Twardy chłopak ze Śląska. Mówi, że talentu to on właściwie nie ma, a do wszystkiego doszedł ciężką pracą. Opowiada o pierwszej przepieprzonej na imprezę premii, skakaniu z rozpędzonego pociągu i grze w trzeciej lidze cypryjskiej, gdzie na ścianie w mieszkaniu rósł grzyb, a piłkarz obrzucił krzesłami drugiego trenera. Ma żal do Górnika o to, że tak beznadziejnie potraktował go jako wychowanka, ale szczęście odnalazł w Szczecinie. Dawid Kudła, bramkarz Pogoni, w obszernym wywiadzie dla Weszło.
Na żywo wyglądasz jeszcze groźniej. Budzisz respekt.
Nie, no co ty. Normalnie się ze mną gada. Bramkarz musi budzić respekt. Nie może być chuchrem. Najśmieszniejsze jest to, że na Śląsku nikt tego nie zauważył. Znajomi nie zwracali na to uwagi. Nikt mi niczego nie mówił i nigdy się z tym nie spotkałem. Być może tam to normalne, inna kultura. Dopiero tutaj się zaczęło przyjmować.
Ale za siłownią raczej przepadasz.
Lubię, ale nie ciężary, bo nie na tym to polega. Bardziej ćwiczę dynamikę. Szybkość, skoczność, ale wiadomo, że ciało się angażuje i w jakimś stopniu przy okazji buduje.
Łatka niegrzecznego chłopca nie wzięła się znikąd. Czytałem, że będąc trochę młodszym, nieźle rozrabiałeś.
Wiadomo, w kaszę nie dam sobie dmuchać. Zawsze byłem wyższy od swoich rówieśników. Wiadomo, że biło się po dyskotekach. Różne awantury się przeżywało. Tego nie cofnę, ale też nie żałuję, bo co przeżyłem, to moje. Czasami było niebezpiecznie, jak to na Śląsku. To mnie wychowało i zdystansowało. Z wiekiem człowiek staje się mądrzejszy. Teraz, myśląc co robiłem wtedy, nie wiem, czy bym to powtórzył. Za dużo do stracenia. Ogólnie jestem człowiekiem opanowanym. Sam z siebie nie wyprowadzam się z równowagi, ale jak mi ktoś coś głupiego powie, to zareaguję. Nie stoję jak kołek. To chyba normalne.
Taki charakterek.
Wiadomo, musi być. Mama wychowała mnie praktycznie sama i nie miała łatwo. Ona sama dobrze o tym wie. Do teraz dziękuję jej za to, że dawała radę. To tak naprawdę jej zawdzięczam to, że w ogóle gram w piłkę. To ona zapisała mnie na treningi Górnika. Kiedyś była bardzo dobrym kibicem. Jeździła na mecze, zawsze mi to opowiadała i przekazała tę miłość. Miałem może sześć i pół roku, wiedziała że lubię grać w piłkę. Jestem z Rudy Śląskiej, ale od razu pojechała do Zabrza. Chciała, żebym tam występował. Obiecałem jej, że kiedyś zagram w Górniku na nowym stadionie.
Trudno było cię wychować?
Z mamą zawsze miałem bardzo dobry kontakt. Wiedziała, że jestem może nie szalonym, ale energicznym człowiekiem i muszę się wyszumieć. Kiedy inni na dworze mieli czas do dwudziestej, ja miałem do dwudziestej drugiej czy dwudziestej trzeciej. Miała do mnie zaufanie, wiedziała, że wrócę. Byłem jedynakiem. Oczko w głowie można powiedzieć, ale nigdy nie byłem rozpieszczany. Nie zawsze było kolorowo. Mama miała ciężko, pracowała w sklepie za tysiąc dwieście złotych. Wiadomo, utrzymać dwie osoby, zapłacić mieszkanie. Nie raz na coś brakowało, ale zawsze próbowałem jej jakoś pomóc. Nie olewałem tematu. Współpracowaliśmy.
Musiałeś szybko dojrzeć.
Można powiedzieć, że byłem młody, ale już dojrzały. Wiedziałem, że muszę podziękować jej za wychowanie i w jakimś stopniu odwdzięczyć. Pamiętam, że kiedyś miałem wolny weekend, nie graliśmy meczu i kumpel zapytał, czy chcę pomóc na budowie. Nie bałem się tego. Każda praca w jakimś stopniu kształtuje charakter. A przy okazji zawsze wpadł jakiś grosz. Jedyne, o co mama miała do mnie żal, to szkoła, bo wolałem jeździć na treningi.
Pewnie często gościła u pani wychowawczyni.
