Legia przyjechała do Legnicy z bardzo prostym zadaniem. Nieważne, jak zagrać, byle się nie skompromitować i najlepiej skończyć mecz w 90 minut. Jedno z drugim dla niejednego ekstraklasowicza okazywało się do tej pory wejściem na Mount Everest (nie każdy dotarł), ale dla ekipy Goncalo Feio to dzisiejsze wejście było udane. Wymagające, ale przecież liczył się efekt końcowy.
Legia miała problem z dorwaniem się do skóry “Miedzianki”. A na pewno większy niż dwie godziny przed meczem mieli ich kibice, którzy na środku autostrady, akurat w godzinach szczytu przy wyjeździe z Wrocławia, postanowili urządzić sobie ustawkę z kibicami Widzewa. Ci wracali z Zielonej Góry, bo też mieli wyjazd z okazji Pucharu Polski. Nie wiemy, kto zaczął, więc powiemy ogólnie: jesteście imbecylami.
Starcie chuliganów Legii i Widzewa na autostradzie [WIDEO]
Co do meczu, przynajmniej w pierwszych 45 minutach nie dało się określić, która drużyna jest dzisiaj w lepszej dyspozycji. Legia miała piłkę w przeważającym stopniu, ale czy coś z tego wynikało? No, powiedzmy. Raz na 15 minut. Słupek z ostrego kąta obił Gual, a po drugiej stronie pola karnego Vinagre ośmieszył obrońców Miedzi i sprawdził, czy bez szwanku zostanie też facjata Abramowicza. Żadnych sytuacji stuprocentowych, co najwyżej strzały sytuacyjne. Nie powiemy, że to było męczenie buły, ale na pewno Miedź postawiła dobre zasieki, skoro warszawiacy poza wyjątkami stwarzali tylko pozorne zagrożenie. Zwłaszcza ze skrzydeł, gdzie koncert nieudanych wrzutek rozgrywali Chodyna z Morishitą.
Inna sprawa, że Miedzi nie można było też zlekceważyć na własnej połowie. Większość jej wypadów – nielicznych, ale znaczących – dawała poczucie, że Legia gra z poważnym zespołem. A to tuż nad poprzeczką uderzał Drygas, a to Letniowski się trochę pobawił czy Antonik szarpnął się z dryblingiem na czterech i zmusił bramkarza do gimnastyki. Mało, ale pod tym względem ten mecz przypominał starcie “Miedzianki” z Rakowem. Czyli: wybiegać, utrudnić, a raz na dłuższy czas podejść z pressingiem i przeprowadzić szybki atak.
No i właśnie tak Miedź strzeliła gola na 1:0. Szybki doskok do wprowadzonego z ławki Oyedele, strata na własnej połowie, walka o piłkę i Letniowski ze sprytnym uderzeniem z dystansu. W chwili, gdy uderzał, mógł jeszcze zrobić zygzaka, zjeść kolację i rozdać piłkę na lewo lub prawo. Tyle znaczyło gapiostwo młodego reprezentanta Polski.
Po tym wydarzeniu mecz się rozkręcił, choć lepiej byłoby powiedzieć, że rozhulała go Legia. Hartherz zagrał piłkę ręką w obrębie szesnastki i sędzia z pomocą VAR-u musiał wskazać na wapno, a Kapustka musiał z kolei to wykorzystać.
No i otworzył nam się worek z naprawdę dobrymi sytuacjami bramkowymi dla legionistów. Do pewnego momentu bramkarz Miedzi dwoił się i troił, ale przecież nie dało się tak bez końca przy tak dużym naporze. Pojedynek z Vinagre wygrał, z Gualem czy Oyedele także. Ale o ile akcje sam na sam zatrzymywał, o tyle przy płaskiej wrzutce na pustaka nie mógł już nic zaradzić.
2:1 na kilkanaście minut przed końcem okazało się komplikacją, której pierwszoligowiec, nawet czołowy, nie potrafił pokonać. To nie ułożyło się tak jak z Rakowem, który miał swoje okazje, ale je marnował aż do końca dogrywki. A Legii, mimo wszystko, dopisało trochę szczęście. Ale też z drugiej strony trzeba przyznać, a wręcz pochwalić, że udało jej się przetrwać trudne momenty i nie wdać się w klincz trwający 120 minut.
Było blisko, bo w okolicach 90. minuty Kobylak popisał się interwencją meczu, a później gangsterkę zdążył jeszcze odstawić Kapuadi. Miedź przejęła piłkę w polu karnym i brakowało bardzo niewiele, żeby kolejny z graczy Legii zapisał się na listę wstydu. Takie obrazki pokazywały, że mecz, choć rozstrzygnięty na korzyść gości, mógł przybrać zupełnie inny obrót. “Miedzianka” walczyła do końca, sprawiła Legii duże problemy i fragmentami wyglądała jak ekstraklasowicz, którego nie walniesz na stojąco. Ale co z tego, skoro to Legia miała lepszą skuteczność.
Aha, no i panowie, spokojnie tam na drogach. Wasza drużyna wygrała, więc nie dorabiajcie kierowcom innych patologii na autostradach i dajcie ludziom w spokoju dojechać na Wszystkich Świętych.
Miedź Legnica – Legia Warszawa 1:2 (0:0)
Letniowski 49′ – Kapustka 56′ karny, Luquinhas 78′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Pokonał raka i wrócił na boisko jako sędzia. Niezwykła historia 16-latka
- Trela: Milioner z ulicy. Deniz Undav nowym idolem piłkarskich Niemiec
- Lewandowski w trybie bestii. Za nim jeden z najlepszych miesięcy w karierze
- Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy
Fot. Newspix