Reklama

Co musi zrobić Saul Alvarez, by wrócić na bokserski szczyt?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

23 września 2024, 11:48 • 9 min czytania 3 komentarze

Przez lata Saul Alvarez (62-2-2, 39 KO) uznawany był za najlepszego pięściarza na świecie. Meksykanin dzierżył miano króla rankingu p4p do maja 2022 roku, kiedy to dość niespodziewanie pokonał go Dimitrij Biwoł (23-0, 12 KO). Od tego momentu Canelo stoczył pięć pojedynków. I choć pewnie wygrał każdy z nich, to nie przywróciło mu pozycji czołowego zawodnika bez podziału na kategorie wagowe. Dlaczego tak się dzieje? I czy mistrz kategorii superśredniej zdoła jeszcze powrócić na pięściarski szczyt?

Co musi zrobić Saul Alvarez, by wrócić na bokserski szczyt?

POWRÓT

7 maja 2022 roku bokserskie środowisko przeżyło niemałą niespodziankę. Canelo Alvarez, który zunifikował pasy federacji WBA, WBO, WBC i IBF w kategorii superśredniej, planował ruszyć na podbój kolejnej wagi, tym razem półciężkiej. Już w jego pierwszej walce na szali znalazł się tytuł mistrza WBA, który dzierżył Dimitrij Biwoł. Ostatecznie jednak Rosjanin o kirgiskim rodowodzie nie dał Meksykaninowi żadnych szans. Mądrze korzystał ze swojej przewagi warunków fizycznych i wypunktował Alvareza, który długimi fragmentami walki był bezradny.

To starcie bynajmniej nie oznaczało końca rudowłosego mistrza z Guadalajary. Ale z pewnością pokazało jego fizyczny limit. Owszem, wcześniej Canelo zdołał wywalczyć tytuł w wadze półciężkiej. Jednak pokonał wypalonego już Siergieja Kowaliowa (34-4-1, 29 KO). Z Biwołem się nie udało, co pokazało, że to już chyba o krok za daleko. Lecz Alvarez nadal znakomicie odnajduje się w wadze superśredniej, która wydaje się być dla niego wręcz stworzona.

Po porażce sprzed dwóch lat Canelo najpierw powrócił na zwycięską ścieżkę, odprawiając Giennadija Gołowkina (42-2-1, 37 KO) w ich trzeciej walce. Następnie zdominował Johna Rydera (32-6, 18 KO), by później rozprawić się z Jermellem Charlo (35-2-1, 19 KO). Z kolei w tym roku, już tradycyjnie walcząc w maju oraz wrześniu, czyli w okolicach dwóch najważniejszych świąt dla meksykańskiej społeczności – Cinco de Mayo i Dnia Niepodległości – Canelo pokonał kolejno Jaime Munguię (43-1, 34 KO) i Edgara Berlangę (22-1, 17 KO). W każdym z tych pojedynków dominował i zwyciężył pewnie na punkty. Mało tego, do starcia z Berlangą Alvarez wciąż był niekwestionowanym mistrzem kategorii superśredniej. Dopiero pod koniec lipca stracił pas IBF, ponieważ odmówił starcia z oficjalnym pretendentem do tytułu tej federacji – Williamem Scullem (22-0, 9 KO).

Reklama

Ta seria zwycięstw nie doprowadziła jednak do tego, by w oczach magazynu “The Ring” czy cyferkach portalu statystycznego BoxRec, Alvarez ponownie znalazł się na szczycie rankingów p4p. I to bardzo słuszna decyzja, której powodów jest kilka.

RYWALE DOBREJ, ALE NIE NAJWYŻSZEJ KLASY

Po pierwsze, przeciwnicy. Owszem, seria pięciu wygranych w mistrzowskich walkach o pas brzmi efektownie. Podobnie jak to, że ostatnich trzech rywali Canelo, przed starciem z Meksykaninem posiadało łącznie zaledwie jedną porażkę w rekordzie. Że Giennadij Gołowkin był żywą legendą boksu, a i John Ryder to pięściarz o sporych umiejętnościach. Jednak żadnego z nich nie można uznać za przeciwnika z prawdziwego topu.

