O Wimbledonie, na którym przełamał serię Rogera Federera. O bliskich – wujku, żonie i synu – którzy są dla niego niezwykle ważni. O mączce i French Open, gdzie jest królem i jeszcze długo po zakończeniu kariery nikt go nie zdetronizuje. O Sopocie, gdzie wygrał swój pierwszy tytuł rangi ATP. O profesjonalizmie i energii, które zawsze pokazywał na korcie. Na koniec kariery Rafy Nadala prezentujemy jej duże podsumowanie. Oto alfabet dwudziestodwukrotnego triumfatora wielkoszlemowych turniejów.
Spis treści
- A jak Alcaraz
- B jak Banana shot
- C jak Carlos
- D jak Delgado
- E jak Energia
- F jak French Open
- G jak Golf
- H jak Hiszpania
- I jak Iga
- J jak Jacht
- K jak Kontuzje
- L jak Los Blancos
- M jak Majorka
- N jak Novak
- O jak Ojcostwo
- P jak Profesjonalizm
- R jak Roger
- S jak Sopot
- T jak Toni
- U jak US Open
- W jak Wimbledon
- X jak Xisce
- Z jak Ziemia
A jak Alcaraz
To wielkie szczęście mieć następcę wspaniałego sportowca. Jeszcze większe, jeśli ten pojawia się przed odejściem na sportową emeryturę w wykonaniu swojego wielkiego poprzednika. W Polsce – w pewnym stopniu – udało nam się to na przykład, gdy w świecie skoków narciarskich narty na kołek odwieszał Adam Małysz, a powoli na szczyty wznosił się Kamil Stoch. Ale jeszcze chwilę zajęło mu, zanim się tam znalazł. Hiszpańscy fani tenisa tak naprawdę nie musieli czekać.
Bo gdy Rafa Nadal w sezonie 2022 wygrywał ostatni turniej wielkoszlemowy w karierze, to ledwie kilka miesięcy później po pierwszy taki sukces sięgał Carlos Alcaraz. Dziś, gdy Rafa żegna się z tourem, Carlitos ma już cztery turnieje tej rangi na koncie.
Wspólnie grali na igrzyskach. Przeciwko sobie – trzy razy i to Nadal wygrał tę rywalizację, choć Alcaraz zapisał na swoim koncie ostatnie z ich spotkań. Co jednak najważniejsze – naprawdę się polubili. To nie sztucznie wykreowana relacja wielkiego mistrza z nową gwiazdą, na potrzeby medialnych historii. To faktyczna przyjaźń dwóch rodaków, których połączył ukochany sport. Jeden jest dla drugiego idolem i inspiracją. Drugi dla pierwszego nadzieją na to, że jego dziedzictwo będzie kontynuowane.
– To chyba najbardziej specjalny turniej, w jakim grałem – mówił Alcaraz przed startem tegorocznych finałów Pucharu Davisa. – Ale to przez pożegnanie Rafy. Ono jest najważniejsze, przynajmniej dla mnie. Puchar Davisa jest co roku, a pożegnanie Rafy, legendy tego sportu, niestety zdarza się tylko raz. […] To będzie niesamowity turniej. Mam nadzieję, że zakończymy go z trofeum.
To ostatnie się, niestety, nie udało. Hiszpanie odpadli w ćwierćfinale. Ale Carlos i tak był szczęśliwy, że mógł wziąć udział w imprezie, na której pożegnano największego z jego tenisowych rodaków.
B jak Banana shot
Kto wie, czy to nie najbardziej charakterystyczne zagranie w męskim tenisie. Niby nic niezwykłego – w końcu to tylko forehand z dużą rotacją – ale nikt nie dokręcał takich zagrań w taki sposób, w jaki robił to Rafa Nadal. Każdy jego rywal musiał mieć świadomość, że jeśli zagrywa na forehand Hiszpana, to nie wygrał punktu dopóki piłka nie znalazła się w rękach osoby odpowiedzialnej za ich podawanie tenisistom. Wcześniej niezmiennie istniało ryzyko, że Rafa najpierw do niej dobiegnie, a potem zagra tak, że wszystkim opadną szczęki.
Każdy fan Rafy Nadala ma kilka takich zagrań w głowie. Nie da się ich wyrzucić. Fenomenalna odpowiedź na płaskiego slajsa Fernando Verdasco w kluczowym momencie drugiego seta ich genialnego półfinału Australian Open (nikt inny by tego nie zmieścił). Niesamowite zagranie dookoła siatki przeciwko Juanowi Carlosowi Ferrero w Cincinnati. Z meczów z Novakiem Djokoviciem i Rogerem Federerem można znaleźć takich dziesiątki i samemu wybrać najlepsze, bo dla każdego będzie to inne uderzenie.
Niezależnie jednak, które wskażemy, to jedno się nie zmieniało: każde z nich lądowało gdzieś w narożniku, tuż przy linii. Poza zasięgiem rywala.
C jak Carlos
Jako zawodnicy grali ze sobą ośmiokrotnie. Po raz pierwszy w Hamburgu w 2003 roku, gdy ledwie 16-letni Rafa w dwóch setach ograł swojego wielkiego poprzednika… z którym zresztą już dwa lata wcześniej często wspólnie trenował. Wielkiego, bo Carlos Moyá to w hiszpańskim tenisie na początku XXI wieku postać pomnikowa. Triumfator Roland Garros 1998, była „jedynka” rankingu, zwycięzca kilkunastu turniejów rangi ATP (ostatecznie dobił do 20 takich triumfów). Jasne, przy dzisiejszych sukcesach Rafy to niewiele, ale trzeba zachować skalę – na ówczesne hiszpańskie warunki Moyá był wielki.
Długo zresztą był w stanie toczyć wyrównaną rywalizację z Nadalem. Jeszcze w 2006 roku bilans ich meczów wynosił 2:2. Ale gdy Carlos zbliżał się do końca kariery, wygrał ostatnie cztery spotkania. W tym genialny mecz w Chennai w 2008 roku, zakończony trzema tie-breakami. Nieco ponad dwa lata po tym Carlos skończył karierę. A po kolejnych sześciu latach do swojego sztabu sprowadził go Rafa Nadal, szukający zmian i nowych rozwiązań po dwóch sezonach, w których walczył z urazami i nie zdobył żadnego tytułu wielkoszlemowego.
