Reklama

Japonia niby leży polskim siatkarzom. Ale jednocześnie jest bardzo mocna

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

20 lipca 2024, 23:23 • 6 min czytania 4 komentarze

Choć wydawało się, że styl Japończyków, nawet grających świetnie, powinien leżeć polskim siatkarzom, dziś wieczorem w Gdańsku tak nie było. Przygotowujący się do igrzysk Biało-Czerwoni przegrali w meczu towarzyskim z imponującą i efektowną Japonią 2:3. Polacy walczyli, byli blisko zwycięstwa w tie-breaku, ale w kluczowych momentach nie potrafili zatrzymać przeciwników. Po spotkaniu dość krytycznie wypowiedział się Nikola Grbić. – Nie zagraliśmy dziś dobrego meczu. Nie byliśmy nawet blisko naszego normalnego poziomu. Są pewne rzeczy, o których trzeba porozmawiać – przyznał selekcjoner Polaków, a później rozwinął swoją wypowiedź. Mimo że Polacy ulegli zespołowi, na który wydaje się, że mają patent, mówienie o poważnych obawach przed Paryżem byłoby jednak na wyrost. 

Japonia niby leży polskim siatkarzom. Ale jednocześnie jest bardzo mocna

Był 7 czerwca tego roku, gdy Polacy mierzyli się z Japonią, na jej terenie, w drugim tygodniu rozgrywek Ligi Narodów. Mecz miał być potencjalnym wielkim hitem, ale takim nie był, bo trener rywali, Philippe Blain (znany z pracy w Polsce), postanowił wystawić w zasadzie rezerwową szóstkę. Efekt? Szybka, dość łatwa wygrana Polaków 3:0. Japończycy co prawda tłumaczyli się urazami, ale widać było, że w mniejszym lub większym stopniu świadomie wystawili przeciwko Polakom gorszy skład. Można było spekulować, czy to zasłona dymna, żeby na igrzyskach, w razie meczu Polska – Japonia, wywołać efekt zaskoczenia i zwiększyć swoje szanse.

Kolejna scena: turniej finałowy Ligi Narodów w Łodzi. Japończycy ogrywają w ćwierćfinale 3:0 Kanadę, a po meczu pytamy Blaina, czy jeżeli doszłoby do finału przeciwko Polakom, wystawi najsilniejszy skład. – W tak ważnych spotkaniach, decydujących o medalach, raczej nie wyobrażam sobie nie korzystania ze swoich najlepszych zawodników – odpowiada konkretnie. Do takiego finału jednak nie dochodzi. Dlatego mecz z Japonią, grającą w najsilniejszym zestawieniu, odbył się dopiero dzisiaj, w turnieju towarzyskim w Gdańsku. I Polacy walczyli, ale jednak przegrali 2:3.

Z tego bierze się ich wielki postęp

Gdy reprezentacja Japonii w ubiegłym roku wywalczyła brązowe medale Ligi Narodów, był to pierwszy krążek poważnej imprezy dla tej kadry od 46 lat, kiedy to Japończykom udało się wywalczyć srebro Pucharu Świata. A wyłączając tę imprezę, trzeba by się cofnąć jeszcze dalej – do 1976 roku i mistrzostw świata w Meksyku, na których Japonia zdobyła brąz, a po złoto sięgnęła reprezentacja Huberta Jerzego Wagnera. Ostatnie złoto? Rok 1972 i igrzyska olimpijskie w Monachium. Szmat czasu, prawda? Dopiero teraz Japończycy, w czym wielka zasługa Blaina, wrócili w wielkim stylu do ścisłej światowej czołówki.

Kilka tygodni temu, w tekście dotyczącym kulisów transferu Aleksandra Śliwki do japońskiego Suntory Sunbirds, pisaliśmy o japońskiej siatkówce tak: „Od nowego sezonu, poza Yukim Ishikawą, który w Perugii ma godnie zastąpić Wilfredo Leona, jednym libero oraz środkowym, który będzie występował w Finlandii, wszyscy zawodnicy reprezentacji będą grać w rodzimej lidze. Nieprawdopodobnie skoczny Yuji Nishida to pod pewnymi względami najbardziej efektowny atakujący świata. Marzą o nim kluby z Włoch, z Polski, ale, żeby wyciągnąć go z Japonii, trzeba by zapłacić koło miliona euro za sezon. W Japonii jest też nieustanna i mocna walka o bycie w pierwszej reprezentacji, bo obok niej istnieje kadra B, mająca osobnego szkoleniowca. Wyróżniający się w niej gracze pukają do pierwszego zespołu„.

Reklama

Dlaczego w teorii pasują Polakom?

W tym roku w Lidze Narodów Japończycy poprawili swój wynik, bo awansowali do wielkiego finału. Wydawało się, że mogą zagrać w nim z Polską, ale siatkarze Nikoli Grbicia w półfinale, choć mieli piłki meczowe, ulegli 2:3 Francji, i to ona dzień później w rywalizacji o złoto wygrała 3:1 z Japonią. Z tego względu dopiero dzisiaj, w ERGO Arenie, Polska pierwszy raz w tym roku zagrała przeciwko silnej wersji reprezentacji Japonii.

