Pogoń Szczecin nie spanikowała, kiedy niespodziewanie przyszła oferta dla Jensa Gustafssona. Jej nowy trener, Robert Kolendowicz, był przygotowywany do pełnienia tej funkcji od wielu lat. Pomagał Koście Runjaiciowi, potem jego szwedzkiemu następcy, a dziś zgarnął swój pierwszy komplet punktów w Ekstraklasie. Pogoń dokonała zmiany na ławce, ale na boisku wszystko zostało po staremu.
Widzew nas rozczarował. Spodziewaliśmy się, że drużyna Daniela Myśliwca – w poprzednich meczach energiczna i finezyjna – będzie dla Pogoni równorzędnym rywalem. Tydzień temu łodzianie nie pokazali niczego szczególnego w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław, ale można było znaleźć usprawiedliwienie w tym, że z wicemistrzem Polski mało kto gra efektowne mecze, bo ten zespół lubi męczyć bułę. A kiedy piłkarska drużyna spotyka się z drugą piłkarską drużyną – tak trzeba myśleć o Pogoni i Widzewie – można spodziewać się przynajmniej dobrego meczu.
Niestety, RTS nie postawił poprzeczki zbyt wysoko. Bronił głęboko, oddawał piłkę, nie miał żadnego pomysłu na ofensywę. Filip Surma z Canal+ doliczył się 36 kontatków „Portowców” w szesnastce rywala tylko do przerwy. To kolosalna liczba. No, ale rzeczywiście – Pogoń wjeżdżała sobie w pole karne jak do siebie. Zdarzało się, że pomagali jej w tym sami łodzianie – jak na przykład Fran Alvarez, który podał w szesnastce do Biczachczjana (ma szczęście, że ten skiksował).
W Pogoni szalała dzisiaj lewa strona – tak Grosicki (asysta i asysta drugiego stopnia), jak i Koutris (także asysta i asysta drugiego stopnia). Daniel Myśliwiec ściągnął w 56. minucie Kastratiego i Sypka, czyli prawego obrońcę i prawego skrzydłowego, żeby postawić nieco większą blokadę w tym sektorze boiska, ale na niewiele się to zdało. 19-letni Krajewski i Hilary Gong wcale nie stworzyli szczelniejszych zasieków.
Pierwszy gol Pogoni to wrzutka-ciasteczko ze strony Koutrisa i kapitalne wejście Biczachczjana z głębi pola w pole karne. Ormianin zdobył w ten sposób pierwszego gola głową w Ekstraklasie. Druga to wrzutka-ciasteczko Grosickiego fałszem – tak precyzyjna, że Łukasiakowi wystarczyło dołożyć nogę. Przy obu bramkach zaspał Hanousek, który miał kryć strzelców, lecz robił to na radar.
Reakcja Widzewa na gol na 1:0? Żadna. Reakcja po drugiej bramce? Także żadna. To może szalony pościg za remisem w samej końcówce? Nic z tego. Jedyne zagrożenie RTS stworzył po stałym fragmencie gry, gdy Rondić nie trafił nawet w bramkę. Jedyny celny strzał to w zasadzie nie był nawet strzał – Kerk podał piłkę do Cojocaru z wolnego, pewnie chciał uderzyć, ale uderzeniem byśmy tego nie nazwali. Doliczmy do tego próbę strzału z doliczonego czasu, którą przyjął na ciało Borges i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o ofensywne podrygi Widzewa. Słabo, naprawdę słabo to wyglądało.
Nie spodziewamy się, że w Pogoni dojdzie do rewolucji po zmianie szkoleniowca. Robert Kolendowicz będzie raczej kontynuował ścieżkę rozpoczętą przez Runjaicia i rozwijaną przez Gustafssona. Nowy trener nie zaskoczył nas także żadnym pomysłem personalnym – i tu też zero zdziwienia, przecież on także jako członek sztabu podpisywał się pod pomysłami szwedzkiego poprzednika. Na świeże spojrzenie przyjdzie jeszcze czas. Dla Pogoni najważniejsze jest to, że trener-debiutant zgarnia pełną pulę przy przywitaniu z ligą i kończy sobotę na pierwszym miejscu w tabeli Ekstraklasy.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Mroczek: Pojawiają się opóźnienia w wypłatach i premiach dla piłkarzy
- Optymista zobaczy asystę Gholizadeha, a realista, że ta drużyna ma jeszcze Ba Louę i Hakansa
- Jagiellonia piękna z przodu, szpetna z tyłu. Cracovia lubi Białystok
Fot. newspix.pl