Rafa Nadal i Carlos Moyá przed Pucharem Davisa. Fot. Newspix
Współpraca dała natychmiastowe efekty. Od 2017 roku Rafa wyraźnie odżył. To z Moyą u boku Nadal wywalczył osiem kolejnych Szlemów. Wrócił też na pozycję lidera rankingu. Zaliczył trzecią, a potem i czwartą młodość. Carlos wkrótce stał się jego podstawowym trenerem. I doskonale wywiązał się z powierzonej mu roli.
D jak Delgado
Ramón Delgado nigdy wielkim tenisistą nie był. W karierze zaliczył dokładnie jeden finał imprezy ATP – w 1998 roku w Bogocie. Przegrał. W rankingu najwyżej był na 52. miejscu. Raz doszedł do czwartej rundy turnieju wielkoszlemowego – w 1998 roku na kortach Rolanda Garrosa. I to właściwie podsumowuje jego karierę w głównym tourze.
Co więc robi w tym tekście?
To właśnie on był pierwszym rywalem Rafy Nadala w głównym tourze. To było końcem kwietnia 2002 roku. Hiszpan był wtedy 762. na świecie, do turnieju na rodzinnej Majorce dostał dziką kartę. Delgado zajmował z kolei 81. pozycję w rankingu. Niemal 700 lokat różnicy nie zrobił jednak wielkiego wrażenia na młodym Rafie. Wygrał w dwóch setach – 6:4, 6:4. Jego debiut na poziomie ATP zakończył się więc lepiej od tego w zawodowym tenisie ogółem. We wrześniu 2001 roku na poziomie ITF-u ograł go 731. na świecie Guillermo Platel. Ale to mecz z Delgado był ważniejszy.
– Naprawdę chciałem wyjść na kort i po prostu dobrze zagrać. Wiedziałem, że będzie trudno, ale utrzymałem swój poziom. Myślę, że grałem dobrze, utrzymując głębokość zagrań i ich siłę – mówił potem Rafa. Przesadnie zwycięstwem się więc nie zachłysnął. Może czuł, że przed nim jeszcze dobrze ponad 1000 takich.
E jak Energia
Widzieliście choć jeden mecz Rafy Nadala? No to raz, że na pewno słyszeliście minimum jedno „Vamos!”. Dwa, że mogliście oglądać zaciśniętą pięść i charakterystyczny wymach ręki po wygranych ważnych punktach. A trzy, że na własne oczy widzieliście, jak Hiszpan nakręca się – czy to samą swoją dobrą grą, czy energią, jaką niosą mu trybuny.
Rafa na korcie zawsze dawał z siebie wszystko. I nie starał się tego ukrywać.
Pasja. Waleczność. Charyzma. Wszystkie te słowa opisywały Rafę Nadala na korcie. Hiszpan od zawsze był niezwykle ekspresywny. Stanowił dzięki temu zresztą wspaniałą przeciwwagę dla Rogera Federera, który w trakcie trwania swojej kariery nauczył się panować nad emocjami na korcie. Rafa nigdy nie chciał tego robić – wręcz przeciwnie. Te emocje były mu potrzebne, a jego postawę na korcie dobrze opisywały kolejne wypowiedzi, jakie padały z jego ust.
– W czasie swojej kariery nauczyłem się doceniać cierpienie.
– Każdego dnia wychodzę na kort z pasją. Nawet na treningi.
– Kiedy robisz rzeczy, które lubisz, to ostatecznie nie jest to poświęcenie.
I tak dalej, i tak dalej. Rafa kocha tenis. Zawsze się nim cieszył. Czy grał z bólem, czy (rzadko) bez niego. Czy wygrywał, czy przegrywał. Czy kibice mu sprzyjali, czy może – co nie zdarzało się często – dopingowali kogoś innego. Jasne, liczyły się też wygrane, po to w końcu wychodzi się na kort. Ale sama miłość do tenisa była tu kluczem. I to z niej brała się energia. Z niej czerpał tę pasję, której wystarczyło mu do samego końca kariery. A pewnie i po niej – bo przecież ma swoją akademię – zostanie mu jej jeszcze dużo do wykorzystania.
F jak French Open
Punkt oczywisty, do odhaczenia. Rzadko zdarza się, by jakiś turniej definiować przez zawodnika, a nie odwrotnie, ale Roland Garros w męskim wydaniu w XXI wieku stało się właśnie królestwem Rafy Nadala. Hiszpan bił tam kolejne rekordy. 14 zwycięstw – nikt nigdy nie wygrał tyle razy w jakimkolwiek turnieju, a on zrobił to w jednym z czterech największych na świecie. Zanotował tam bilans meczów wynoszący 112 zwycięstw i 4 porażki. Pokonywali go tam tylko Robin Soderling, dwukrotnie Novak Djoković i – w tym sezonie, gdy żegnał się z paryskimi kortami – Alexander Zverev.
Żeby było ciekawiej – każdy z nich dochodził potem do finału, ale tylko Novak, za drugim razem, turniej wygrał.
Historii French Open nie da się teraz oddzielić od historii hiszpańskiego tenisisty. Gdy pierwszy raz tam pojechał, turniej od razu wygrał. Stał się sensacją, bo osiągnął to jeszcze jako nastolatek. Zresztą nawet jego drugi triumf łapie się w nastoletnie lata Hiszpana. Traf chciał też, że co roku właśnie w Paryżu świętował urodziny – z wyjątkiem 2020, gdy turniej przeniesiono na październik – bo przyszedł na świat 3 czerwca. Przez kilka lat odbierał wszelkie nadzieje Rogerowi Federerowi na triumf w tej imprezie. Potem to samo robił z Novakiem Djokoviciem.
Nie ma drugiej takiej historii w świecie tenisa. Nie ma drugiego takiego związku między graczem a turniejem. Nie ma takiej legendy jaką Rafa Nadal stworzył w Paryżu. A przecież paryskie korty widziały wielu mistrzów i mistrzyń. Chris Evert wygrywała tam siedmiokrotnie. Wielka Suzanne Lenglen – po której dziś nazwany jest drugi największy stadion kompleksu – sześć razy. Tyle samo, u mężczyzn, Bjoern Borg, niepodważalny król French Open do czasów pojawienia się Rafy. Wszystkich ich na dalsze miejsca w kronikach i zestawieniach statystyków zepchnął właśnie Hiszpan.
