Reklama

LeBron i Bronny razem. Początek czegoś wielkiego czy tylko miła historia?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

13 października 2024, 17:15 • 9 min czytania 2 komentarze

Ojciec i syn grający w jednym zespole to coś absolutnie wyjątkowego. Ale czy faktycznie LeBron James i LeBron James Junior mogą być w NBA jak Batman i Robin? A może mówimy po prostu o miłej historii, ciekawostce, która nie będzie miała większej kontynuacji? I wkrótce okaże się, że nastolatek o znanym nazwisku został przez Los Angeles Lakers, którzy wybrali go w drafcie, zwyczajnie rzucony na pożarcie?

LeBron i Bronny razem. Początek czegoś wielkiego czy tylko miła historia?

Nikt nie ma wątpliwości, że spełniło się marzenie LeBrona Jamesa, który w meczu przedsezonowym miał okazję wyjść na parkiet razem ze swoim potomkiem. O tym, że czeka na taki obrazek mówił już parę lat temu. Powiedział nawet, że swój ostatni sezon w NBA rozegra razem z synem. Dzisiaj wydaje się, że raczej na emeryturę przejdzie najwcześniej w 2026, nie w 2025 roku.

Warto w końcu podkreślić, że zbliżający się do czterdziestki LeBron James po igrzyskach olimpijskich przeżywa znakomity czas. W Paryżu był najjaśniejszą postacią w gwiazdorskiej drużynie USA. A przed nadchodzącymi rozgrywkami NBA też wygląda świeżo i energicznie.

Połączenie sił z  Jamesem Juniorem to kolejna rzecz, z której może być zadowolony. Tylko no właśnie: czy Bronny trafił do NBA tylko po to, żeby jego ojciec mógł z nim zagrać?

Reklama

Wielka rodzina, mały talent?

Jeszcze w 2022 roku wydawało się, że wybranie Bronny’ego Jamesa w drafcie poskutkuje zwerbowaniem również jego ojca. Skoro LeBron zasugerował, że będzie chciał grać w jednym zespole z synem, to w końcu nie powinien mieć problemu z dołączeniem do jakiekolwiek zespołu, w którym ten się znajdzie.

Rzeczywistości zweryfikowała jednak tę teorię. Jeden z najlepszych koszykarzy w historii dał jasno do zrozumienia, że nie rusza się z Los Angeles. Choć jego podpisany w 2022 roku dwuletni kontrakt miał dobiec końca akurat w okolicach draftu NBA, tak nie słyszeliśmy nawet pogłosek o tym, że James może zmienić barwy klubowe. Stało się zatem jasne: to nie LeBron ma gonić Bronny’ego, tylko Bronny ma trafić tam gdzie LeBron.

Taki scenariusz okazał się znacznie prostszy do zrealizowania niż mogło się wydawać. Głównie przez… brak zainteresowania osobą młodego koszykarza. Lakers mogli przeczekać niemal cały draft 2024, żeby wreszcie z 55. numerem postawić na Jamesa Juniora. A w razie czego nad sytuacją czuwał Rich Paul – gigant w świecie koszykarskich agentów i przyjaciel LeBrona – który miał wydzwaniać do klubów i grozić, że jeśli te sprzątną młodego władzom Lakers, to Bronny wcale nie będzie grał w NBA, a w lidze australijskiej.

Nie były to przesadnie eleganckie praktyki, ale oczywistym jest, że bliskiemu otoczeniu legendy NBA wolno więcej. Inna sprawa, że na końcu kluczowe było to, o czym już wspomnieliśmy: nikt nie uważał Bronny’ego za wielki talent. Ba, powszechną opinią jest, że gdyby nie nazwisko, nie trafiłby w ogóle do najlepszej ligi świata.

19-latek będzie miał zatem w najbliższym sezonie (i kolejnych) sporo do udowodnienia. A na dodatek zmierzy się z gigantyczną, kolosalną presją. „ESPN” cytuje w temacie Bronny’ego anonimowego menadżera klubu NBA:

Reklama

– Kultura szybkiego oceniania (hot take) i pragnienie krytyki ze strony ludzi, sprawi, że będziemy słyszeć opinie typu: „jedna z największych pomyłek w historii” albo „dostał szansę tylko przez swojego tatę”. Hejterzy staną się jeszcze głośniejsi, kiedy jego gra nie będzie się bronić. Ale prawda jest taka, że nigdy nie powinien mieć tak wysoko zawieszonej poprzeczki. Jeśli poniesie porażkę, to poniesie ją kilka razy większą niż inni ludzie. Nie wystarczy nawet, jeśli „tylko” zrealizuje swój potencjał. Takie są realia.

Realia, które biorą się z bycia synem jednego z najlepszych koszykarzy wszech czasów. Jak wiele jednak jest prawdy w tym, że Bronny James skorzystał na nepotyzmie i nie powinien grać w najlepszej lidze świata?

Miał być w TOP 10. Co poszło nie tak?

