Reklama

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

22 grudnia 2024, 10:27 • 7 min czytania 21 komentarzy

Muszę przyznać, że kiedy rewanżowa walka Oleksandra Usyka z Tysonem Furym dobiegała do końca dziesiątej rundy, nieco obawiałem się jej wyniku. Nie to, że nie mógłbym się pogodzić z porażką mistrza, w którym upatrywałem faworyta. Lecz z tyłu głowy miałem słowa Franka Warrena. Promotor „Króla Cyganów” otwarcie mówił o tym, że zapis o trzecim starciu pięściarzy widnieje w kontrakcie. Bałem się więc, że boks na najwyższym poziomie pokaże się milionom widzów od swej najgorszej strony, czyli sędziowskiego wałka. Jednak wtedy Usyk pokazał, dlaczego jest najlepszym ciężkim w XXI wieku.

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Pomimo 37 lat na karku, Oleksandr w 11. i 12. rundzie dalej był niezmordowany. W ostatnim starciu wręcz obijał „Króla Cyganów” tak, jakby to on sam potrzebował wygranej przez nokaut – a przecież było zupełnie odwrotnie. Po gongu kończącym pojedynek nawet Anthony Joshua punktował zwycięstwo pięściarza, który pozbawił go pasów, choć zaledwie w stosunku 115-114. Piszę „nawet”, bo w końcu „AJ” to rodak Tysona, który miał interes w tym, by to Fury odniósł sukces. Pomimo ostatnich porażek Joshua mógł bowiem łudzić się, że na zakończenie kariery Eddie Hearn będzie w stanie załatwić mu hitową pożegnalną walkę właśnie z „Gypsy Kingiem”.

Skoro więc taka persona widziała minimalną wygraną Usyka, to znaczy jedno. Że w rzeczywistości była ona bardzo pewna.

Na szczęście do tego samego wniosku doszli też sędziowie punktowi. Każdy z nich widział zwycięstwo niepokonanego mistrza w stosunku 116-112. Pewny triumf Ukraińca potwierdzają też statystyki ciosów. Usyk zadał 179 celnych uderzeń, podczas gdy jego rywal – 144. Znacznie lepiej operował ciosami prostymi. I bił z lepszą skutecznością. Bo owszem, Fury uderzeń wyprowadził więcej, ale zwykle pruł nimi powietrze. Jego ręce nie mogły nadążyć za ruchliwym Ukraińcem.

Reklama

Statystyki ciosów rewanżowej walki Usyk – Fury. Źródło: Compubox

Co ciekawe, jeszcze wyższą wygraną niepokonanego mistrza wskazała nowinka technologiczna – sztuczna inteligencja, która po raz pierwszy sędziowała zawodową walkę o tytuł. Ta widziała bowiem triumf Usyka w stosunku 118-110. – Pieprzyć wszystkie komputery, dajcie działać ludziom! Więcej miejsc pracy dla ludzi, mniej miejsc pracy dla komputerów. Pieprzyć też elektryczne samochody – w swoim stylu tę nieoficjalną punktację AI skomentował Fury.

***

Wróćmy jednak do czempiona. Usyk rewanżem z Furym pokazał bowiem, że jest najlepszym pięściarzem wagi ciężkiej w XXI wieku. I posiada ku temu solidne argumenty. Po pierwsze, jest zawodnikiem niepokonanym. Wprawdzie z powodu decyzji federacji IBF, która odebrała mu pas na rzecz Daniela Dubois, utracił miano niekwestionowanego mistrza królewskiej kategorii. Ale to być może odzyska za niedługo, gdyż po walce z Furym Oleksandr zamienił z Dubois kilka zdań i publicznie zapytał Turkiego Alalshikha, czy ten byłby w stanie zorganizować ich drugi pojedynek. Oczywiście szybko otrzymał odpowiedź twierdzącą.

Jeżeli więc młodszy rodak Tysona Fury’ego w lutym pokona Josepha Parkera, to otrzymamy kolejne starcie rewanżowe z udziałem Ukraińca. Walkę nieco niepotrzebną, bowiem w sierpniu ubiegłego roku Usyk we Wrocławiu pewnie pokonał Dubois przez nokaut w 9. rundzie. Jednak co możemy na to poradzić, skoro 37-latek po prostu wyczyścił wagę ciężką?

Oleksandr dwa razy pokonał Tysona Fury’ego. Za pierwszym razem w wyrównanym starciu, którego wynik nie mógł jednak budzić żadnych kontrowersji. Za drugim Usyk zwyciężył już wyraźnie. Choć przecież „Król Cyganów” posiada zarazem opinię króla rewanżów. Jednego z najinteligentniejszych pięściarzy w stawce, który potrafi wyciągać wnioski. Wczoraj wieczorem okazało się, że nie ma sposobu na dobranie się Usykowi do skóry.