Ostatni triumf Rafy Nadala w turnieju wielkoszlemowym – Roland Garros 2022
Ba, zrobił to nawet z Maxem Decugisem, który królował we Francji w pierwszych dwóch dekadach XX wieku i wygrał ten turniej osiem razy. Jego rekord utrzymywał się przez równe 100 lat – od 1914 do 2014 roku, gdy Rafa triumfował po raz dziewiąty.
A potem dołożył jeszcze kolejnych pięć triumfów. Żeby nikt nie miał wątpliwości, kto jest w Paryżu największy.
G jak Golf
Kiedy Rafa walczył z kontuzjami i nie mógł pojawiać się na korcie, postanowił skorzystać z tego, że nieźle gra w golfa i pojawił się w kilku pół- lub w pełni amatorskich turniejach. Wywołało to niesamowite zamieszanie. Po pierwsze, wszyscy eksperci zaczęli wypowiadać się na temat tego, jak Hiszpan gra. Bo ma niekonwencjonalny zamach, bliski tenisowemu backhandowi. A jego technika ogółem jest nieco inna, ale ciekawa, tym bardziej, że daje efekty. Po drugie – Rafa pokazał, że może grać na poziomie naprawdę niezłych zawodników.
Ba, wielu doświadczonych golfistów stwierdziło, że gdyby za młodu wybrał właśnie ten sport, byłby dziś jedną z golfowych legend.
W tym roku Rafa wygrał Nations Cup, amatorski turniej rozgrywany na Majorce. Ale większe wrażenie zrobił jego występ w mistrzostwach Balearów, gdzie rywalizował z zawodnikami bliskimi profesjonalistom. Zajął tam szóste miejsce. A już w przeszłości potrafił być nawet czwarty – choć była to pandemiczna edycja turnieju, a więc nieco gorzej obsadzona. Niemniej, jego wyniki mogą robić wrażenie, bo przecież dla Hiszpana golf to czyste hobby, które pielęgnował w krótkich przerwach od gry w tenisa.
Doszło nawet do tego, że niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy Rafa mógłby spróbować nowej kariery – właśnie na polu golfowym. Wielu uważa, że i tam mógłby odnieść sukcesy. Choć sam Nadal profesjonalnego sportu ma pewnie na razie dość. A golf pozostanie dla niego co najwyżej jedną z pasji. Ale jeśli czasem pojawi się w całkiem dużym turnieju i osiągnie tam dobry wynik – nie bądźcie zaskoczeni.
H jak Hiszpania
Rafa Nadal ma dwie ojczyzny, ale tylko dla jednej mógł grać w tenisa. Występy w barwach Hiszpanii stały się dla niego jednymi z najważniejszych w karierze. I to w sporcie, w którym wielu na tym specjalnie nie zależy. Rafa, jedna z największych legend tenisa, zawsze był jednak gotów wyjść na kort w koszulce z flagą swojej ojczyzny.
Dlatego Puchar Davisa – który dla wielu tenisistów byłby nie do końca odpowiednią sceną na zakończenie kariery – dla Rafy był miejscem idealnym na ostatni występ. Tym bardziej, że rozgrywany jest właśnie w Hiszpanii.
Sukcesy Nadala w hiszpańskiej koszulce? Przede wszystkim dwa złota olimpijskie. W Pekinie w 2008 roku zdobył pierwsze, w singlu. W finale pokonał Fernando Gonzaleza, ale kluczowy mecz rozegrał rundę wcześniej, gdy w półfinale odprawił Novaka Djokovicia.
– Wiem, jak trudno wygrać taki turniej, zwłaszcza tutaj, bo ma się szansę raz na cztery lata. Dla mnie to coś niewiarygodnego. […] Chcę podziękować wszystkim sportowcom z wioski olimpijskiej, bo spędziłem tu fantastyczny czas. Dziękuję też wszystkim sportowcom z Hiszpanii, którzy przychodzili na trybuny, by mnie wspierać – mówił potem o swoim pierwszym olimpijskim doświadczeniu. Bo, jak to on, wygrał w debiucie. W 2004 roku igrzyska go ominęły.
Drugie złoto dołożył osiem lat później, w Rio de Janeiro, ale już w deblu. Jego partnerem był Marc López, uznany deblista, triumfator Roland Garros z tego samego sezonu. Zresztą był to medal kompletnie niespodziewany. – To niesamowite doświadczenie, zwłaszcza, że przeżyłem to z jednym z moich najlepszych przyjaciół. Nigdy tego nie zapomnę. Zdobycie złota po dwóch i pół miesiąca bez treningów i przygotowań… to coś jak marzenie, prawda? – mówił o tym sukcesie Rafa.
A wracając na koniec do Pucharu Davisa – to kto jak kto, ale Hiszpan mógłby o tych rozgrywkach napisać książkę. Ten sezon to dwunasty rok, w którym w nich wystąpił. Wygrał pięciokrotnie. A jego porażka z Boticem van de Zandschulpem była drugą, jaką odniósł w singlowych meczach w Davis Cupie. Pierwszą zanotował… w debiucie.
Cóż, spięło się to klamrą.
I jak Iga
Muszą być i polskie akcenty, prawda? O ile jednak kolejna literka faktycznie będzie w tym akcentowaniu stereotypowa, o tyle tu nie ma o tym mowy. Rafa Nadal to dla Igi Świątek absolutny idol, legenda i bohater. – Rafa jest wspaniałą osobą na korcie i poza nim. Tak bardzo mnie zainspirował, zwłaszcza w tym sezonie, kiedy oglądałam jego finał w Australian Open. To naprawdę dało mi dodatkową motywację i jeszcze więcej zapału na korcie, kiedy naprawdę tego potrzebowałam – mówiła Polka w 2022 roku, gdy udzielała wywiadu dla magazynu „Vogue”.
Ale w podobny sposób wypowiadała się wielokrotnie. Rafa stanowił dla niej inspirację, ale i wzór. Na wielu płaszczyznach. By nigdy się nie poddawać, nawet gdy mecz się nie układa. Ale też jeśli chodzi o samą grę.
