“Za dwadzieścia parę lat, jak dobrze pójdzie, piłkarze Górnika, którzy w środę grali z Juventusem, będą mogli przy kominku opowiadać swoim dzieciom, że najgorsze sześć minut w ich karierze przeżyli na Stadio Communale w Turynie.” – pisał Sport. Ciągle wspominaliśmy mecze pucharowe Wisły i Legii, więc dziś dla odmiany będzie Górnik Zabrze. Spotkanie z wielką, przeładowaną gwiazdami drużyną, skończyło się zgodnie z oczekiwaniami, czyli pogromem i stratą czterech bramek. Dwadzieścia sześć lat temu Górnik grał z Juventusem.
Pierwszą bramkę przyniósł pierwszy atak. Do siatki trafił Toto Schillaci. Ostatnio nawet chcieliśmy zrobić z nim wywiad, ale odesłał nas do agenta, a ten zażądał kosmicznych, liczonych w tysiącach euro pieniędzy, za prawa do jego wizerunku. Aż zrzedła nam mina. Po dwudziestu pięciu minutach trafił raz jeszcze, ale w międzyczasie strzelali też jego koledzy. To był bezlitosny blitzkrieg. Nie minęło jeszcze pół godziny, a Górnik przegrywał 0:4. Gole Koseły i Lisska nie zdały się na nic. Co najwyżej sprawiły, że na wynik nie patrzyło się z gorzkim żalem. 2:4 wygląda jednak lepiej niż 0:4.
Prasa pisała, że polska piłka ma cztery problemy. Cytujemy.
– brakuje nam międzynarodowego doświadczenia i tzw. „ogrania”,
– technicznie i taktycznie ustępujemy najlepszym co najmniej o jedną klasę,
– najlepsi, wyróżniający się piłkarze ligowi wyjeżdżają za granicę, a ich miejsce z konieczności zajmują gracze zupełnie nieprzygotowani do nowej roli,
– rozgrywki ligowe zamazują faktyczną wartość naszych zespołów, stąd rozczarowania w rywalizacji międzynarodowej
Skąd my to znamy. Minęło ponad ćwierć wieku, a kwestie ciągle te same. Wciąż nie mamy ogrania i wciąż najlepsi wyjeżdżają za granicę. Spodobał się nam jeszcze jeden cytat o tym, że po wyjeździe Urbana i Komornickiego, w Górniku nie ma ani jednego piłkarza z charyzmą, który byłby w stanie wziąć resztę za mordy. “Ani Warzycha, ani Dankowski, mimo szczerych chęci, nie mają cech przywódczych.”