Dwa mecze, siedem goli. Nie, tym razem nie jest to dorobek Lionela Messiego czy Cristiano Ronaldo, a naszego chłopaka z Warszawy – Roberta Lewandowskiego. W ostatniej kolejce odleciał nieprawdopodobnie, ale wciąż utrzymuje wysoki, nieosiągalny dla większości pułap. Tym razem Bayern pewnie pokonał Mainz, a Robert walnął dwie bramki, z czego pierwsza była jego setną w Bundeslidze, co nie omieszkał oznajmić całemu światu, prezentując okolicznościową koszulkę. Niby Polak, ale ma w sobie pierwiastek nie z tej ziemi. Na zdobycie stu bramek potrzebował dokładnie pięciu lat i jednego tygodnia.
O ile strzały głową zwykle nie mają w sobie magii, o tyle ten dzisiejszy Lewego był tak magiczny, jak to tylko możliwe. Perfekcja. A potem jeszcze posadził bramkarza. Luz na poziomie światowym. I coś nam się wydaje, że chłopak rzeczywiście wkroczył na wyższy poziom. Pięć bramek, wiadomo, piękna sprawa, ale Robert udowodnił, że nie był to jednorazowy fajerwerk. Zdziwimy się, jeśli w tym sezonie nie zostanie królem strzelców.
W pierwszej połowie nie padła żadna bramka, ale w ostatniej kolejce było tak samo, więc kibice Bayernu tylko przebierali nogami. Okazje były, nawet bardzo klarowne. Takie jak ta z 21. minuty, kiedy rzutu karnego nie wykorzystał Thomas Mueller. Faulowany był Kingsley Coman, który później do dwóch bramek Lewego dorzucił jeszcze swoją. Turyńscy decydenci oglądając go w akcji, w pierwszym składzie Bayernu, musieli wypalać papierosa za papierosem. Do tej pory w Juventusie nosa mieli niesamowitego, ale tym razem chyba trochę chłopaka zlekceważyli, bo facet jest niebywale młody, niespełna dwudziestoletni, a talent ma przeogromny. Do Bayernu wprowadził się znacznie lepiej niż się spodziewano.
Dziś w Bundeslidze generalnie był dzień miłosierdzia dla gości. Żadna drużyna grająca na własnym podwórku nie wywalczyła kompletu. Nie udało się to Augsburgowi, który sprezentował pierwsze w tym sezonie zwycięstwo ekipie Hoffenheim. Na stadionie Werderu brylowali sympatyczni blondyni z Bayeru Leverkusen. Najpierw z rzutu wolnego ładnie uderzył Brandt, a kilka minut później, jeszcze piękniej piłka siadła na nogę Kampla. Beznadziejny przeciwnik tym razem trafił się Borussii Moenchengladbach, która bez problemu pokonała Stuttgart. Zdaje się, że powoli wstają z kolan. Jednego, jedynego gola zobaczyli kibice Hamburgera SV. Niestety dla nich, był to gol dla Schalke.