Japończycy od lat słynęli ze znakomitej obrony i świetnych zawodników na pozycji libero. Obecnie mają też trzech skrzydłowych – Nishidę, Rana Takahashiego i wspominanego już Ishikawę – którzy dysponują mocną, ale też różnorodną zagrywką z wyskoku, co pokazało spotkanie w Gdańsku (razem zagrali aż 10 asów). Do tego dochodzi Masahiro Sekita – jeden z bardzo niedocenianych rozgrywających, uważany za najbardziej nieprzewidywalnego gracza na tej pozycji na świecie. W sezonie 2021/22 Sekita występował w PlusLidze, ale grał w słabiutkim Cuprum Lubin. Wspomniane atuty są groźne przeciwko wszystkim reprezentacjom, również Polakom, tyle że Biało-Czerwoni mają styl gry, który w teorii powinien to neutralizować. Japończycy, mimo wielkiej jakości, wciąż ustępują innym warunkami fizycznymi, dlatego ich ostatnie mecze z nami wyglądały trochę na zasadzie: „Oni mają wiele atutów, ale górę powinna wziąć moc ataku i siła fizyczna Polaków”. Zwłaszcza, gdy na skrzydle jest Wilfredo Leon, a w ataku gra dobrze dysponowany Bartosz Kurek, który występował w Japonii w latach 2020-2024.

Dziś jednak tak nie było, nad czym po meczu ubolewał trener Polaków, Nikola Grbić. – Zabrakło nam siły. Oni serwowali i atakowali mocniej, niż my, a charakterystyka tych dwóch drużyn jest zazwyczaj inna. Nie byliśmy w niektórych sytuacjach skupieni albo brakowało nam precyzji. A nie jest żadnym odkryciem, że Japonia to zespół bardzo dobry technicznie, który gra cierpliwie i wybiera optymalne rozwiązania – mówił serbski selekcjoner. Później dość krytycznie wypowiedział się również o grze Polaków w elemencie bloku, ale i przyjęcia. – Zbyt często piłka odbijała się od rąk moich graczy i lądowała na aucie – dodał.

Yuji Nishida, japoński atakujący, w akcji w meczu z Polską 

Gdy grał Leon, było dobrze

Trudno dziwić się Grbiciowi, bo rzeczywiście miało to wyglądać trochę inaczej. W dzisiejszym meczu towarzyskim w Gdańsku, dopóki na boisku był Leon (rozegrał tylko pierwszego seta), Polacy mieli przewagę, choć wynikała ona przede wszystkim z zagrywki. W ataku i poziomie przyjęcia Biało-Czerwoni wyraźnie ustępowali Japończykom, ale w samej pierwszej partii zagrali więcej asów (pięć), niż mieli błędów w tym elemencie (cztery). Taki pozytywny bilans zdarza się bardzo rzadko (dla porównania – Japonia zagrała jednego asa i myliła się sześciokrotnie). Później było jednak gorzej: Polacy nie serwowali tak znakomicie, a w innych elementach dalej ustępowali rywalom. Czwartego seta udało się wygrać: m. in. dzięki atakom Aleksandra Śliwki z lewego skrzydła i wystawom Marcina Janusza na środek w kluczowym momencie, gdy Japończycy gonili Polaków. Tie-break długo był wyrównany, ale ostatecznie lepsi w nim okazali się przeciwnicy. Falowała m. in. gra Bartosza Kurka, który w czwartym secie skończył tylko jeden z siedmiu ataków, a w piątym prezentował się dużo lepiej i wydawało się, że może pociągnąć kolegów do wygranej.

Reklama

Warto pamiętać, że kiedy w ubiegłym roku kadra Grbicia osiągnęła wszystko, co tylko się dało (złoto Ligi Narodów, mistrzostwo Europy i kwalifikację do igrzysk), były tylko dwa mecze o wielką stawkę, które z uwagi na grę przeciwnika mogły się potoczyć zupełnie inaczej.

Pierwszy – półfinał Ligi Narodów w Gdańsku, właśnie z Japonią. Polacy przegrali pierwszego seta 19:25, drugiego wygrali na przewagi (28:26) i dopiero wtedy zaczęli w miarę kontrolować mecz. Po awansie do finału sztab był bardziej spokojny o sukces w decydującym meczu z Amerykanami.

Drugi – półfinał mistrzostw Europy przeciwko Słowenii. Nieco podobny scenariusz: przegrany pierwszy set, choć trochę wcześniej, już w drugim, odzyskana kontrola.

Polacy na igrzyskach w Paryżu są w grupie B, z Brazylią, Włochami i Egiptem. Japończycy w grupie C zmierzą się z USA, Argentyną i Niemcami. Żadna z tych dwóch drużyn nie wyobraża sobie braku awansu do ćwierćfinału. Jeżeli właśnie w tej fazie (albo w półfinale czy finale) zmierzymy się z Japonią, w teorii nie będzie to najgorsze rozwiązanie. Ale, no właśnie – tylko w teorii, co pokazał dzisiejszy mecz.

Polska – Japonia 2:3 (25:23, 20:25, 19:25, 25:23, 16:18)

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO: 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Ekstraklasa

„Jeśli dobrze mu podasz, będzie skuteczny”. Czy Nsame da wiele Legii Warszawa?

Jakub Radomski
10
„Jeśli dobrze mu podasz, będzie skuteczny”. Czy Nsame da wiele Legii Warszawa?

Komentarze

4 komentarze

Loading...