Pozycja Denisa Thomalli w Lechu jest coraz słabsza. Rzecz jasna sam solidnie na to zapracował, bo w osiemnastu meczach zdobył zaledwie dwa gole. A wynik ten powinien być jeszcze mniej okazały, bo oficjalne źródła przypisują Niemcowi gola Szymona Pawłowskiego z meczu z Basel. Innymi słowy, tak naprawdę Thomalla od początku sezonu trafił tylko raz. A teraz – co jest naturalną koleją rzeczy – przestał się mieścić nawet w meczowej osiemnastce Lecha.
Cóż, nie takiego początku w wykonaniu nowego napastnika w Poznaniu oczekiwali. Jakkolwiek patrzeć, Niemiec przychodził do Lecha z silniejszej ligi – przynajmniej według krajowego rankingu UEFA – w której ustrzelił dziesięć goli. Piotr Rutkowski mówił o nim, że to młody piłkarz, z potencjałem na grę w lepszych europejskich klubach za rok lub dwa lata, natomiast sam Thomalla – nie wiemy, czy w żartach, czy jednak na serio – zapowiadał, że przy ewentualnym wyborze pomiędzy reprezentacją Polski i Niemiec, jednak wybrałby Niemcy.
A teraz jego sytuacja wygląda następująco:
– Ostatni gol strzelony dwa i pół miesiąca temu w Sarajewie (jeśli nie liczyć trafienia Pawłowskiego z Basel).
– Ostatnia asysta zanotowana ponad dwa miesiące temu z Lechią.
– Ostatnie dwa mecze poza meczową kadrą.
– Ostatni mecz w wyjściowej jedenastce dwa tygodnie temu z Belenenses (kiedy szansę dostali zmiennicy).
Chyba każdy widzi, że jest źle. Po wyleczeniu się Robaka, powrocie Kownackiego na „dziewiątkę” oraz wprowadzaniu do zespołu Kurbiela przyszłość Thomalli nie rysuje się w specjalnie optymistycznych barwach. Urzekła nas też wypowiedź Maciej Skorży, który w następujący sposób wytłumaczył ostatnie decyzje o wysłaniu Niemca na trybuny:
Ostatnio spadło na niego bardzo dużo krytyki. Potrzebuje momentu na oddech. Chcę, żeby popatrzył na mecz z trybun, bez nerwów i emocji. Niech złapie oddech, bo po ostatnich meczach był mocno krytykowany.
Zabawne, bo nam wydawało się, że piłkarze lubią powtarzać, iż oglądanie meczu na trybunach niesie z sobą zdecydowanie więcej nerwów, niż sama gra. Co więcej, naturalną reakcją po odesłaniu na trybuny nie jest brak emocji, tylko złość i irytacja. I wreszcie wysłanie piłkarza na trybuny wcale nie sprawi, że będzie mniej krytykowany. Przeciwnie, taki ruch może tylko podkreślić, że jego sytuacja jest naprawdę zła.
Skorża tłumaczył też, że podobny manewr zadziałał na początku sezonu z Kadarem, ale tam sytuacja była jednak inna, bo Węgier ani razu nie wypadł poza meczową osiemnastkę. A Thomalli przytrafiło się to już dwa razy, a sam trener – gdzieś między wierszami – daje do zrozumienia, że wcale nie będzie mu łatwo o powrót do składu. I trudno się z tym nie zgodzić, bo póki co wygląda na to, że pierwszym kozłem ofiarnym kryzysu i fatalnego początku sezonu został właśnie Niemiec.
Fot. FotoPyk