Bronny na świeczniku był oczywiście od najmłodszego możliwego wieku. Pierwsze powtórki jego akcji na YouTube pochodzą z 2014 roku, kiedy miał zaledwie dziewięć lat. Już w 2015 roku filmik z nim w roli głównej zyskał natomiast ponad trzy miliony wyświetleń. Co było w nim tak ciekawego? Otóż na trybunach podczas szkolnych rozgrywek pojawił się sam LeBron, który dopingował dwójkę synów – nie tylko Bronny’ego chodzącego wówczas do piątej klasy podstawówki, ale też Bryce’a z trzeciej klasy podstawówki.

Dość łatwo można było wywnioskować, że najstarsza z pociech LeBrona nie zniknie już z notesów skautów – nawet wtedy, kiedy nie będzie specjalnie zachwycać na boisku. Tak też zresztą było: Bronny nigdy nie należał do ścisłej czołówki w swoim roczniku. Kibice zachwycali się, kiedy dorósł na tyle, żeby regularnie robić wsady (bo dynamiki nikt mu nie może odmówić), ale w żadnym momencie nie uchodził za czołową gwiazdę licealnych koszykarskich rozgrywek w USA.

Notowania Bronny’ego zaskakująco polepszyły się jednak pod koniec jego edukacji w szkole średniej. Jako zawodnik jednego z najlepszych koszykarskich programów w Stanach (Sierra Canyon) zdobywał średnio 14.2 punktów, 5.5 zbiórek, 2.4 asysty i 1.8 przechwytów na mecz, pokazując się jako bardzo solidny obrońca. To sprawiło, że został wyselekcjonowany do dwóch wydarzeń, w których biorą udział wyłącznie najlepsi nastoletni koszykarze: meczu Nike Hoop Summit (starcie licealistów z USA z reprezentacją „reszty świata”) oraz McDonald’s All-American (spotkanie najlepszych licealnych koszykarzy z USA danego rocznika, na koniec ich edukacji).

W tamtym czasie Bronny został też mocno doceniony przez Jonathana Givony’ego, czołowego eksperta od draftu w USA. Ten prognozował na początku 2023 roku, że Bronny trafi do NBA z dziesiątym numerem w naborze! Tak rozchwytywany urodzony w Cleveland nastolatek nie był ani nigdy wcześniej, ani nigdy później. A co też warte nadmienienia: jako uczelnię, która miała przygotować go do gry w NBA, wybrał USC – gdzie w przeszłości występowali DeMar DeRozan, Nikola Vucević czy Evan Mobley.

Co zatem poszło nie tak, że notowania Bronny’ego poleciały na łeb i na szyję? Wszystko zaczęło się od koszmaru, który miał miejsce 24 lipca 2023 roku. W trakcie treningu młody koszykarz doznał zatrzymania akcji serca. Został błyskawicznie przetransportowany do szpitala, gdzie życie uratowali mu lekarze. To był zdecydowanie moment, kiedy koszykówka zeszła na bardzo daleki plan.

Bronny do ponownych treningów wrócił po upływie czterech miesięcy. Niby szybko, ale z drugiej strony: nie miał większej okazji na złapanie flow z kolegami z ekipy USC. Ominął go też cały okres przygotowawczy, który przecież w rozwoju nastoletniego koszykarza, świeżo po liceum, może odgrywać olbrzymią rolę.

Ostatecznie na debiut w rozgrywkach uczelnianych syna LeBrona musieliśmy poczekać do pierwszej połowy grudnia. 19-latek nie zachwycił w swoim pierwszym meczu. Podobnie jak drugim czy trzecim. Odpowiedniego rytmu nie udało mu się złapać zresztą do końca sezonu, w którym jego statystyki przedstawiały się następująco: 4.8 punktu (przy fatalnej skuteczności, 36.6%), 2.8 zbiórki i 2.1 asysty na mecz w średnio 19.3 minutach spędzanych na parkiecie.

Bardziej krytyczni obserwatorzy zaczęli wygłaszać opinie, że Bronny James to zwyczajnie nie jest materiał na koszykarza NBA. Obrońcy powtarzali natomiast: nie powinno się oceniać młodego koszykarza na podstawie jednego sezonu, który zaczął się dla niego w tak pechowych, ba, traumatycznych okolicznościach.

Zarówno jedni, jak i drudzy sądzili jednak, że kolejny sezon w rozgrywkach uniwersyteckich by na pewno Jamesowi Juniorowi nie zaszkodził. Z tym, że NBA nie mogło czekać.

Czego oczekiwać po Bronnym w sezonie 2024/2025?

Początkowo Bronny James nie był zdecydowany, czy już w 2024 roku rozpocznie swoją karierę w NBA. Wiele zmienił jednak udany okres na przełomie maja oraz czerwca, kiedy pokazywał się z bardzo dobrej strony w trakcie przeddraftowych testów NBA (Draft Combine). Pozytywny feedback sprawił, że 19-latek postanowił pozostać w drafcie, rezygnując z dalszych występów w NCAA.