Bo wielu ekspertów podkreśla, że Polka ma „nadalowe” cechy. Poruszanie się po korcie. Sposób odgrywania forehandu, z dużą ilością top spinowej rotacji. Bardzo solidny oburęczny backhand. To też Iga wydaje się w tej chwili osobą, której najbliżej do tego, by we Francji osiągnąć wyniki choćby zbliżone do tych, jakimi zaimponował Rafa Nadal. Na koncie ma już przecież cztery tytuły wywalczone właśnie na tych kortach. A na karku ledwie 23 lata.
Czyli dokładnie tyle, ile miał Rafa, gdy w gablocie też miał cztery trofea z Paryża. Czy pójdzie w jego ślady w całości? Nie wiemy, choć bardzo byśmy sobie tego życzyli. Bo skoro French Open straciło króla, może to czas na to, by zastąpiła go królowa?
J jak Jacht
Czy to naciągana literka? W sumie nie. O jachcie Rafy Nadala głośno było wielokrotnie, a i to dla niego swego rodzaju spełnienie marzenia. Hiszpan – jak przystało na kogoś z Balearów – uwielbia pływać po morskich falach. – Jestem człowiekiem wyspy. Morze jest częścią mojego życia i nie jest tajemnicą, że je kocham. Za każdym razem, gdy jestem w domu na Majorce, staram się znaleźć czas, by wyruszyć w rejs – mówił, cytowany przez „The Sun”.
W 2019 postanowił więc zamówić luksusowy katamaran, którego wnętrza – gdy już go odebrał – okrążyły portale sportowe, biznesowe, marynistyczne i plotkarskie. W pewnym momencie było to wręcz główne wydarzenie w tenisowym świecie.
Jacht Nadala przede wszystkim jednak – z naszej perspektywy – powstał w gdańskiej stoczni Sunreef Yachts pod kierownictwem Francisa Lappa. Zresztą Hiszpan ponoć stawił się na odbiór swojego domu na wodzie (bo śmiało można tak tę maszynę nazwać) osobiście, choć właściwie nikt o tym pierwotnie nie wiedział. I może dobrze, bo zamiast cieszyć się swoim nowym katamaranem, Rafa musiałby odganiać się od fanów.
A tak mógł podziwiać. Cztery prywatne kabiny mieszczące dwunastu gości. Apartament główny, gdzie wszyscy mogą się spotkać, choćby na obiady. Ba, nawet stół do ping ponga czy taras, który ma kabina należąca do właściciela. Na filmiku, na którym przedstawiał jacht – kręcono go zresztą na potrzeby kanału… Nico Rosberga – trudno było Rafie ukrywać wielką ekscytację tym, że katamaran znajduje się już w jego posiadaniu.
Cóż, trzeba przyznać, że uczciwie sobie na takie cacko zapracował.
K jak Kontuzje
Gdyby stworzyć ich pełną listę, byłaby dłuższa niż ten tekst. Nie ma części ciała Rafy Nadala, która w trakcie jego kariery tenisowej nie sprawiałaby mu problemów choć raz. A niektóre sprawiały ciągle. Wszystkie jego porażki na Roland Garros to zresztą rywalizacja nie tylko z rywalami, ale i urazami. Stopy, pleców, łokcia… Wymieńmy te najważniejsze z czasów przed trzydziestką, a więc w tenisowym primie Rafy:
- Lewy łokieć (2003),
- Lewa stopa (2004, 2005 i 2006),
- Lewe ramię (2006),
- Plecy (2006 i 2014),
- Prawe przedramię (2007),
- Prawe udo (2007 i 2009),
- Prawe kolano (2008 i od tego czasu nawraca regularnie),
- Lewe kolano (2009 i 2012),
- Lewe udo (2011),
- Prawy nadgarstek (2014),
- Prawa kostka (2015),
- Lewy nadgarstek (2016).
Sami widzicie. Z jednej strony Nadal to maszyna, geniusz, legenda. Z drugiej człowiek pokiereszowany przez los. Gość, który mówił, że na korcie niezmiennie czuje już ból, raz większy, raz mniejszy. Nie mógł się go pozbyć, pozostało zaakceptować, że tak będzie. Przez lata grał z bólem, przez lata z nim triumfował. Toczył nie tylko starcia z rywalami, ale i wewnętrzne pojedynki z samym sobą. Przekonywał się, że da radę po raz kolejny wyjść na kort i biegać nawet dobrych pięć godzin.
Zwykle triumfował. W walce i z bólem, i z przeciwnikiem. Mimo tych wszystkich urazów wygrał 22 turnieje wielkoszlemowe. Że przez tyle lat był na szczycie. Że wracał raz po raz i znów okazywał się najlepszy.
To wszystko najlepiej pokazuje, jak wielki był.
L jak Los Blancos
Real Madryt, ukochany klub. To zresztą ciekawe, bo jego wujek, Miguel Angel Nadal, reprezentował barwy między innymi… Barcelony. Zresztą mały Rafa ma jedno słynne zdjęcie z wujkiem, na którym jest ubrany w koszulkę Dumy Katalonii. Ale sam ostatecznie w sercu znalazł miejsce dla jej największego rywala. Zresztą podobnie jak większość jego krewnych.
– Mój ojciec i reszta rodziny od zawsze byli fanami Realu. Gdy wujek grał dla Barcelony oczywiście mu kibicowali. Potem wrócił do Mallorki i od tamtego czasu rodzina jest podzielona – część kibicuje Barcelonie, a inni Realowi – mówił Rafa. Sam zresztą kopał w piłkę za młodu i był całkiem niezłym piłkarzem. Ba, jego umiejętności widać było i po latach – kiedyś w towarzyskim meczu na hali zdobył sześć goli przeciwko stojącemu w bramce… Ikerowi Casillasowi.
Na meczach Realu Madryt pojawiał się do tej pory, gdy tylko mógł, a z tenisowym kalendarzem czasem trudno było to wszystko zgrać. Zawsze był fetowany. Gdy ogłosił zakończenie kariery, Królewscy wydali nawet specjalny komunikat, by uczcić jego wielkość na tenisowym korcie. Zresztą zdarzało im się to też po jego kolejnych sukcesach, a ostatnio podobne pisali o… Carlosie Alcarazie, który też jest ich fanem.