Często. Różne były sytuacje. Za pobicia, za wagarowanie. Ze stopniami było różnie, zależnie od przedmiotu. Jedne lubiłem, drugich nie cierpiałem. Matematyki nie trawiłem, bo po prostu wiedziałem, że nigdy mi się w życiu nie przyda. Nie kręciły mnie jakieś rachunkowości czy coś…
Masz żal do Górnika? Bo, powiedzmy sobie szczerze, w pewnym momencie brutalnie cię odpalili.
Moim zdaniem nie tak powinno traktować się wychowanków. Spędziłem tam koło czternastu lat. Kupa czasu, więcej niż połowa mojego życia. W wieku siedmiu lat musiałem sam dojeżdżać autobusem na treningi. Odległość niby nie jakaś zawrotna, bo piętnaście kilometrów, ale to jakieś 45 minut w autobusie. Nie raz wracałem do domu po 21. Bardzo mnie to bolało i boli do teraz. Tak samo, jak patrzę na wyniki. Jeśli tylko nie gram meczu, to oglądam, dzwonię, pytam. Ciągle mam tam wielu kolegów.
Pamiętasz ten moment, kiedy w Górniku pokazali ci drzwi?
Zaproponowali mi kontrakt, ale na śmiesznych warunkach. Nawet nie chcę o tym gadać. Moja mama więcej zarobiłaby w sklepie, jako zwykły pracownik, niż ja grając zawodowo w piłkę. Nie mogłem na to pozwolić. Potrzebowałem gry w seniorach, chciałem dostać kartę na rękę, bo wiedziałem, że w Górniku wychowankom jest naprawdę ciężko. To widać nawet teraz. Ciągle mają tam pod górkę. Nie o to chodzi, żeby klub po tylu latach traktował cię w ten sposób. Nie chciałem jakichś wielkich pieniędzy. Daliby dwa tysiące, żeby tylko w miarę się utrzymać, ale ich propozycja była naprawdę poniżej śmieszności.
To było zdaje się niedługo po tym, jak zdobyliście wicemistrzostwo Polski juniorów starszych.
Dokładnie, potem były te śmieszne kontrakty. Powiem ci nawet, że nikt nie był zainteresowany. Sami musieliśmy chodzić, pytać co z nami będzie. Już wtedy w Górniku działo się źle. Potem pograłem w drugiej lidze, w Zagłębiu Sosnowiec. Już po paru meczach były zapytania z Ekstraklasy. Na testy zaprosili mnie między innymi Wisła czy Piast. Nie wiem czy ktoś wie, ale sprawdzali mnie właśnie w Piaście, wcześniej w Bełchatowie, ale nie było żadnych konkretów. Najbliżej podpisania kontraktu byłem w Wiśle. Bardzo blisko, ale ostatecznie wzięli Bieszczada. Wydaje mi się, że coś tam musiało pójść bokiem. Nie liczyły się umiejętności, chociaż nie jestem w stu procentach pewien. Mimo wszystko dobrze się stało, bo dograłem sezon w Zagłębiu i przeszedłem do Pogoni. Rok czekałem na debiut, dwa lata żeby w końcu wskoczyć do bramki. Ale warto było być cierpliwym.
Ale w pewnym momencie, jako ambitny facet, musiałeś być podłamany siedzeniem na ławce.
No właśnie, jestem ambitny. Powiem ci szczerze, że coś mi przez myśl przechodziło, ale nigdy nie przestawałem nad sobą pracować. Czy gram, czy nie gram, zawszę próbuję podnosić umiejętności. Wydaje mi się, że jeśli trenujesz raz dziennie, to może być za mało. Zawsze lepiej dodatkowo skoczyć na przykład na siłownię, bardziej kontrolować swoje ciało.
Nowoczesne, słuszne podejście do sportu.
Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że mam jakiś wielki talent. Wszystko wypracowałem. Zaczynałem grać jako stoper i widzę, że ciągle mam braki w technice bramkarskiej, ale wszystko jest do poprawy i wypracowania. Na bramce stanąłem dopiero w wieku jedenastu czy dwunastu lat. Na podwórku zawsze miałem starszych kumpli i najmłodszego zawsze wstawiali do bramki. Byłem wysoki i nie przeszkadzało mi to. Po treningu w klubie, grając w polu, i tak nie chciało mi się już biegać. Potem wsadzili mnie na klatę w turnieju dzikich drużyn. Zdobyłem nagrodę dla najlepszego bramkarza, a nagrody rozdawał Błażej Radler. Wiesz, facet z Ekstraklasy. To było coś. Potem podszedłem w klubie do trenera i powiedziałem, że chcę zmienić pozycję. Zdziwił się, był w szoku, ale mi naprawdę nie chciało się więcej biegać. Początki nie były łatwe, ale już po dwóch miesiącach wskoczyłem do pierwszego składu, jako bramkarz. Któryś doznał kontuzji, inny miał problemy. I w debiucie obroniłem karnego.
