Rozmawiałem wczoraj ze znajomym, jednym z sympatyków Łódzkiego Klubu Sportowego. Przekonywał mnie, że łodzianie mieli ochotę na napisanie jakiejś fajnej historii w tej edycji Pucharu Polski, ale wiara w realizację planu maksimum wyparowała tuż po losowaniu par 1/8 finału. – Miało być fajnie, ale że też od razu musiała się trafić Legia… – usłyszałem. Dziś już wiem, o co mu chodziło.
Początek spotkania mógł napawać optymizmem. Przyjezdni wydawali się aż za bardzo spokojni mimo kilku ataków ŁKS-u, który w ciągu paru minut wyraźnie zaznaczył swoją obecność na boisku w Łodzi.
Później też wyglądało to z perspektywy gospodarzy całkiem nieźle. Legia popełniała przedziwne błędy w wyjściu spod pressingu i ogólnie rzecz ujmując, nie zachwycała. Głupie straty, zbyt ryzykowne podania przez środek, problemy z komunikacją i raczej nie za wiele zaangażowania w ten mecz. Trochę jakby piłkarze z Ekstraklasy chcieli wygrać na stojąco.
Los nie dał Legionistom nauczki, bo spotkanie faktycznie wygrało się samo. To mało wychowawcze, ale liczy się przecież tylko awans do kolejnej fazy rozgrywek i oszczędzanie sił przy grze na trzy fronty. Ze słabym rywalem można sobie na to pozwolić.
ŁKS – Legia 0:3. Niech się wyszumią
Nawet jeśli chcielibyśmy pochwalić ŁKS za występ w tym spotkaniu, to chyba trudno będzie zrobić to z czystym sumieniem. Ataki łodzian wydawały się nawet poważne. Jeden powinien zresztą zostać zamieniony na gola, ale Wiech sam nie do końca wiedział, czy do dokładnego dośrodkowania warto dokładać głowę, czy może jednak nie. Efekt wszystkich podrygów gospodarzy był taki, że choć w pierwszej połowie Legii nie grało się przy alei Unii łatwo, to mogła być względnie spokojna o zabezpieczenie tyłów.
Dla broniącej drużyny najlepsze są te ataki, które nie mogą zakończyć się golem.
W świecie ŁKS-u były dziś tylko takie ataki, więc Legia głównie się im przyglądała, niekiedy tylko stanowczo interweniując. Czasem też sama te ataki prokurowała, ale kto jej zabroni?
Legia w ataku jak początek grudnia. Ale tylko do przerwy
Nikt też nie zabraniał gościom atakować na bramkę Bobka, a momentami poważnie zastanawialiśmy się nad tym, czy Legia nie chce dziś czasem potrenować rzutów karnych. Szczęśliwie jednak ŁKS przypomniał sobie ubiegły sezon i tuż po zmianie stron wszystkich obrońców ekipy z Łodzi dopadła ta sama przypadłość – panowie, po cholera wie co, zbiegli przy dośrodkowaniu w okolice własnego bramkarza, który odbił piłkę przed siebie. Tam na taki błąd czekał całkowicie osamotniony Gual…
Marc Gual dopadł do piłki w polu karnym! ⚽️
🔴📲 Transmisja online ▶️ https://t.co/9A43vtyvt3 pic.twitter.com/owAAJMbM4P
— TVP SPORT (@sport_tvppl) December 5, 2024
Co miał Hiszpan zrobić? Nabiegł, strzelił, pozamiatał. Jego trafienie odmieniło Legię, która wreszcie nabrała animuszu i postanowiła szybko zamknąć mecz.
Lanie po stron zmianie
ŁKS nie mógł dziś wygrać, po prostu. Goście wypunktowali wszystkie słabości podopiecznych Jakuba Dziółki i upewnili nas, że miejsce łodzian jest na ten moment poza Ekstraklasą. Różnica w jakości obu zespołów po zmianie stron była tak wyraźna, że gdyby tylko warszawiacy rozpędzili się dziś trochę bardziej, mogłoby dojść do przykrych dla kibiców ŁKS-u scen.
Tak się jednak nie stało. Legia nie chciała się zmęczyć, ale za to chciała awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski. Plan wykonała w stu procentach, a przy okazji błysnął sobie Gual, który zdecydowanie zasłużył na miano zawodnika meczu. Nawet jeśli ostatecznie nie skompletował hat-tricka i jego drugie trafienie zapisano na konto pechowego Dankowskiego.
Szaleje dzisiaj Marc Gual! Rykoszet, ale piłka trafia do bramki ŁKS-u
🔴📲 Transmisja online ▶️ https://t.co/9A43vtyvt3 pic.twitter.com/HjUaxvla0x
— TVP SPORT (@sport_tvppl) December 5, 2024
ŁKS Łódź – Legia Warszawa 0:3 (0:0)
- 0:1 – Gual 49′
- 0:2 – Dankowski 57′ (gol samobójczy)
- 0:3 – Gual 62′
CZYTAJ WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- Grudziądz nieprzyjemny, ale szczęśliwy. Mistrz Polski w ćwierćfinale Pucharu Polski
- O czym marzą fani trzecioligowej Unii Skierniewice? [REPORTAŻ]
- Ćwierćfinały Pucharu Polski bez kopciuszków. A niektórych nadal pamiętamy…
Fot. Newspix