Rafa jest zresztą przez kibiców Los Blancos typowany na przyszłego prezydenta. On sam mówił, że chętnie sprawdziłby się w tej roli. Ale nie teraz. – Na razie mamy najlepszego możliwego prezydenta. Czas powie, co się stanie. Do takiej roli trzeba się przygotować, wiedzieć, że się jej sprosta. Jestem realistą, znam swoje ograniczenia. Nie rozmawiałem o tym z Florentino Perezem. Chciałbym się spróbować, ale na ten moment nie jestem na to gotowy – mówił kilka lat temu.
Rafa Nadal i Florentino Perez. Fot. Newspix
Ale czy za dekadę nie stwierdziłby, że już jest gotów? Przekonamy się dopiero z czasem.
M jak Majorka
Wielu tenisistów zmienia miejsce zamieszkania. Przenoszą się na przykład do Monako, gdzie mają świetne warunki do treningów (a i kwestie podatkowe odgrywają ważną rolę). Rafa nigdy jednak nie planował na stałe opuścić Majorki. To ta druga ojczyzna – mniejsza, ale równie istotna. Na Balearach – konkretnie w Manacor – przyszedł na świat. Tam uczył się grać w tenisa. Tam mieszka do dziś.
Gdy miał 14 lat – i był już powszechnie znany w hiszpańskim świecie tenisa – zaproponowano mu stypendium sportowe w Barcelonie. Hiszpańska federacja wręcz domagała się, by wyjechał i przeniósł się właśnie do stolicy Katalonii, żeby w niej kontynuować rozwój. Ale rodzina Rafy się nie zgodziła. Z jednej strony bali się, że ucierpi edukacja ich syna, z drugiej uznano, że na Majorce też może mieć odpowiednie warunki do rozwoju.
Czas pokazał, że mieli rację. A sam Nadal tej decyzji pewnie nigdy nie żałował.
Majorkę kocha. Tam Rafa planuje osiąść na emeryturze, na wyspie stworzył swoją akademię tenisową (ostatnio ucierpiała wskutek gwałtownych opadów deszczu), gdzie trenują zarówno młodzi adepci tego sportu, jak i uznane gwiazdy, chcące mieć odpowiednie warunki do przygotowań. Akademię z pewnością będzie chciał rozwijać. A o ojczystej wyspie niezmiennie mówi tak samo:
– To mój dom, tu jestem szczęśliwy. Nie mogę wyobrazić sobie życia gdziekolwiek indziej.
N jak Novak
Jeden z dwóch wielkich rywali. Ten, który ostatecznie wygrał z nim rywalizację statystyczną. Ale też ten, któremu Rafa niejednokrotnie odebrał marzenia o sukcesach w Roland Garros czy innych turniejach. Novak Djoković pojawił się na wielkiej scenie, gdy Rafa był już jedną z dwóch największych gwiazd tenisa i wkrótce dołączył do niego i Rogera Federera. A potem stał się im równy.
Z Rafą stworzyli statystycznie największą rywalizację, jaką widział ten sport. Rozegrali równe 60 spotkań, ostatecznie minimalnie lepszy okazał się Djoković – triumfował w 31 z nich. Również w tym ostatnim – na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, gdzie zresztą zdobył złoto, a Rafa żegnał się po raz ostatni z kortami imienia Rolanda Garrosa w roli zawodnika.
Przez lata byli dla siebie napędem, wzorem i wielkimi rywalami. Aż dziewięć razy spotykali się w finałach turniejów wielkoszlemowych (5-4 dla Rafy). Obaj darzą się dziś wielkim uznaniem i zawsze wypowiadają się o sobie w samych superlatywach. Gdy Rafa ogłosił zakończenie kariery, Novak w social mediach napisał tak:
– Rafa, jeden post nie wystarczy, by opisać szacunek, jaki dla ciebie mam za to, co zrobiłeś dla naszego sportu. Zainspirowałeś miliony dzieci, by zaczęły grać w tenisa. Myślę, że to najpewniej największe osiągnięcie, jakiego można sobie życzyć. Twoja dedykacja i zapał do walki będą uczone przez dekady. Twoje dziedzictwo będzie żyć wiecznie. Tylko ty wiesz, co musiałeś przejść, by zostać ikoną tenisa i sportu. Dziękuję, że popychałeś mnie o samych limitów tak wiele razy w czasie naszej rywalizacji, co miało wpływ na mnie jako gracza.
I trafił w sedno. Bez tak genialnego Rafy Nadala nie byłoby tak wspaniałego Novaka Djokovicia. I odwrotnie też. Zresztą takie relacje dotyczą całej Wielkiej Trójki, a do trzeciego jej członka jeszcze tu wrócimy.
O jak Ojcostwo
W październiku 2022 roku Rafa Nadal został ojcem. Już po swoich największych sukcesach i tuż przed okresem, w którym kontuzje miały go na dłużej wyeliminować z gry, ostatecznie właściwie kończąc jego karierę. Paradoksalnie, mógł się tym czasem wręcz cieszyć. Bo w domu czekał na niego syn.
Sam powtarzał, że od zawsze lubił dzieci i chciał zostać ojcem. Stąd narodziny potomka niezmiernie go ucieszyły. I od czasu do czasu opowiadał o tym mediom.
– Wszystko w byciu rodzicem cię zaskakuje, wszystko jest nowe. Zwłaszcza przy pierwszym dziecku, my i moja żona wszystkiego się uczymy. Każdy dzień to nauka i coś niespodziewanego. Od zawsze cieszyłem się czasem spędzanym z dziećmi. Mam wielu kuzynów dużo mniejszych ode mnie, więc gdy byli dziećmi, miałem z nimi wiele zabawy.
Mówił też, że dziecko… miało negatywne skutki. I na pewno zmieniło go pod kątem sportowym. – Ale życiowo tylko na lepsze. Ostatecznie nawet gdy przegrywam, gdy jestem kontuzjowany, gdy dzieje się cokolwiek innego, wracam do domu, widzę syna i to od razu zmienia mój nastrój.
Teraz, na sportowej emeryturze, Rafa będzie mieć jeszcze więcej czasu na to, by cieszyć się chwilami spędzanymi z synem. I pewnie o tym właśnie marzy.