Nie mogę zapytać o słynną pierwszą pensję i sposób jej rozwalenia. Pięć tysięcy dla nastolatka to całkiem spora kasa. Czytałem, że nieźle popłynąłeś.
Tak, dostaliśmy za wspomniane wicemistrzostwo Polski. Do tego wisieli nam jakąś zaległą wypłatę i zrobiła się mała kumulacja. Trener Dankowski dał nam wolne i chcieliśmy jechać na wakacje. Pamiętam, że o szesnastej napisał do mnie mój przyjaciel, Daniel Kajzer i zapytał co robimy. A ja, że jedziemy nad morze. Trzy godziny później odpisał, żebym sprawdził godziny pociągów i o dwudziestej drugiej ruszyliśmy.
I co się działo później? Opowiadaj.
Działo się. Już w pociągu coś tam otworzyliśmy. Na rano dojechaliśmy na spokojnie, znaleźliśmy nocleg. Było grubo. Przepieprzyliśmy dziesięć tysięcy. Do dzisiaj nie wiem, jak to w ogóle możliwe. Najlepszy był powrót. Historia taka, że nie idzie w nią uwierzyć, serio. Najchętniej podałbym się za policjanta, żeby zdobyć zapis z monitoringu dworca kolejowego.
Czytałem, że trochę się wam przysnęło.
Tak, zasnęliśmy w pociągu. Ze zmęczenia, po – nie ma co ukrywać – dziesięciu dniach imprezowania. Mieliśmy przesiadkę w Zawierciu, ale ocknęliśmy się w momencie, kiedy pociąg już zdążył ruszyć w dalszą drogę. Nie wiedzieliśmy co robić. Miałem torbę, walizkę i reklamówkę z pamiątkami. W końcu pada hasło: skaczemy! Nie wierzyłem mu. Powiedziałem, żeby pierwszy wywalił walizkę i rzeczywiście to zrobił. Ja też, ale w ręce zostały mi te pamiątki. Skaczę. Noga mi się wykręciła, cały poobdzierany. Patrze, pociąg rozpędzony, peron się kończy, a Daniel ciągle w środku. Jak on uderzył… Wszyscy podbiegają, pytają czy wszystko w porządku, a ten idiota się śmieje, jak jakiś nienormalny. Ale na przesiadkę zdążyliśmy.
Nieźle…
Daj spokój. Wszystko z godziny na godzinę, cały ten wyjazd. Nawet mamy nie pytałem. Zadzwoniłem tylko i powiedziałem, że jadę nad morze. Ona, że OK. Przecież nie mogła mi zabronić. Ciężko będzie powtórzyć taką imprezę i takie akcje. Teraz mam dziewczynę, jestem ustabilizowany. Dość szybko, ale sam piłkarz w tym wieku może robić różne głupoty. Ona trzyma mnie krótko i całe szczęście.
Wróćmy jeszcze do piłki i dziwnego, żeby nie powiedzieć absurdalnego etapu w twojej karierze. W końcu nie każdy polski nastolatek trafia do trzeciej ligi cypryjskiej.
To sprawka mojego ówczesnego menedżera, świętej pamięci Henia Bałuszyńsiego. Po tym, jak odszedłem z Górnika, spytał czy jestem otwarty na oferty z zagranicy. Powiedział, że najprawdopodobniej będzie to Cypr. Na początku trzecia liga, ale potem stopniowo będę mógł się piąć. Nie żałuję, mimo że nie było tam wielkiej piłki. Chciałem pograć w seniorach, zapracować na transfer do lepszego klubu. Po wyjściu z samolotu dmuchnęło mi gorącym powietrzem, to zastanawiałem się, jak tam w ogóle można grać w piłkę. Pierwszy raz byłem w tak ciepłym kraju. Ósma czy dziewiąta rano, a z nieba lał się żar. Nie dało się wytrzymać. Grało się agresywnie, nikt nie odpuszczał, ale poziom był bardzo średni.
Podobało się życie na Cyprze?