W końcu Kazach może był wybitnym pięściarzem, a nie brakuje głosów, że powinien wygrać co najmniej jedną z dwóch pierwszych walk z Alvarezem. Ale w trzecim starciu GGG znajdował się już po drugiej stronie rzeki i nie stanowił dużego wyzwania. Z kolei Brytyjczyk jest pięściarzem tylko niezłym, który jako obowiązkowy pretendent otrzymał szansę na wypłatę życia.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Walka z Charlo na papierze była hitem. W praktyce, występujący w wadze junior średniej Jermell musiał przejść do pojedynku rozgrywanego dwie kategorie wagowe wyżej, a to ponad 6,3 kg różnicy. W środowisku wręcz naigrywano się, że Alvarez chyba pomylił braci. Ciekawszym zestawieniem zdawał się pojedynek Jermallem, bliźniakiem Jermella oraz mistrzem WBC w wadze średniej. Mniejsza różnica wagi oraz bardziej agresywny styl boksowania Jermalla dają podstawy by sądzić, że stanowiłby on dla Canelo poważniejsze wyzwanie od brata, który został wypunktowany 2 x 109-118 i 108-119.

Reklama

Munguia próbował powalczyć, wyprowadził więcej ciosów. Ale co z tego, skoro znaczna ich część pruła powietrze lub kończyła na rękawicach mistrza? Canelo był celniejszy, a jego uderzenia robiły przeciwnikowi więcej szkód. Tak jak w czwartej rundzie, kiedy ten posłał Munguię na deski. I chociaż jego rodak zdołał wstać oraz dotrwał do ostatniego gongu, to na kartach punktowych sędziowie nie mieli wątpliwości, że mistrzowskie pasy powinny pozostać u Alvareza.

Ciekawie w tym wszystkim wygląda wrześniowa walka Canelo z Edgarem Berlangą. Portorykańczyk był obowiązkowym pretendentem federacji WBA do mistrzowskiego starcia. 22 wygrane w rekordzie, z czego 17 przez KO, mogły robić wrażenie. Podobnie jak 185 centymetrów wzrostu – o 14 więcej niż Alvarez. Tym samym fani czempiona z Meksyku mogli przybrać narrację, że ich idol ponownie dokonał heroicznego wyczynu boksując z rywalem, który do ringu wniósł znacznie więcej kilogramów. Nie zważali oni przy tym na to, że to przecież był stały motyw w wykonaniu Canelo, który w wielu walkach szachował rywali większą masą.

No i warunki fizyczne to tylko jeden z elementów sukcesu w boksie. Do pobicia zawodnika pokroju Alvareza potrzeba jeszcze umiejętności. Dimitrij Biwoł takowe posiada, stąd dwa lata wcześniej pokonał Meksykanina. Z kolei te pięściarza z Portoryko są zaledwie niezłe. I tak mistrz bez większego problemu wypunktował pretendenta.

UTRACONY INSTYNKT ZABÓJCY

Saul Alvarez to jeden z najmocniej bijących pięściarzy w swojej kategorii wagowej. Ba, pewnie nawet w wadze półciężkiej wielu wojowników może pozazdrościć Canelo siły ciosu. I sam zainteresowany to pokazuje. W ostatnich czterech walkach każdy z jego rywali zapoznawał się z deskami.

Rzecz w tym, że chociaż 34-latek ma czym uderzyć, to by przypomnieć sobie jego zwycięstwo przed czasem, trzeba cofnąć się do 2021 roku. Ostatnimi czasy Alvarez walczy skutecznie, metodycznie. Jednak przy tym dość zachowawczo. Nie forsuje tempa, a wręcz oddaje inicjatywę rywalom. Bazuje na szczelnej gardzie i kontrze. Znakomicie składa kombinacje, szczególnie w półdystansie. Ale kiedy widzi, że może przycisnąć przeciwnika, po prostu odpuszcza.