P jak Profesjonalizm
Wzór. Na korcie i poza nim. Taki od zawsze był Rafa Nadal. Jego przygotowanie chwalili wszyscy. Niezmiennie powtarzano, że kto jak kto, ale Hiszpan nigdy nie unika ani jednej sesji treningowej. Jeśli tylko może, jeśli nie ma kontuzji, to wychodzi czy to na siłownię, czy na kort i ćwiczy do upadłego. Tylko tak mógł radzić sobie z powrotami na kort po kolejnych urazach.
W karierze nigdy też nie zniszczył ani jednej rakiety.
Dlaczego? Tłumaczył wielokrotnie przy różnych okazjach. – Moja rodzina by mi na to nie pozwoliła. Gdybym zniszczył rakietę, oznaczałoby to, że nie kontroluję swoich emocji – mówił. A jego wujek, Toni dodawał. – Gdyby to zrobił, zdenerwowałoby mnie to z dwóch powodów. Po pierwsze, z powodu szacunku, bo to rzeczy, które [wielu osobom] niełatwo nabyć. Po drugie, to oznaczałoby desperację.
Rafa na korcie okazywał więc emocje, ale tylko te pozytywne. Nie zdradzał rywalom, że jest zdenerwowany, nie przyznawał się do tego, że czuje ból. Jeśli krzyczał, to po to, żeby się napędzić. Jeśli machał rakietą, to wyłącznie, żeby odbić piłkę. A po meczu – niezależnie od wyniku – gratulował rywalowi, podpisywał autografy, udzielał wywiadów. Rozumiał, że fani i dziennikarze są częścią tenisowego świata.
Zawsze profesjonalny, zawsze z szacunkiem dla innych, zawsze skromny. Taki jest Rafa Nadal na korcie i poza nim.
R jak Roger
Trudno rozstrzygnąć, która z wielkich rywalizacji Rafy Nadala jest tą większą. Na pewno jednak bardziej legendarna stała się ta z Rogerem Federerem. Hiszpan wszedł w końcu na scenę jako młody gniewny, gdy Szwajcar był już uznanym mistrzem, najlepszym zawodnikiem w tenisowym świecie, z potencjałem na pobicie wszelkich rekordów – co zresztą tak naprawdę zrobił, ale potem dużą część odebrał mu najpierw Nadal, a potem Djoković.
Rafa wmieszał się w dominację Rogera. A potem obaj zaczęli ze sobą rywalizować przez lata.
Na korcie byli przeciwieństwami. Jeden wyciszony, drugi pełen energii. Jeden bazujący na ataku i doskonałej technice. Drugi biegający po całym korcie, odbijający wszystkie piłki i doskonale kontrujący. Jeden już obyty z mediami, drugi dopiero się ich uczący. Trudno było przypuszczać, że z wielkiej rywalizacji zrodzi się też wielka przyjaźń, coś stosunkowo rzadko spotykanego na tym poziomie sportowym.
Gdy Roger Federer kończył karierę przed dwoma laty, Rafa Nadal grał z nim ostatni mecz – deblowy, w trakcie Pucharu Lavera. A potem obaj wspólnie płakali, siedząc na ławce. Hiszpan wspierał Rogera. Teraz, gdy to on zakończył karierę, Federer opublikował w swoich social mediach długie pożegnanie.
– Zacznijmy od oczywistości: pokonałeś mnie. Bardziej niż ja pokonałem ciebie. Rzuciłeś mi wyzwanie w sposób, w który nie zrobił tego nikt inny. Na mączce zawsze czułem się, jakbym był na twoim podwórku. Zmuszałeś mnie do pracy cięższej, niż kiedykolwiek myślałem, że mogę wykonywać. Musiałem na nowo wyobrazić sobie swoją grę. Przeniosłem nas na wyższy poziom. […] Wszystko wykonywałeś z najwyższą intensywnością. Potajemnie to uwielbiałem. Rafa, sprawiłeś, że cieszyłem się grą jeszcze bardziej – pisał Roger.
Federer wspominał ich pierwszy mecz – w Miami 2004, gdy Rafa sensacyjnie go ograł. Sukcesy Nadala. Ich kolejne spotkania, ale też wspomnienia – promowanie tenisa, mecze pokazowe, nawet wzajemne rozśmieszanie się. Wyrażał wdzięczność za to, że Hiszpan zaprosił go na otwarcie swojej akademii i że dzieci Rogera i Mirki mogły tam trenować. Ostatecznie przywołał też Laver Cup sprzed dwóch lat. I w końcu pogratulował Rafie kariery.
– Chcę byś wiedział, że twój stary przyjaciel zawsze ci kibicuje i będzie kibicował we wszystkim, co zrobisz dalej.
Ich historia jednak pewnie tu się nie skończy. Nawet jeśli obaj są już na tenisowych emeryturach. Dla tenisa na zawsze będą postaciami pomnikowymi.
S jak Sopot
To już ostatni polski wątek i powszechnie znany fakt, ale warto go przypomnieć – to właśnie w Sopocie Rafa Nadal wygrał bowiem pierwszy w karierze turniej rangi ATP. Dziś ta impreza rozgrywa się już na niższym poziomie, Challengerów, ale 20 lat temu była w głównym cyklu. I bywało, że tworzyła przyszłe gwiazdy albo przyciągała już znane – jak Marat Safin czy Nikołaj Dawydienko (a u kobiet, w równolegle rozgrywanym turnieju, Dinara Safina czy Flavia Pennetta).
Ale największą wykreowano właśnie wtedy, gdy wygrał tam Rafa.
Przed turniejem z 2004 roku jednak mało kto zakładał, że to Hiszpan sięgnie po tytuł. W teorii było oczywistym, że 71. wówczas zawodnik w rankingu ATP ma niezwykły potencjał. W praktyce – mimo wszystko turniej miał na starcie pięciu wyżej rozstawionych zawodników. Rafa poradził sobie jednak ze wszystkimi rywalami. Taki scenariusz zakładali jednak organizatorzy, którzy sprowadzali tam Hiszpana. Ten zresztą bardzo chętnie w Polsce się zjawił.
– W różnych krajach na świecie miałem swoich ludzi, którzy pomagali mi w tym, aby zachęcić do występu w Sopocie czołowych tenisistów świata. Tak też było z Nadalem. Nie trzeba było go jakoś wielce przekonywać do przylotu do Polski. Mogę nawet zdradzić, że zrezygnował z wstępnej zapłaty za udział – mówił TVP Sport Ryszard Fijałkowski, który był wówczas dyrektorem sportowym turnieju.
