaczął się konkurs i wszystko kliknęło, wskoczyło w swoje miejsce. To coś fantastycznego.

Bardzo się cieszę ze zwycięstwa Daniela. To piękny przykład, pokazujący, jak daleko może zaprowadzić cię ciężka praca i oddanie skokom w pełni – mówił po zakończeniu rywalizacji trener Polaków, Thomas Thurnbichler. Austriak jest jedną z osób, której Tschofenig zawdzięcza najwięcej. Daniel to klasyczny produkt rodzimego systemu, bo choć urodził się blisko granicy ze Słowenią i Włochami, później przeniósł się do słynnej szkoły w Stams, kształcącej młodych skoczków, której absolwentami są również znakomici trenerzy. Tam od pierwszego roku wiele dała mu współpraca z Danielem Lacknerem. Na ostatnim roku Tschofeniga zaczął również prowadzić Thurnbichler.

Wymagający Thurnbichler

Jest wiele rzeczy, których Thomas od ciebie chce, jest bardzo wymagający. U mnie to wypaliło, bo lubię taki styl i mi pasuje, ale wiem, że inni mieli wiele problemów. Thomas po prostu mówił mi, co powinienem zrobić, ja starałem się do tego dostosować, a to dawało efekty. Ale czy był rygorystyczny? Nie do końca. Mogłeś wypić z nim piwo, tylko nie przywiązywał się do nikogo tak, żeby wychodzić z nim w miasto w każdy weekend. Chciał być jednak blisko nas, więc bawił się z nami, starał się być naszym towarzyszem. Jednocześnie wiedział, czego powinien wymagać na skoczni, czy gdy rozmawialiśmy np. o nawykach żywieniowych – opowiadał o współpracy z Thurnbichlerem Tschofenig w wywiadzie, udzielonym Sport.pl w listopadzie ubiegłego roku.

Od lewej – Hoerl, Tschofenig i Kraft 

Sam Thurnbichler na łamach tego samego medium opowiadał, że Tschofenig wskoczył do Pucharu Świata w sezonie 2021/22, głównie przez problemy z plecami Michaela Hayboecka. – Zrobiło się miejsce dla niego i wykorzystał swoją szansę. Ale musiałem się o to nawalczyć. Ci młodzi zawodnicy potrzebują czasu. Daniel skakał słabo w Niżnym Tagile, potem dwukrotnie zapunktował w Ruce i zbudował sobie drogę do sporych sukcesów, bo później bywał już i w czołówce zawodów. Ale obawiam się, że mogło nie być tak kolorowo, gdyby nie fakt, że wywalczył sobie to miejsce – dodawał Austriak.

Skoki go nie cieszyły

Kariera Tschofeniga to nie jest jednak droga złotego dziecka, które z miejsca zaczęło wygrywać. W sezonie 2022/23 trzy razy stawał na podium. Zajął dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, został też brązowym medalistą mistrzostw świata w Planicy w drużynie. Ale ubiegły sezon miał gorszy. W Innsbrucku opowiadał nam, że skoki przestały go wtedy cieszyć, a dziennikarze pamiętają obrazek smutnego Tschofeniga, który po przeciętnych próbach odmawiał wywiadów. Latem ubiegłego roku przez dwa miesiące nie skakał z powodu kontuzji i była w jego głowie niepewność, jak zacznie ten sezon. Raczej nie zakładał, że w ścisłej czołówce, tymczasem jest najlepszym i najstabilniejszym zawodnikiem w stawce. W sezonie 2024/25 rozegrano 14 indywidualnych zawodów i aż w dziesięciu z nich Tschofenig stawał na podium. Cztery konkursy wygrał.

Masz jakąś pasję? Coś, co sprawia ci frajdę, poza skokami? – pytali go po konkursie w Bischofshofen zagraniczni dziennikarze.

Mówił o golfie. – Zacząłem w niego grać zeszłego lata i stałem się wielkim fanem tej dyscypliny. To mi pomogło radzić sobie, gdy leczyłem kontuzję – stwierdził. Austriaccy dziennikarze podkreślają, że ten sport ma pewne cechy wspólne ze skokami – fizyczne ale też związane z mentalnością.

Czy wygrał najlepszy?

Skoki, jak wiadomo, nawet w erze przeliczników, nie są sportem sprawiedliwym. Dlatego po epickim, ale i zaskakującym finale w Bischofshofen warto postawić pytanie: „Czy Turniej Czterech Skoczni wygrał najlepszy zawodnik tej imprezy?”. Patrząc na punkty – wiadomo, że tak, ale spoglądając szerzej? Niektórzy powiedzą, że niekoniecznie. Pytam o to Norberta Niederachera z „Kronen Zeitung”.

Wygrana Tschofeniga nie jest jakąś wielką sensacją, ale w normalnych warunkach, gdyby nie musiał tyle czekać, prawdopodobnie najlepszy okazałby się Stefan. W skokach każdy ma mniej lub więcej szczęścia. To część tej gry. Musimy to zaakceptować. Hoerl jest wściekły, że źle lądował, Stefan może narzekać, że miał pecha. Daniel się cieszy. To jak w tej piosence: „The winner takes it all” – odpowiada dziennikarz.

 

 

 

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SKOKACH NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Przeżyła Holokaust, zdobyła 10 medali olimpijskich, dożyła 103 lat. Historia Ágnes Keleti

Sebastian Warzecha
4
Przeżyła Holokaust, zdobyła 10 medali olimpijskich, dożyła 103 lat. Historia Ágnes Keleti

Polecane

Igrzyska

Przeżyła Holokaust, zdobyła 10 medali olimpijskich, dożyła 103 lat. Historia Ágnes Keleti

Sebastian Warzecha
4
Przeżyła Holokaust, zdobyła 10 medali olimpijskich, dożyła 103 lat. Historia Ágnes Keleti

Komentarze

6 komentarzy

Loading...