Kilka tygodni później, jak wspomnieliśmy, postawili na niego Los Angeles Lakers. Obecnie Bronny ma już za sobą ligę letnią (przeplataną lepszymi oraz gorszymi występami), a także lwią część okresu przygotowawczego do właściwego sezonu w najlepszej lidze świata. Jego zespół 22 października zmierzy się z Minnesotą Timberwolves – i możemy typować, czy wówczas Bronny zanotuje swój oficjalny debiut na parkietach NBA.

Kolejka chętnych do gry w barwach Lakers jest długa. Bronny jest określany jako zawodnik z pozycji 1 oraz 2 (rozgrywający i rzucający obrońca). Na nich pewniakami do gry w Lakers są D’Angelo Russell oraz Austin Reavers. Ekipa trenera JJ Reddicka ma też do dyspozycji uznanego weterana, Gabe’a Vincenta. A poza tą trójką, Bronny będzie walczył o minuty również z innymi młodymi graczami, którzy mają sporo do udowodnienia. Jak Max Christie, Jalen Hood-Schifino czy Delton Knecht.

Bronny nie ma zamurowanego miejsca do szerokiego składu (dziewięciu, dziesięciu graczy, którzy będą regularnie pojawiać się na parkiecie) Lakers, ale oczywiście najbardziej realny jest scenariusz, w którym przynajmniej początkowo więcej czasu spędzi na ławce rezerwowych albo na zapleczu NBA, w G-League.

Co natomiast mówi się o nim w szeregach Lakers? Rob Pelinka, generalny menadżer klubu, widzi w nim gracza, który może umiejętnie łączyć defensywę z talentem strzeleckim:

– Od momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy go na testach, poczynił znaczący postęp, jeśli chodzi o bycie strzelcem. Już w ich trakcie był zresztą jednym z liderów, jeśli chodzi o trafianie z różnych pozycji. Naprawdę wierzymy, że może rozwinąć się pod tym względem w elitarnego zawodnika – mówił dla „The Athletic”.

Trener JJ Reddick docenił natomiast grę w obronie młodzieńca, który przedsezonowy mecz z Timberwolves zakończył z trzema blokami:

– Może robić rzeczy w defensywie, które są bardzo wyjątkowe dla zawodników o jego warunkach fizycznych. Ma potencjał, żeby być bardzo niewygodnym obrońcą. To widzieliśmy już dzisiaj. […] Za nim wiele bardzo udanych dni w okresie sierpnia oraz września. A teraz zaliczył już bardzo dobre dni w październiku. Jesteśmy naprawdę zadowoleni z jego progresu – opowiadał JJ na konferencji prasowej.

Czy osoby decyzyjne w Los Angeles Lakers obchodzą się z synem swojej największej gwiazdy jak z jajkiem? Nie można tego wykluczyć, ale na pewno słowa Pelinki oraz Reddicka brzmią obiecująco. Podobnie jak prognoza Shamsa Charaniego, czołowego insidera od spraw NBA w USA, który twierdzi, że Bronny może wystąpić w barwach Lakers już w pierwszym meczu sezonu, również z Minnesotą Timberwolves.

– Już bardzo, bardzo niedługo będziemy świadkami historii – opowiadał Shams. – Oczekiwania w środowisku Lakers są takie, że zobaczymy duet syn-ojciec w akcji już w trakcie inaugurującego spotkania z Minnesotą w Crypto.com Arenie. Taki jest plan, taka jest nadzieja. Ale trzeba też pamiętać, że Bronny James ma czteroletni kontrakt, jest drugorundowym wyborem i nadchodzące rozgrywki będą dla niego głównie okazją do rozwoju. Spędzi sporo czasu w pierwszym zespole, ale też w G-League. Mówimy o graczu, który jest po zatrzymaniu akcji serca, który wciąż szuka odpowiedniego rytmu i nikt nie będzie go w niczym pospieszał (cytat za „ESPN”).

Dotychczas cały czas mówimy o sielance. W trakcie konferencji prasowych Bronny głównie odpowiada na pytania, jak podchodzi do gry ze sławnym tatą. Mówił, że jako gracz Lakers dalej uważa go za ojca, bo… przecież jest dosłownie jego ojcem, ale na boisku widzi go jako kolegę z drużyny. Obserwujemy pełno uśmiechów, miłe obrazki i czekamy, aż (prawdopodobnie) 22 października będzie napisze się historia. Ale czy James Junior też w przyszłości zawojuje NBA?

Może lepiej z takimi pytaniami poczekajmy. Oczywiście nie ma co oczekiwać cudów, patrząc na to, że w dwóch meczach przedsezonowych młody James nie zdobył nawet punktu. Ale nie ma też co przekreślać chłopaka o cudownych genach, który jest po przejściach i – jak ustaliliśmy – w przeszłości faktycznie pokazywał niemały talent.

Czytaj więcej o NBA:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Kolejna „wielka” reprezentacja chce zagrać z Rosją. „Czy my jesteśmy wysypiskiem śmieci?!”

Paweł Marszałkowski
10
Kolejna „wielka” reprezentacja chce zagrać z Rosją. „Czy my jesteśmy wysypiskiem śmieci?!”

Koszykówka

Komentarze

2 komentarze

Loading...