Reklama

Niepokonany mistrz wcześniej dwa razy odprawił też Anthony’ego Joshuę. W ich pierwszej walce był nawet o krok od tego, by w ostatniej rundzie znokautować Brytyjczyka. Te wygrane w oczywisty sposób stawiają Usyka nad pięściarzami z Wysp. A przypomnę tylko, że obaj w swoich rekordach posiadają wygraną nad rodakiem Oleksandra – Władimirem Kliczką. Wyżej cenię też 37-latka od drugiego z braci Kliczków, Witalija. „Doktor Stalowa Pięść” wprawdzie na swoim koncie w XXI wieku posiada 12 udanych obron pasa WBC. Ale dokonywał tego z pięściarzami gorszymi niż Usyk czy Joshua. Na przykład z Tomaszem Adamkiem czy Albertem Sosnowskim. Z całym szacunkiem do polskich pięściarzy, lecz w wadze ciężkiej to nie ta półka co Brytyjczycy.

Skoro już ta nacja powraca do rozważań, to w hitowej walce z jej przedstawicielem – Lennoxem Lewisem – Witalij przegrał w 2003 roku. Jeżeli jednak mowa o tytule najlepszego ciężkiego w XXI wieku, to trudno brać tutaj pod uwagę „Lwa”. Od 2001 roku stoczył on bowiem tylko cztery walki. A nowe milenium rozpoczął od sensacyjnej porażki w 5. rundzie z Hasimem Rahmanem. Podobna kwestia dotyczy na przykład Evandera Holyfielda. To wielki pięściarz, ale przede wszystkim w latach 90. W następnym stuleciu szybko stracił pas mistrza świata. I już nie udało mu się go odzyskać.

Pozostałe nazwiska czempionów z XXI wieku trudno nawet zestawiać z Usykiem. Nie zrozumcie mnie źle. Tacy goście jak Chris Byrd (mistrz IBF w latach 2002-2006), Lamon Brewster (czempion WBO, ten sam, który błyskawicznie załatwił Andrzeja Gołotę, a wcześniej pokonał Władimira Kliczkę) czy – wracając do najnowszych czasów – Deontay Wilder, to byli dobrzy pięściarze. Ale w porównaniu z Usykiem każdy z nich jest o klasę gorszym zawodnikiem.

***

Niedawno oglądałem ciekawy materiał na kanale dwóch ekspertów boksu z naszego rodzimego podwórka – Janusza Pindery oraz Kacpra Bartosiaka. W swojej rozmowie dziennikarze poruszali temat największych bokserskich mitów. Twierdzeń, które w środowisku obrosły legendą, choć nie mają wiele wspólnego z prawdą. Jednym z nich była opinia, jakoby współcześni mistrzowie byli lepsi od czempionów sprzed lat.

Pindera i Bartosiak przytaczali ciekawe argumenty, zadające wspomnianemu mitowi kłam. Mówili między innymi o przygotowaniu kondycyjnym starych czempionów, którzy musieli walczyć w starciach trwających 15 rund, czy też ich odporności na ciosy. Jak na ironię, jeżeli chodzi o samą wagę ciężką, to Oleksandr Usyk jako współczesny mistrz… potwierdza opinię ekspertów.

Bokserskim idolem Usyka jest Muhammad Ali. Ostatnimi czasy w mediach społecznościowych furorę robiła grafika porównująca Ukraińca i Amerykanina. Obu mistrzów łączy coś więcej, niż dzień urodzenia – 17 stycznia. – oraz zdobycie tytułu niekwestionowanego mistrza wagi ciężkiej. Oleksandr posiada też taki sam wzrost (191 cm) i zasięg ramion (198 cm), jakim dysponował Muhammad. Ich waga także jest dość podobna. „The Greatest” zwykle wnosił bowiem do ringu w okolicach nieco ponad stu kilogramów.

Jednak na samych warunkach fizycznych podobieństwa się nie kończą. Ali także opierał swój styl na niesamowitej kondycji, dzięki której zamęczał rywala, a także na odporności na ciosy. Dodatkowo najlepszy ciężki w historii – podobnie jak Usyk – górował nad przeciwnikami szybkością uderzeń i posiadał zabójcze kontry.

Zanim zadzwonicie po karetkę – odłóżcie telefony, jeszcze nie upadłem na głowę, żeby stawiać znak równości pomiędzy Alim a Usykiem. Lecz przyznajcie, że pomiędzy oboma czempionami istnieje zadziwiająco wiele podobieństw. I dlatego właśnie dominacja Usyka jest dowodem na zadanie kłamu teorii, jakoby starzy mistrzowie nie poradzili sobie we współczesnym boksie. Pięćdziesiąt lat temu Ali był bowiem naturalnym ciężkim. Jednak czasy się zmieniły, a królewska kategoria wagowa od lat zdominowana była przez dwumetrowych olbrzymów z pokaźnym zasięgiem ramion. Tacy byli bracia Kliczko, do tego typu pięściarzy należeli Anthony Joshua i Deontay Wilder. A ekstremalnym przykładem takiego zawodnika, w dodatku w sobie tylko znany sposób łączącego świetną pracę nóg, mobilność i niezłą technikę, był właśnie Tyson Fury.

Stosunkowo niewielki jak na dzisiejsze standardy Oleksandr Usyk, okazał się najlepszy spośród nich wszystkich. Bo chociaż może brakuje mu kilku centymetrów wzrostu, to ilością pięściarskiej klasy mógłby obdzielić cały tuzin zawodników.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. DAZN

Czytaj więcej o walce Usyk – Fury:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
0
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Boks

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
0
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
3
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

21 komentarzy

Loading...