Reklama

City jak zahipnotyzowane. Triumf Tottenhamu i prostych środków

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

30 października 2024, 23:27 • 4 min czytania 9 komentarzy

Drużyna Pepa Guardioli gra swoje. Swobodnie czuje się z piłką przy nodze, dobrze radzi sobie z misternie budowanym atakiem pozycyjnym i w ogóle chyba wie, na czym ten cały futbol polega. Przychodzi jednak do meczu z takim Tottenhamem i okazuje się, że nasza ukochana dyscyplina sportu ma dwa inne oblicza. I nie ma to jak strzał z dystansu i stara, dobra kontra.

City jak zahipnotyzowane. Triumf Tottenhamu i prostych środków

Takie dynamiczne wyskoki to sól piłki nożnej. Tej piłki nożnej. Choć The Citizens już na samym początku spotkania chcieli zaczarować gospodarzy, to ci szybko pokazali, że nie mają zamiaru ulec hipnotycznej grze rywali. Zamiast podążać za kolejnymi podaniami drużyny dowodzonej przez futbolowego Kaszpirowskiego, podopieczni Ange Postecoglou zaprezentowali swoją prostą odpowiedź na wszystko.

Sprawnie wyprowadzoną kontrę.

Dziś znaczyła ona o wiele więcej niż setki celnych podań i kilkadziesiąt wejść w drugą tercję.

Adin. Tottenham nie daje się uśpić

Londyńczycy wyszli na szybkie prowadzenie po sprawnej akcji przeprowadzonej prawą stroną boiska. Pędzący wzdłuż linii bocznej Kulusevski świetnie odnalazł pędzącego w pole karne Wernera, a Niemiec bez problemu umieścił piłkę w bramce. City nie mogło zapobiec utracie tego gola już w momencie straty piłki — wszystko nieuchronnie zmierzało ku trafieniu na 1:0 i tylko ewentualna niefrasobliwość Kogutów mogła w tamtym momencie uratować ekipę gości. Podopieczni Ange Postecoglou zachowali jednak pełen spokój.

Reklama

Choć niektórzy chyba faktycznie byli pod wpływem jakiegoś uroku rzuconego przez hipnotyzujących swoimi zgrabnymi ruchami piłkarzy z Manchesteru. Przedziwny obrazek ukazał nam się przed oczami, gdy Werner wraz z kolegami cieszył się z bramki, a gratulacje postanowił mu złożyć Pape Matar Sarr. Senegalczyk wybrał dosyć niecodzienny sposób na okazanie szacunku rozradowanemu Niemcowi i ucałował go… w szyję.

To w ogóle pierwszy gol Wernera w tym sezonie, ale nie ostatni Tottenhamu w tym meczu. W kolejne trafienie znów zamieszany był asystujący Dejan Kulusevski i po raz kolejny, teraz w wymiarze stricte sportowym, Pape Sarr. To on pokonał bramkarza rywali uderzeniem z dystansu i to dzięki niemu Koguty schodziły na przerwę z prowadzeniem. Tyle że skromnym, jednobramkowym.

Reklama

Dwa. Powieki City stają się ciężkie

Kontakt jeszcze przed przerwą zapewnił Obywatelom chwalony ostatnio przez Guardiolę Matheus Nunes, który wykorzystał dokładne dogranie Savinho. Nieskuteczne próby gości w końcu uśpiły czujność obrońców Tottenhamu, którzy nie zdołali zapobiec utracie gola i w szatni, zamiast rozmyślać o pozytywach, mieli w głowie głównie trafienie rywali. Niepewność obu drużyn zaowocowała niezbyt porywającą drugą połową, w której jedni i drudzy walczyli, by jeszcze coś z siebie wykrzesać.

Znowu lepsze wrażenie robił Tottenham. Pierwszą groźną akcję zawiązali gospodarze i bardzo blisko swojego drugiego gola znalazł się Timo Werner. Tym razem napastnik uderzył jednak tuż obok bramki i musiał obejść się smakiem. Potem kolejny raz dał o sobie znać Kulusevski, którego strzał obronił Ortega. Przez długi czas akcja Szweda była bliźniaczo podobna do tej na 1:0, ale tym razem piłkarz Tottenhamu postanowił zakończyć to wszystko na własną rękę i nie udało się Kogutom zdobyć trzeciego gola.

Nie straciły też jednak drugiego, a to wszystko dlatego, że The Citizens padli ofiarą własnego stylu gry. Albo dobrej imprezki na koszt Rodriego.

W takowej udział musiał brać Josko Gvardiol, który nie był chyba do końca przytomny i w końcówce meczu popisał się zagraniem nieznanym nawet na poziomie polskiej okręgówki. Obrońca tak zmyślnie wrzucił piłkę z autu wzdłuż linii własnego pola karnego, że właściwie dał Richarlisonowi stuprocentową szansę na gola. Brazylijczyk ostatecznie okradł Chorwata z asysty, ale i tak było to podanie wyjątkowo widowiskowe.

Tri. Odpadasz

Ostatecznie porażka mistrzów Anglii stała się faktem, choć płakać po niej raczej nie będą. Niby każde rozgrywki są ważne, niby celem zawsze jest zwycięstwo, ale mecze w Carabao Cup służą zwykle tylko do tego, by dawać w nich szanse rezerwowym i wraz z dzisiejszą przegraną w Manchesterze nikomu nie zawalił się świat. Guardioli i wszystkim kibicom The Citizens najbardziej będzie pewnie szkoda Savinho, który w drugiej połowie opuścił boisko na noszach.

Podobny ból głowy może mieć Postecoglou, który już na początku meczu musiał zmienić trzymającego się za mięsień dwugłowy van de Vena, a później przyglądał się, jak kuleje schodzący z murawy Werner. Niby zwycięstwo smakuje najlepiej, ale nie w Pucharze Ligi i nieokupione urazami.

Tottenham – Manchester City 2:1 (2:1)

Timo Werner 5′, Pape Matar Sarr 25′ – Matheus Nunes 45+4′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

9 komentarzy

Loading...