“The Ring” zasłużenie umieścił Alvareza w czołowej dziesiątce najlepszych pięściarzy XXI wieku. On wciąż jest znakomitym pięściarzem. Niemniej jednak styl walki Canelo od dawna nie porywa jak na gościa, który ma ku temu świetne warunki. Meksykanin ze swoich pojedynków mógłby wyciskać więcej. Tu jednak wracamy do poprzedniego punktu tego tekstu – po porażce z Biwołem, żaden z rywali na nim tego nie wymusił.

KLUCZ DO POWROTU NA SZCZYT – NAJWIĘKSZE WALKI

Kiedy spojrzymy na rankingi p4p BoxRecu oraz “The Ring”, Alvarez zajmuje w nich odpowiednio piąte i czwarte miejsce. W BoxRec Meksykanina wyprzedzają Naoya Inoue (28-0, 25 KO), Gervonta Davis (30-0, 28 KO), Terence Crawford (41-0, 31 KO) i Dimitrij Biwoł (23-0, 12 KO). W „Biblii boksu” liderem bez podziału na kategorie wagowe określono Oleksandra Usyka (22-0, 14 KO), który wyprzedza Inoue i Crawforda. Niezależnie od tego, który z rankingów bardziej was przekonuje, każdy z pięściarzy nad Meksykaninem ma jedną przewagę – nie boi się wyzwań.

Przeanalizujmy chociażby zestawienie “The Ring”, które naszym zdaniem jest bliższe prawdy. Usyk w tym roku stał się niekwestionowanym królem wagi ciężkiej, dzięki wygranej z Tysonem Furym (34-1-1, 24 KO). Wcześniej dwa razy pokonał Anthony’ego Joshuę (28-3, 25 KO), a w międzyczasie Daniela Dubois (21-2, 20 KO). Ukrainiec wyczyścił wagę ciężką – tak, jak kiedyś dokonał tego z kategorią cruiser.

Inoue nie bez kozery nosi pseudonim „Potwór”. Japończyk zdobywał mistrzostwo świata w czterech kategoriach wagowych. W każdej walce masakruje rywali. Po zunifikowaniu pasów w wadze koguciej, dokonał tej sztuki także w superkoguciej. Czwarty limit wagowy podbijać zaczął także Crawford. I chociaż w swoim ostatnim pojedynku miał niespodziewane problemy z niedocenianym Israilem Madrimowem (10-1-1, 7 KO), to poprzednich jedenaście starć kończył przed czasem. Trudno też nie szanować tego, że „Bud” szuka nowych wyzwań.

Trudno również nie dojść do wniosku, że Alvarez takich wyzwań unika. Na radarze meksykańskiego mistrza jest kilku świetnych zawodników. O ile Ryder i Berlanga byli obowiązkowymi rywalami, tak w przypadku doboru innych przeciwników obóz Canelo nie podjął ryzyka koniecznego do tego, by ponownie można było umieścić go na tronie rankingu p4p.

Zatem z kim naszym zdaniem mógłby zawalczyć Canelo w następnym starciu?

REWANŻ, PRETENDENCI I HIT Z MNIEJSZYM

Pojedynkiem który nasuwa się w pierwszej kolejności, jest wielki rewanż z Biwołem. Oczywiście pierwsza walka, pomimo punktacji 3 x 113-115, została przez Rosjanina wygrana jeszcze wyraźniej. Czy jednak w taki sam sposób zakończyłby się pojedynek w wadze superśredniej, gdyby Dimitrij musiał zrzucić ponad trzy kilogramy wagi i do dnia przed walką trzymać limit? Oto jest pytanie.