Spędziłem tam praktycznie rok. Zdziwiłem się, bo po trzech czy czterech miesiącach zgłosiło się kilka drużyn z tamtejszej ekstraklasy. Miałem kontakt z rodakami, nie czułem się samotnie. Kiedy zacząłem trenować w AEK-u Larnaka poczułem, że przyjazd tam miał sens. Pracowałem tam, a mecze grałem w trzeciej lidze. AEK zaproponował mi trzyletni kontrakt, ale nie zgodziłem się. Nie byłem przekonany. Wiedziałem, że nie będę pierwszym bramkarzem, a potrzebowałem gry. W trzeciej lidze broniłem wszystko, poza pucharem.
Właśnie, jak wygląda trzecia liga cypryjska od środka? Bo brzmi, przyznasz, trochę absurdalnie.
Płacili całkiem nieźle, znacznie lepiej niż w Górniku. Dostawałem 800 euro podstawy plus jakieś premie, ale nie mieli regularności. Zapewnili mi mieszkanie, przy samym morzu, chociaż powiem szczerze, że standard był mocno średni. W pewnym momencie na ścianie wyrósł mi grzyb. Zgłosiłem w klubie, powiedzieli, że się tym zajmą, ale wiadomo jak to Cypryjczycy. Dużo gadają, a mało robią. Ale widok kapitalny. Pierwsze piętro, niecałe sto metrów od plaży. Bajka. W pobliżu park, jakieś restauracje, kafejka internetowa. Uczyłem się angielskiego, bo jadąc tam znałem tylko podstawy. Teraz, przed tym sezonem, graliśmy sparing z AEK-iem Larnaka. Podszedł do mnie trener bramkarzy, spytał o sytuację. Zauważył, że przebiłem się w Pogoni. Wziął ode mnie numer telefonu, chociaż mówiłem, że mam jeszcze rok kontraktu. Ostatnio pisał też na Facebooku.
Czyli jakaś opcja jest.
Coś tam jest, wiadomo, ale fajnie byłoby przedłużyć kontrakt w Pogoni. Gdybym miał konkretną ofertę z Larnaki i konkretną ofertę nowej umowy w Szczecinie, to wybrałbym to drugie. Bez dwóch zdań. Zżyłem się. Jestem w Polsce, u siebie, nie ma problemów z komunikacją. Mam dwa czy trzy dni wolnego, mogę odwiedzić dom. Mam dobry kontakt z kibicami. Niczego więcej nie potrzeba.
A jak wygląda szatnia? Stereotypowo Cypryjczycy to cholerycy.
Mega pozytywni ludzie, ale rzeczywiście strasznie nerwowi. Jeśli wyprowadzisz z równowagi, to od razu dochodzi do bójki. Na treningach często były takie sytuacje. Kiedyś jeden z piłkarzy zaczął rzucać krzesłami w drugiego trenera. Na szczęście prezes był wtedy w klubie, wszystko widział i gościa wyjebali. Szczerze mówiąc, też go nie lubiłem. Straszny buc. Od razu zrobiło się milej w szatni.
Dobra, wracamy do Polski. Do bramki Pogoni, powiedzmy sobie szczerze, wskoczyłeś trochę przez zbieg okoliczności. Pod koniec poprzedniego sezonu trener Michniewicz mógł poszaleć, a ty na tym skorzystałeś.
Teraz może i miałem szczęście, ale wcześniej pecha. Mało kto o tym wie, ale w tamtym sezonie, po meczu z Jagiellonią przegranym 0:5, trener Wdowczyk powiedział, że mam się przygotować na kolejne spotkanie z Cracovią, że na pewno zagram. To był poniedziałek czy wtorek, ale w środę trenera Wdowczyka już nie było. I kolejny cios, bo człowiek nastawił się na grę, a Janek Kocian miał inny pomysł. Czasami trzeba przełknąć gorzką pigułkę i to wychodzi na dobre.
Przed tym sezonem Pogoń ściągnęła Jakuba Słowika. Ile procent szans dawałeś sobie na to, że mimo wszystko będziesz numerem jeden?
Może nie będę przeliczać tego na procenty, ale nastawiłem się na rywalizację i wiedziałem, że mam wielką szansę. Kuba przychodził z drobnym urazem. Był po operacji, przechodził rehabilitację. Nie był do końca zdrowy i być może przez to było mi trochę łatwiej. Trener Michniewicz, z którym mam naprawdę dobry kontakt, sam był kiedyś bramkarzem i wie na czym polega ten fach.
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Jakiś czas temu rozmawialiśmy z Konradem Forencem.
I powiedział, że chętnie by się ze mną zmierzył. Czytałem. Gdyby padła konkretna propozycja, to przyjmę wyzwanie. Nie odmawiam nikomu. Jeśli będzie na to otwarty, to możemy się zmierzyć. Choćby na rękę.
rozmawiał PIOTR BORKOWSKI
fot. FotoPyk