Zawsze gdy jakakolwiek kadra z ambicjami mierzy się z rywalami pokroju San Marino czy Gibraltaru, zaczyna się dyskusja nad sensem takich spotkań. Atmosferą bardziej przypomina to mecze towarzyskie, wynik zależy tylko od chęci silniejszej drużyny. Zagrać i zapomnieć – taka jest zwykle taktyka. Dlatego od dłuższego czasu toczy się dyskusja nad wprowadzeniem turnieju preliminacyjnego dla drużyn z ostatniego koszyka.
Niech wtedy zagra jedna, dwie albo cztery najlepsze drużyny spośród tych ośmiu najsłabszych. Eliminacje nabiorą większego znaczenia, mniej będzie spotkań o pietruszkę i wyeliminuje się nabijanie bramek. Argumenty to oczywiście w miarę logiczne, bo większy poziom bierze się z większej jakości meczów, a nie ich ilości, ale nie zawsze sport na tym polega – mówią inni. Dajmy każdemu członkowi FIFA szansę, przecież piłka to też spełnianie marzeń – dla takiego bankiera z San Marino przygodą życia będzie mecz na Allianz Arenie.
Prześledziliśmy więc jak w tych eliminacjach radziły sobie ekipy z ostatniego koszyka. Maruderów było dwóch – Andora (grupa B) i Gibraltar (grupa D), które rozgrywki zakończyły bez punktu. Remis z Estonią ustrzeliło San Marino (grupa E) i pewnie tam impreza była lepsza niż u nas na Stadionie Narodowym po meczu z Irlandią. Z kolei Malta dzięki remisom z Bułgarią i Azerbejdżanem zakończyła rozgrywki z dwoma punktami (grupa H). Ale jedziemy dalej.
Grupa A – tutaj teoretycznie najsłabszy był Kazachstan i to on powinien dostać od każdego baty. Przegrał co prawda siedem spotkań, ale za to wygrał o jedno więcej niż Łotwa, bo całe jedno (właśnie z Łotwą) i ją wyprzedził.
Grupa C – tutaj znowu zespół z ostatniego koszyka – Luksemburg – zajął miejsce powyżej Macedonii i także dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich. Na Bałkanach ekipa z Beneluksu przegrała 2:3, ale u siebie zwyciężyła 1:0.
Grupa F to już większa sensacja. Wyspy Owcze zgarnęły oczek aż sześć, tyle samo co Grecja. A mówimy o drużynie której stadion narodowy mieści ledwie sześć tysięcy widzów. I tam po pokonaniu Hellady impreza była taka:
Grupa G. Liechtenstein nie wychodzi na takich leszczy, za jakich ten kraj uchodził. Wyprzedził o trzy punkty Mołdawię dzięki zwycięstwu w Kiszyniowie. W grupie I nie było żadnej ekipy z ostatniego koszyka, ale stawkę zamyka Armenia, losowana z koszyka czwartego (tego samego co Szkocja czy Walia).
Wiadomo – najsłabsze ekipy raczej nie zdziałają cudów i raczej nie awansują prędko na mistrzostwa, ale nie zawsze o to toczy się gra. Abstrahując od spełniania marzeń, okazuje się, że w czterech grupach (na osiem z drużynami z pierwszego koszyka) teoretycznie najsłabsze drużyny nie zajęły ostatniego miejsca. A to całkiem niemałe osiągnięcie.