Uff, jeszcze nie możemy wyjść z podziwu po ostatnim sobotnim meczu. Sociedad z Espanyolem stworzyły naprawdę zajebiste widowisko, którego finał – jak w filmach najlepszych reżyserów – był nieoczywisty aż do samego końca. Aż do gola na 3:2 dla przyjezdnych z Barcelony. Kawał emocji, ale wiemy, że was najbardziej interesuje to, co tygryski lubią najbardziej. Kibice Blaugrany odpoczywają. Dziś o Realu i Atletico.
Kiedy na rozkładzie widzimy mecz Realu z Granadą, to z automatu mózg dopisuje obok wynik 6:0 i hat-trick Ronaldo. A tu psikus, który pokazuje, że piłkarze z Madrytu ciągle szukają odpowiedniej tożsamości i ciągle gubią się w ślepych uliczkach. Grali topornie, popełniali masę błędów. I stracili bramkę, której sędzia ostatecznie nie uznał. El Arabi, w momencie podania, nie znajdował się na spalonym. Kibice Barcy mają zatem pole do popisu.
Tak jak nie był sobą Real, tak samo i Ronaldo. Zmarnował kilka okazji, raz strzelił obok słupka. Mecz zakończył bez trafienia, a z asystą przy jedynym golu Karima Benzemy został Isco. Kibice zdążyli zmieszać Blancos z gnojem, ale fakt, że był to jeden z najgorszych meczów w ich wykonaniu, jakie ostatnio widzieliśmy. Toni Kroos był jak nie Toni Kroos – beznadziejny. Większego pożytku nie było też z Marcelo. I trudno oprzeć się stwierdzeniu, że gdyby Granada miała choćby odrobinę więcej szczęścia i/lub umiejętności, to mecz by wygrała. I to pewnie wyżej niż marne 1:0.
Bardziej przekonujący byli piłkarze Diego Simeone, którzy co prawda dość długo męczyli się z Eibarem, ale jednocześnie prowadzili grę i zdecydowanie przeważali, będąc stroną lepszą. Wygraną zapewnili super rezerwowi, czyli Fernando Torres i Correa. Swoją drogą… Kto by pomyślał, że Torres, w wieku zaledwie 31 lat, będzie grzał ławę w klubie, którego jest legendą. Pokrętna historia.