Z tym szybko pożegnali się najwyżej rozstawieni. Nikołaj Dawydienko odpadł w pierwszej rundzie, w drugiej jego rodak – Marat Safin. Z kolei rozstawionego z „4” Igora Andriejewa w pierwszym meczu odprawił Łukasz Kubot. Turniejowa „3”, David Ferrer, poległ w starciu z José Acasuso. I wszystko ułożyło się tak, że Rafa na drodze do tytułu nie spotkał ani jednego rozstawionego zawodnika. Równocześnie nie stracił jednak seta, co musiało imponować. Hiszpan miał w końcu 18 lat.
– Po dziś dzień pamiętam, jak Nadal był skrępowany podczas ceremonii wręczenia nagród. Wtedy nie znał ani słowa po angielsku, a chciał podziękować publiczności za wsparcie przez cały tydzień. Zrobił to po hiszpańsku, a ja natychmiast przetłumaczyłem to na polski. Nie zapomnę, jaki wówczas był szczęśliwy, że ktoś przekazał pozostałym, co czuł – dodawał Fijałowski. Twierdził też, że Rafa jeszcze po latach czuł wdzięczność za to, jak został w Sopocie przyjęty.
No więc sami widzicie, Polska Rafie musi się dobrze kojarzyć.
T jak Toni
Wujek, trener, twórca sukcesów Rafy Nadala. Człowiek, który zaczął trenować młodego bratanka, gdy ten miał zaledwie trzy lata i prowadził go niezmiennie do momentu, gdy Rafa skończył trzydziestkę. Hiszpan opowiadał wtedy mediom o tym, że chciał po prostu więcej wolności, możliwości podejmowania swoich decyzji, choć… równocześnie często nadal słuchał rad wuja.
I zawsze niezmiennie mówił, że to jemu zawdzięcza to, że został tenisistą.
– Gdyby nie on, pewnie grałbym w piłkę nożną. Miał wielki wpływ na moją karierę, osobowość, nawet edukację. Kierując się jego naukami pracuję ciężko każdego dnia. Akceptuję wszystkie trudności, jakie spotykam na swojej drodze. Żyję z dnia na dzień. A z wujkiem, choć nie towarzyszy mi podczas każdego turnieju, nadal codziennie rozmawiam – opowiadał.
Wujek przede wszystkim podjął jedną kluczową decyzję dla kariery Rafy Nadala. Stwierdził, że ten – wbrew donosom mediów, które powtarzały, że Toni zmusił go do tego – może śmiało grać lewą ręką, choć na co dzień jest praworęczny we wszystkim innym, co robi. A jak to naprawdę było?
– Zacząłem grać, gdy byłem bardzo mały. Nie byłem wystarczająco silny, by przebijać piłkę nad siatką jedną ręką, więc grałem obiema, również z forehandu. Pewnego dnia mój wujek powiedział: „Nie ma profesjonalnych zawodników, którzy graliby oburęcznym forehandem. Nie zostaniesz pierwszym, musisz to zmienić”. Więc to zrobiłem, a naturalna była dla mnie gra lewą ręką. Dlaczego? Nie wiem. W koszykówkę czy darta gram prawą ręką. Z drugiej strony na boisku piłkarskim jestem lewonożny.
Zasługą wujka jest więc to, że nie próbował Rafy „przekonwertować” na praworęczność, uznając, że powinien grać swoją dominującą ręką. A poza tym – właściwie cały jego styl i duża część sukcesów, które Nadal osiągnął. A po części – choć tu dużo trzeba oddać też rodzicom Nadala – to, na jakiego człowieka wyrósł Hiszpan. Ale o tym już pisaliśmy.
U jak US Open
Traf chciał, że z czterech turniejów wielkoszlemowych, w tym alfabecie pojawią się trzy, a zabraknie tylko Australian Open, które Rafa wygrywał dwukrotnie (w 2009 i 2022 roku). Z US Open wiąże się jednak inna, ważna dla kariery Hiszpana sprawa. Roland Garros wygrał bowiem po raz pierwszy w 2005 roku. Wimbledon w 2008. W Australii – tak, jak wspomniano, w kolejnym sezonie.
Zostało tylko US Open. A jego wygranie oznaczałoby skompletowanie Karierowego Wielkiego Szlema.
Pozostawał jeden problem – o ile na Wimbledonie Rafa zdołał przełamać dominację Rogera Federera, o tyle w Nowym Jorku nie potrafił tego zrobić. Ba, do 2008 roku nie doszedł nawet do półfinału, dopiero w tamtym sezonie mu się to udało. Ale lepszy od niego okazał się w nim Andy Murray, którego potem pokonał Szwajcar, wygrywając tym samym piąty z rzędu turniej w USA. Jak się okazało – ostatni.
Ale to nie Rafa przełamał jego dominację. On rok później znowu dotarł tylko do półfinału. W finale lepszy od Federera okazał się za to Juan Martin del Potro. Hiszpan mógł to potraktować jako sygnał, że Rogera da się w Nowym Jorku pokonać, ale… nie musiał tego zrobić. Tak jak Federer wygrał w Paryżu, gdy Rafę odprawił Robin Soderling, tak Nadalowi pomógł Novak Djoković. Ograł Rogera po pięciu setach w półfinale, a w meczu o tytuł uległ Hiszpanowi w czterech setach.
I Rafa miał swojego karierowego Szlema. Skompletowanego w nieco ponad pięć lat. Czyli szybciej od chociażby Federera (niespełna sześć lat) czy, potem, Djokovicia (ponad osiem). – To więcej, niż mogłem sobie wymarzyć. Samo znalezienie się w finale było niesamowite – mówił po zwycięstwie. A potem US Open stało się jego… drugim ulubionym turniejem Wielkiego Szlema. Triumfował tam czterokrotnie, po 2010 jeszcze w 2013, 2017 i 2019 roku.
W jak Wimbledon
Alfabet ma swoje prawa i tak się składa, że teraz wspomnieć trzeba o kolejnym z wielkoszlemowych turniejów. Bo Wimbledon w karierze Rafy Nadala symbolizował głównie jedno – przełamanie dominacji Federera. To ostateczne. Już nie tylko wygrane na mączce, ale i na trawiastych kortach, gdzie Roger zwyciężał wcześniej pięć razy z rzędu. Przełamanie tym większe, że wielu ekspertów sugerowało wprost – mimo, że Hiszpan dochodził do finału Wimbledonu w dwóch poprzednich sezonach – że na tych kortach po prostu sobie nie poradzi.