– Mogę zejść do kategorii superśredniej, czyli naturalnej wagi Canelo. Zresztą ja również nie ważę dużo jak na “półciężkiego”. Możemy więc zrobić to nawet w wadze superśredniej o jego cztery pasy mistrzowskie w stawce – mówił zaraz po pierwszym starciu z Alvarezem Biwoł.

Co zatem stoi na przeszkodzie, by 33-latek ponownie zawalczył z Meksykaninem? Ano inna hitowa walka o wielkie pieniądze. W październiku Dimitrij stanie naprzeciwko Artura Beterbijewa (20-0, 20 KO) w pojedynku o miano niekwestionowanego mistrza wagi półciężkiej. Oczywiście jeżeli Biwoł zwycięży i zdecyduje się zejść do kategorii Alvareza (ich rewanż w półciężkiej raczej nie ma wielkiego sensu), to ich pojedynek z miejsca będzie mógł aspirować do jednego z największych bokserskich wydarzeń tej dekady.

Równie ciekawie wyglądałoby zestawienie, którego fani także wyczekują od dawna. W kategorii superśredniej walczył bowiem David Benavidez (29-0, 24 KO). Amerykanin o meksykańsko-ekwadorskich korzeniach w 2022 roku wywalczył nawet pas WBC w wersji interim. Ale szansy na walkę z Canelo jak na razie się nie doczekał. Między innymi z tego względu 27-latek przeniósł się do kategorii półciężkiej, gdzie pokonał Aleksandra Gwozdyka (18-1, 14 KO). Co ciekawe, także w starciu o tytuł federacji WBC w wersji tymczasowej. Jednak zapewne nie miałby problemu z ponownym zejściem do wagi superśredniej. Benavidez jest w swoim prime, jest niepokonany i dysponuje świetnymi warunkami fizycznymi. W dodatku zajmuje wysokie pozycje w rankingach (numer 8 p4p BoxRecu) i na swoim koncie ma wygrane z kilkoma znanymi nazwiskami. Ta walka ma wszystko, by stać się hitem. O ile tylko Canelo zdecyduje się podjąć ryzyko.

Podobnym przypadkiem do Benavideza jest David Morrell (11-0, 9 KO), który wprawdzie nie walczył jeszcze z tak dużymi nazwiskami jak czynił to „El Bandera Roja”. Ale Morrell także prędko wywalczył pas kategorii superśredniej: był to tytuł WBA w wersji regular, który zdobył w 2021 roku. Od tego czasu zdołał pięć razy obronić wspomniany pas, aż… przeniósł się do kategorii półciężkiej, gdzie w pierwszej walce pokonał Radivoje Kalajdzicia (29-3, 21 KO). Stawką tego pojedynku był… tytuł WBA regular. Starcie z Morrellem nie byłoby jednak tak głośne jak z Benavidezem. A przecież o zainteresowanie w tym biznesie też chodzi. Może więc zestawienie tej dwójki, by wyłonić kolejnego rywala Canelo, byłoby dobrym pomysłem.

Nasza ostatnia propozycja to nazwisko, które już się tu przewijało. I które zarówno w rankingu BoxRec jak i “The Ring” znajduje się wyżej od Alvareza. A także takie, z którym walka wpisywałaby się w styl działania Canelo. Terence Crawford. Taka walka bez wątpienia znakomicie by się sprzedała. Ale czy miałaby sens pod względem sportowym?

Crawford dopiero wkroczył do kategorii junior średniej i wydaje się, że to jego górna granica. Podobnie jak Jermell Charlo, Amerykanin musiałby nabrać jeszcze dodatkowe sześć kilogramów mięśni. A przecież nie jest już najmłodszym zawodnikiem – ma 36 lat. Pojedynek Alvarez – Crawford byłby więc sprawiedliwszy w limicie wagi średniej (72,6 kg). Bo nawet bez żadnego pasa na szali, zarobek z takiej walki mógłby być kuszący dla obu stron.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Komentarze

3 komentarze

Loading...