Reklama

Na stojaka do ćwierćfinału. Legia niskim kosztem wygrywa w Łodzi

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

05 grudnia 2024, 19:58 • 3 min czytania 25 komentarzy

Rozmawiałem wczoraj ze znajomym, jednym z sympatyków Łódzkiego Klubu Sportowego. Przekonywał mnie, że łodzianie mieli ochotę na napisanie jakiejś fajnej historii w tej edycji Pucharu Polski, ale wiara w realizację planu maksimum wyparowała tuż po losowaniu par 1/8 finału. – Miało być fajnie, ale że też od razu musiała się trafić Legia… – usłyszałem. Dziś już wiem, o co mu chodziło.

Na stojaka do ćwierćfinału. Legia niskim kosztem wygrywa w Łodzi

Początek spotkania mógł napawać optymizmem. Przyjezdni wydawali się aż za bardzo spokojni mimo kilku ataków ŁKS-u, który w ciągu paru minut wyraźnie zaznaczył swoją obecność na boisku w Łodzi.

Później też wyglądało to z perspektywy gospodarzy całkiem nieźle. Legia popełniała przedziwne błędy w wyjściu spod pressingu i ogólnie rzecz ujmując, nie zachwycała. Głupie straty, zbyt ryzykowne podania przez środek, problemy z komunikacją i raczej nie za wiele zaangażowania w ten mecz. Trochę jakby piłkarze z Ekstraklasy chcieli wygrać na stojąco.

Los nie dał Legionistom nauczki, bo spotkanie faktycznie wygrało się samo. To mało wychowawcze, ale liczy się przecież tylko awans do kolejnej fazy rozgrywek i oszczędzanie sił przy grze na trzy fronty. Ze słabym rywalem można sobie na to pozwolić.

ŁKS – Legia 0:3. Niech się wyszumią

Nawet jeśli chcielibyśmy pochwalić ŁKS za występ w tym spotkaniu, to chyba trudno będzie zrobić to z czystym sumieniem. Ataki łodzian wydawały się nawet poważne. Jeden powinien zresztą zostać zamieniony na gola, ale Wiech sam nie do końca wiedział, czy do dokładnego dośrodkowania warto dokładać głowę, czy może jednak nie. Efekt wszystkich podrygów gospodarzy był taki, że choć w pierwszej połowie Legii nie grało się przy alei Unii łatwo, to mogła być względnie spokojna o zabezpieczenie tyłów.

Reklama

Dla broniącej drużyny najlepsze są te ataki, które nie mogą zakończyć się golem.

W świecie ŁKS-u były dziś tylko takie ataki, więc Legia głównie się im przyglądała, niekiedy tylko stanowczo interweniując. Czasem też sama te ataki prokurowała, ale kto jej zabroni?

Legia w ataku jak początek grudnia. Ale tylko do przerwy

Nikt też nie zabraniał gościom atakować na bramkę Bobka, a momentami poważnie zastanawialiśmy się nad tym, czy Legia nie chce dziś czasem potrenować rzutów karnych. Szczęśliwie jednak ŁKS przypomniał sobie ubiegły sezon i tuż po zmianie stron wszystkich obrońców ekipy z Łodzi dopadła ta sama przypadłość – panowie, po cholera wie co, zbiegli przy dośrodkowaniu w okolice własnego bramkarza, który odbił piłkę przed siebie. Tam na taki błąd czekał całkowicie osamotniony Gual…

Co miał Hiszpan zrobić? Nabiegł, strzelił, pozamiatał. Jego trafienie odmieniło Legię, która wreszcie nabrała animuszu i postanowiła szybko zamknąć mecz.

Reklama

Lanie po stron zmianie

ŁKS nie mógł dziś wygrać, po prostu. Goście wypunktowali wszystkie słabości podopiecznych Jakuba Dziółki i upewnili nas, że miejsce łodzian jest na ten moment poza Ekstraklasą. Różnica w jakości obu zespołów po zmianie stron była tak wyraźna, że gdyby tylko warszawiacy rozpędzili się dziś trochę bardziej, mogłoby dojść do przykrych dla kibiców ŁKS-u scen.

Tak się jednak nie stało. Legia nie chciała się zmęczyć, ale za to chciała awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski. Plan wykonała w stu procentach, a przy okazji błysnął sobie Gual, który zdecydowanie zasłużył na miano zawodnika meczu. Nawet jeśli ostatecznie nie skompletował hat-tricka i jego drugie trafienie zapisano na konto pechowego Dankowskiego.

ŁKS Łódź – Legia Warszawa 0:3 (0:0)

  • 0:1 – Gual 49′
  • 0:2 – Dankowski 57′ (gol samobójczy)
  • 0:3 – Gual 62′

CZYTAJ WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

25 komentarzy

Loading...