Bo miały być za szybkie. Bo trawa to nie jego specjalność. Bo przeskok z mączki na korty Wimbledonu jest największym, jaki można sobie wyobrazić. A jednak w 2008 roku Rafa dokonał tego, czego po nim nie oczekiwano. Wygrał Wimbledon. I zrobił to po meczu, który przeszedł do historii jako najlepszy w dziejach.
Mecz stulecia – tak nazwano to spotkanie.
Zaczęło się od opóźnienia. Nad Kortem Centralnym nie było dachu, padał deszcz. Trzeba było poczekać. Gdy już rozpoczęła się gra, zachwycał głównie Nadal. Pierwszego seta wygrał 6:4. W drugim wydawało się, że wszystko wraca do normy, ale od stanu 4:1 dla Federera, pięć gemów z rzędu wygrał Hiszpan. I prowadził już 2:0 w setach. W trzecim secie Roger był po raz kolejny bliski straty serwisu, ale jakoś się wyratował i wyszedł na prowadzenie 5:4. A wtedy… znowu spadł deszcz. I mecz zatrzymał się na 80 minut.
Przerwa tym razem pomogła Rogerowi. Wygrał po tie-breaku. W czwartym też, obronił zresztą po drodze dwie piłki mistrzowskie. Do historii przeszła zwłaszcza ta przy stanie 8:7 i serwisie Nadala, gdy Roger niesamowicie minął rywala z backhandu. I to w odpowiedzi na równie genialne minięcie, jakie punkt wcześniej zanotował Rafa. Po latach Federer mówił, że to „jedno z dwóch najlepszych zagrań w jego życiu”.
Gdy Roger ostatecznie wygrał tego seta, nawet Toni Nadal był przekonany, że jego bratanek przegra mecz. Uspokoił go dopiero sam Rafa, który rzucił w stronę swojego boksu: „Spokojnie, nie martw się. Jestem spokojny, mogę to zrobić”. I zrobił. Piąty set rozstrzygnął się po grze na przewagi, 9:7 w gemach. I to w ostatnim możliwym momencie – gdyby Hiszpan nie wygrał decydującego gema i zrobiło się 8:8, mecz zostałby przerwany i dokończony kolejnego dnia.
Ale wygrał. I tak przeszedł do historii Wimbledonu. Razem z wielkim rywalem i przyjacielem.
X jak Xisce
Tak naprawdę to Maria Francisca Perello. Żona Rafy. Jedna z najważniejszych osób w jego życiu, o której jednak na co dzień nie mówi zbyt dużo. Woli zachować prywatność swojej rodziny. Razem są od wielu, wielu lat. Zaręczyli się po 14 latach związku. Pobrali w październiku 2019. Xisce zajmuje się między innymi pracą w fundacji charytatywnej Rafy Nadala. Za to rzadko bywała na… jego meczach. Powtarzała, że na korcie Rafa potrzebuje przestrzeni, woli nie nakładać na niego dodatkowej presji.
Ale poza kortem – zawsze go wspierała. Rafa dziękował jej za to w wideo pożegnalnym, gdy oficjalnie ogłaszał zakończenie kariery.
– Byliśmy razem przez 19 lat. Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłaś. Byłaś idealną partnerką w podróżach przez te wszystkie lata mojej kariery. Teraz, gdy wracam do domu i widzę, jak mój syn rośnie każdego dnia, to coś, co trzyma mnie przy życiu i dodaje energii, by kontynuować swoje zadania – mówił.
O ich związku napisać można właściwie tyle: byli razem, od kiedy fani pamiętają. Wciąż są. I pewnie będą już na zawsze.
Z jak Ziemia
Na koniec wracamy do mączki. Pisaliśmy już o French Open, ale Rafa Nadal został prawdziwym królem tej nawierzchni także poza tym turniejem. Czy Hiszpan jest najlepszym graczem w historii? Raczej nie, choć fani długo będą się o to sprzeczać. Ale na pewno nikt nie dominował tak na konkretnych kortach, jak on na ziemnych. Nie ma dla tego porównania, trudno nawet o jakiekolwiek odniesienie do innego przykładu.
Z 92 tytułów, które wygrał w karierze, aż 63 zdobył na na mączce. Jego rekord meczów na tej nawierzchni to 484 zwycięstwa i 51 porażek. Triumfował w ponad 90 procentach rozegranych spotkań. W rywalizacjach rozgrywanych do trzech wygranych setów jego bilans na ziemi wygląda tak: 137-4. Zanotował też dwie wielkie serie – 81 triumfów z rzędu na mączce oraz 50 z rzędu wygranych setów na tej nawierzchni. Żeby było ciekawiej – minęła pomiędzy nimi ponad dekada.
Pierwsza seria to lata 2005-07, druga 2017-18. Tak długo Rafa był na szczycie.
– Rafa sprawia, że cierpisz. Najpierw zabiera ci nogi, potem umysł – mówił o nim na łamach „The Athletic” Casper Ruud, gdy poproszono go o opisanie tego, jak gra się z Rafą na mączce. W tym samym artykule Novak Djoković – który przecież w Paryżu ostatecznie triumfował aż trzykrotnie – powtarzał, że to wielkie wyzwanie, w ogóle wyjść na kort przeciwko Nadalowi. Zwłaszcza na ten imienia Philippe’a Chatriera, największy w stolicy Francji.
Tam po prostu od zawsze królował Rafa. Ale i inne turnieje na mączce to jego wielkie osiągnięcia. Turniej rangi ATP 1000 w Monte Carlo wygrywał jedenastokrotnie. W Madrycie triumfował pięć razy. W Rzymie zaliczył decimę – dziesięć triumfów. A w Barcelonie, innym turnieju, który traktował właściwie jak swój własny, domowy (ale rangi ATP 500) zanotował aż dwanaście zwycięstw.
Wszędzie był wielki. Wszędzie najwspanialszy. Wystarczyło, że wychodził na mączkę, a można było w ciemno obstawiać, że wygra. I w zdecydowanej większości przypadków tak się właśnie działo.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Nadalu: