– Czy czuję się po części Chorwatem? Czuję, bo mam tam swoje życie, znajomych, rodzinę… – mówi nam Łukasz Gikiewicz. Choć grał w klubach z jedenastu różnych państw, do ligi chorwackiej nie trafił akurat nigdy. – Z Chorwacją połączył mnie nie klub, a miłość. Z moją żoną Anją jesteśmy już od 14 lat – uśmiecha się szeroko. „Giki” opowiada o swoim polsko-chorwackim życiu, spotkaniu z Lovro Majerem, zmianie pokoleniowej w zespole Zlatko Dalicia, a także wskazuje dwa główne problemy gospodarzy, które w Lidze Narodów wykorzystać może Polska. Zdradza też, czym Fran Tudor wkurzył selekcjonera i w efekcie nie dostał powołania do kadry.
Kiedy podczas mistrzostw Europy spędzałem blisko miesiąc w towarzystwie Łukasza Gikiewicza, słowo „Chorwacja” słyszałem non stop, odmieniane przez wszystkie przypadki. Chorwaci to, Chorwaci tamto… Chorwaci przerżnęli na start, Chorwacja nie ma napastnika, chorwaccy kibice dali czadu w Hamburgu, Lipsku i gdzie tam jeszcze grali.
Gdyby mistrzostwa trwały dłużej, pewnie sam mimowolnie nauczyłbym się chorwackiego. Wystarczyło słuchać, jak „Giki” gada w tym języku przez telefon. A gada non stop, pyta, dzwoni, załatwia transfery, zaprasza znajomych do Splitu.
Kiedy jednak zerknie się w jego długaśne piłkarskie CV, próżno szukać tam nazwy jakiegokolwiek chorwackiego klubu. Choć zwiedził przecież kawał globu, w piłkę kopał w drużynach z aż jedenastu państw świata.
– Stary, jak to możliwe, że nigdy nie trafiłeś do Chorwacji? – zapytałem w końcu.
– Bo nie biorą starych Polaków, mordeczko. Więc mnie nie wzięli – roześmiał się tylko w swoim stylu.
***
Przed meczem Polski z Chorwacją było więc dla mnie jasne, pod jaki adres muszę uderzyć. I tym razem spytać już na poważnie.
– No, to jak to możliwe, że nigdy nie trafiłeś do tej Chorwacji? – zaczynam, wznawiając urwany w Niemczech temat. I już czuję, że „Giki”, słysząc tylko słowo Chorwacja, nabiera głęboko powietrza. Za chwilę zaleje mnie lawina informacji.
– Raz były rozmowy, agent je prowadził, gdy byłem młodszy, ale przeważyły oferty z Bliskiego Wschodu – przyznaje. – Z Chorwacją połączył mnie nie klub, a miłość. Z moją żoną Anją jesteśmy już od 14 lat. To bardzo długo, na te czasy niewyobrażalnie, teraz w modzie jest mieć trzy-cztery partnerki. My jesteśmy wierni, jeszcze od czasów ŁKS-u, aż po dziś, kiedy rozmawiamy – mówi.
– Naszym domem jest Split. To nasza stajnia i gniazdko. Nasza oaza spokoju – dodaje.
To właśnie tam czeka na niego żona, była chorwacka koszykarka, w której szczęśliwie zakochał się w Łodzi, gdy oboje grali dla ŁKS-u. Para ma blisko sześcioletniego synka.
– Lecę właśnie do Splitu, żeby razem z nim obejrzeć mecz Polski z Chorwacją. Jestem ciekaw, jak będzie reagował. W czwartek, gdy Chorwatom strzelał bramkę Cristiano Ronaldo, młody się cieszył, bo ogląda jego filmiki, widział go w telewizji i na YouTubie. Pewnie jako jedyny Chorwat był szczęśliwy, że przegrywają po golu Ronaldo. Jestem strasznie ciekaw, jak będzie się zachowywał, gdy zagrają dwie reprezentacje, z których pochodzą jego rodzice. Zobaczymy, kogo wybierze. Wyląduję pół godziny przed meczem, więc zdążę akurat na „Mazurka Dąbrowskiego” – opowiada o swoim chorwacko-polskim życiu „Giki”.
Chorwacki paszport i Lovro Majer na boisku
Gdy pytam, czy po tylu latach życia z Chorwacją na bliższym lub dalszym planie, sam czuje się już trochę Chorwatem, Gikiewicz, nietypowo dla siebie, na chwilę milknie. Ale nie na długo.
– Wiesz co, mam wszystkie dokumenty, które pozwalają na otrzymanie chorwackiego paszportu. Najpierw, jako Polak, otrzymałem taki tymczasowy dowód, ważny na pięć lat. Niby trzeba było przez 8-9 miesięcy być w Chorwacji, ale wiadomo, że nie zawsze byłem. Żona lub jej mama tłumaczyły, że wyjechałem do pracy. Ale zdałem już egzaminy pisemne i ustne, teraz nic nie stoi na przeszkodzie, żeby złożyć papiery i uzyskać obywatelstwo – mówi najpierw.
– Czy czuję się po części Chorwatem? – wraca po chwili do zadanego pytania. – Czuję, bo tam mam swoje życie, tam mam znajomych, tam gram w padla, tam biegam… Z Ivanem Runje na przykład, który grał w Jagiellonii. Umawialiśmy się, biegaliśmy i gadaliśmy, gdy nie miał jeszcze problemów z kolanami. Tam trener Iwajło Petew, gdy prowadził Dinamo, załatwiał mi różne rzeczy. Mam tam dzięki żonie na równi znajomości, co w Polsce, gdzie musiałem to wszystko rzeźbić sobie młotkiem.
W tym wszystkim ważną kwestią jest fakt, że „Giki” tamtejszy język opanował już do perfekcji.
– Urodziłem się w Polsce, teraz często funkcjonuję w Warszawie. Jestem przede wszystkim Polakiem. Ale kiedy dłużej przebywam na wyspie, gdy ktoś ze mną rozmawia, twierdzi, że mam taki akcent, że nigdy by tego nie powiedział.
To właśnie znajomość języka otwiera w Chorwacji bardzo wiele drzwi. A szeroki uśmiech i wrodzona bezpośredniość na pewno nie przeszkadzają. To w naturalny sposób przekłada się na wypracowane kontakty.
– Dużo rozmawiam, jestem otwarty, zwariowany. Dam ci przykład. Ostatnio na wyspie był Lovro Majer. Normalnie grał na boisku, więc podszedłem do niego z synem. Może gdybym nie znał języka, albo zagadał po angielsku, nie potraktowałby nas tak serdecznie. A tak? Codziennie się spotykaliśmy. Pytał, co słychać u młodego Lucasa, pograł z nim w piłkę, pozakładał „dziurki”. To tez pokazuje, jakie nastawienie do życia mają Chorwaci – mówi.
– Lovro przyjechał na lato, wziął trenera z Wolfsburga, grał na boisku, gdzie były dzieci, zawsze był otwarty, nie chował się po siłowniach, nie wynajmował boisk, każdy mógł się z nim zobaczyć. Pokazał dzieciom, jak trzeba trenować, żeby potem z Bayernem zdobyć dwie bramki. Teraz, gdy wstaję rano pokazuję młodemu: zobacz, tata idzie biegać, Lovro Majer pewnie już trenuje. On to widział, dla dzieciaków to wskazówki, że bez ciężkiego treningu, nawet w czasie wolnym, nie ma niczego. Trzeba cały czas udoskonalać to, co się ma dobre, a czego się nie ma, trzeba wypracować – opowiada Gikiewicz.
Lovro Majer z synem Łukasza Gikiewicza
Jak to jest być Chorwatem? Dobrze?
Choć momentami w rozmowie z „Gikim” można robić za podstawkę pod mikrofon, bo to gość, który wywiad przeprowadziłby sam ze sobą, szkoda nie wykorzystać tematu, który sam poruszył. Jak rzadko kiedy, wpadam mu w słowo.
Jakimi ludźmi są Chorwaci? Czym wyróżniają się od innych? Czy to prawda, że wszystko robią z poświęceniem godnym lepszej sprawy, aż do utraty sił? Nieważne, czy chodzi o śmiech, czy walkę, czy żałobę.
Innymi słowy: czy Chorwaci to wariaci?
– Chorwaci to wariaci. Ludzie z Bałkanów to wariaci! – śmieje się „Giki”, od razu dając do zrozumienia, dlaczego tak swobodnie się wśród nich czuje.
– Potrafią się zagotować, grają zwykłą gierkę na ostrzu noża, tak, że noga jest prawie połamana. Po żonie też widzę, że nie pierdzieli się w tańcu (śmiech). Jak rozmawiamy przez telefon, to niektórzy myślą, że się kłócimy, a to jest ekspresja. To jest wyrażanie emocji, a nie taka rozmowa, jak budyń waniliowy. Ja to lubię, mi to pasuje, nie umiałbym inaczej – kończy. I trudno w ogóle się z tym kłócić.
– Chorwaci nie są zawistni, są otwarci, życzliwi. Tym mnie kupują. Nie ma patrzenia, kto jakim samochodem podjeżdża. Nawet w tym tygodniu mam ustawioną siłownię i trener fitness po prostu chce ze mną popracować, nie chce za to kasy. Mamy padelka, mamy bieganie wokół morza, także ja nie narzekam – opowiada o swoich wrażeniach.
Czy to już kryzys?
Czas w końcu poruszyć jednak temat, dla którego w ogóle rozmawiamy. A raczej jego sedno. Polska do Osijeku leci jako – było, nie było – lider swojej grupy Ligi Narodów. Chorwacja rozpoczęła je od przegranej z Portugalią. I choć nikt o zdrowych zmysłach nie wskaże Polski jako faworyta, trudno nie zauważyć kłopotów naszych niedzielnych rywali.
Mistrzostwa Europy niespodziewanie zakończyli już na fazie grupowej, nie wygrywając żadnego spotkania. W przeciągu całego roku o punkty spośród ośmiu różnych rywali, pokonali zaledwie dwóch: Łotwę i Armenię. Przegrali z Walią, przegrali z Turcją, przegrali z Hiszpanią i Portugalią, ledwie zremisowali z Albanią i Włochami.
A przecież jeszcze niedawno drużyna Zlatko Dalicia grała w półfinale mundialu, by później zameldować się w finale Ligi Narodów.
– Czy to już kryzys? Fakt, grają ostatnio słabo. Ale wydaje mi się, że sucha porażka z Portugalią nie uwzględnia tego, w jakim procesie jest aktualnie ta drużyna. Zasięgnąłem języka, rozmawiałem z bardzo znanym chorwackim dziennikarzem i powiedział mi, że obecne mecze, to szykowanie się na reprezentację bez Luki Modricia – mówi Gikiewicz.
I analizuje to, jak Dalić, trener, który doprowadził Chorwatów do finału MŚ 2018 i trzeciego miejsca cztery lata później, przygotowuje zespół do zmiany pokoleniowej.
– Chorwacja zawsze grała w ustawieniu 4-3-3, mając w środku zazwyczaj trójkę Brozović, Modrić, Kovacić. Z Portugalią wyszli 3-4-1-2, czyli takim w jakim najlepiej czuje się Josko Gvardiol. Jego pozycja w Manchesterze City to najczęściej właśnie półlewy obrońca w trójce. Na wahadłach – jeśli są zdrowi, bo obecnie dwóch jest kontuzjowanych – masz Juranovicia, Stanisicia i Sosę. Dalić wierzy, że potencjał tkwi teraz w tym właśnie ustawieniu.
Zmiana systemu nie została jednak najlepiej przyjęta przez chorwackie media. Po meczu, przypominając fatalną pierwszą połowę, pytano Dalicia, czy wróci do ustawienia, które przynosiło „Vatreni” największe sukcesy.
– Myślę, że będzie trzymał się tego, w którym widzi potencjał do wydobycia z piłkarzy maksimum ich potencjału. Jeśli popatrzysz na zawodników, oni grają wówczas na swoich naturalnych pozycjach. Nawet Modrić. W ustawieniu 3-4-1-2 gra jako podwieszony napastnik. Czasami był nawet najbardziej wysunięty, gdy odciążano go przy pressingu – ocenia Gikiewicz.
Zmiana pokoleniowa w Chorwacji
Fakt, że piłkarze, którzy odpowiadają za największe sukcesy, przechodzą powoli na drugą stronę rzeki, jest największym wyzwaniem, z jakim musi mierzyć się Dalić. Kadry, która sięgała po wicemistrzostwo globu, już nie ma. Tacy piłkarze jak Subasić, Vrsaljko, Vida, Lovren, Rakitić, Rebić, czy Mandżukić, to dla reprezentacji melodie przeszłości.
Teraz ostatni akord karier reprezentacyjnych rozbrzmiewa w przypadku Ivana Perisicia i wspomnianego wcześniej Modricia. Grę w kadrze po Euro zakończył natomiast niespodziewanie 31-letni Brozović.
Gikiewicz: – Dużo ludzi zarzuca Daliciowi, że jest przywiązany do nazwisk. Na szczęście Brozović, który był „niewidomy” na Euro, sam zrezygnował, więc jeden problem z głowy. Perisić jest bez formy, pokłócił się z Gattuso, nie miał klubu, nie trenował, a wszedł z ławki z Portugalią.
– Ale uwierz mi, oni mają zawodników. Wchodzi Martin Baturina, za którego Leeds dawało około 30 mln euro, ale on sam nie chciał tego kierunku. Fiorentina dawała 18 mln, ale Dinamo go nie sprzedało. Wchodzi Luka Sucić, który ma świetną lewą nogę, piłkarz Realu Sociedad. Niedawno Dalić przedłużył kontrakt do kolejnego wielkiego turnieju, ale Chorwaci sobie poradzą, z nim, czy bez niego –twierdzi napastnik.
Tudor bez powołania za… wywiad?
Jakie problemy gospodarza może w najbliższym starciu wykorzystać Polska? Gikiewicz wymienia takie dwa. Jednym z nich są kłopoty z obsadą prawej strony, gdzie kontuzje leczą Josip Stanisić i Josip Juranović.
Na prawym wahadle przeciwko Portugalii zagrał Kristijan Jakić, rezerwowy piłkarz Augsburga. To uniwersalny zawodnik, ale nominalnie występujący przede wszystkim w środku pola. O ile występuje w ogóle, bo przed transferem do Augsburga przegrał rywalizację o skład w Eintrachcie Frankfurt.
– Brakuje mi powołania dla Frana Tudora. Rozmawiałem z nim niedawno na kursie trenera UEFA A w Białej Podlaskiej. Uważam, że nawet jeśli miałby nie grać, to zasłużył, żeby być w kadrze – twierdzi Gikiewicz.
I od razu podaje powód, dla którego selekcjoner rzekomo pominął piłkarza Rakowa Częstochowa.
– Usłyszałem od chorwackich dziennikarzy, że trener Dalić nie lubi zawodników, którzy sami „wciskają” się do kadry, a tam jakiś wywiad podobno Fran dał do prasy, że miał taki i taki sezon, że powinien być sprawdzony. Podobno to bardzo boli selekcjonera Chorwatów i dlatego Frana nie ma – ujawnia „Giki”.
Problemy z napastnikiem. Brakuje “zadziory”
Drugim aspektem jest obsada pozycji napastnika. Już podczas Euro w Niemczech nieustannie słyszałem narzekania ze strony Łukasza, że Chorwaci mają na tej pozycji braki. Że brakuje zadziorności, z której Hrvatska zawsze słynęła.
– Dawniej byli Mandżukić i Rebić, dwa wariaty, biegające, walczące, rozpychające się. Dalić nie ufa Petkoviciowi, to taki trochę „lazy-boy”, stąd gra na szpicy Kramaricia przeciwko Portugalii – powtarza kolejny raz Gikiewicz.
Kramarić sezon w Bundeslidze zaczął akurat doskonale, mając na koncie cztery zdobyte bramki po zaledwie dwóch kolejkach. Problem w tym, że w klubie od dłuższego czasu gra głębiej, i to nie za plecami jednego, a dwóch napastników. W zeszłym sezonie byli to Wout Weghorst i Maximilian Beier, teraz są nimi Marius Bülter i Adam Hlożek.
– W pierwszej połowie przeciwko Portugalii Chorwacja wyglądała bardzo słabo, bo Kramarić nie grał na swojej pozycji. Bo bardzo zawężał, nie szedł na wolne przestrzenie, w całym meczu oddał tylko jeden, czy dwa strzały. A Igor Matanović, który wszedł z ławki, w ciągu 30 minut oddał 5 groźnych strzałów – analizuje „Giki”.
21-letni Matanović dobrym zeszłym sezonem w 2. Bundeslidze (14 bramek dla Karlsruhe) zapracował na transfer do Eintrachtu. Zdaniem „Gikiego”, Dalić w meczu z Polską postawi jednak na inne rozwiązanie.
– Wydaje mi się, że jeśli Chorwaci zagrają w takim ustawieniu, to Kramarić może zagrać podwieszonego napastnika, a przed nim wystąpi Bruno Petković. Jeśli zagra Petković, to zagra też Baturina, ta dwójka świetnie współpracuje w Dinamie. Za Pongračicia myślę, że wejdzie Ćaleta-Car – przewiduje wyjściowy skład rywala 36-latek.
Jego zdaniem cofnięcie się Kramaricia paradoksalnie może sprawić, że ten będzie groźniejszy dla przeciwnika. W ciągu ośmiu ostatnich sezonów Bundesligi Chorwat aż siedmiokrotnie kończył sezon z dwucyfrowym dorobkiem bramkowym.
– Andrej sam niedawno dał wywiad, żeby znaleźć innego zawodnika na tej pozycji, który notuje takie liczby. A przecież Hoffenheim nie jest żadną potęgą – kończy Gikiewicz.
Czy przewidywania „Gikiego” się sprawdzą, zobaczymy już dziś. O godzinie 20.45 w Osijeku Chorwaci podejmą Biało-Czerwonych. To mecz, w którym zespół Michała Probierza nie będzie faworytem, ale przy mądrej grze i wykorzystaniu braków rywala, ma szansę sprawić niespodziankę. A wówczas nasza sytuacja w Lidze Narodów będzie wyjątkowo komfortowa.
Aktualizacja: Jak przekazał nam “Giki”: występ Kramaricia przeciwko Polsce jest praktycznie wykluczony. Chorwacki zawodnik jest chory.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Urbański jak Lubański, Zalewski jak Smolarek
- Z Rudy Śląskiej do Los Angeles. Amerykański sen Mateusza Bogusza
- Raków ożywia rynek. Skorzysta Ekstraklasa, ale czy też… sam Raków?
Fot. Newspix