Ci wszyscy ludzie, którzy wierzą w szybki powrót Lewandowskiego do zdrowia to chyba myślą, że po kontuzji wstaje się z kanapy i człowiek jest od razu jeszcze lepszy niż przed urazem. A nie, nie jest tak.
Może gdybyśmy byli na przykład w okolicach 2020 czy 2021 roku, to wtedy tak by z Lewandowskim mogło się stać, bo dokonywał wówczas rzeczy wielkich – był napastnikiem kompletnym, jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, nie mógł mieć żadnych kompleksów względem Messiego.
Niestety czas nie stoi w miejscu, tylko – zdaje się – zapieprza do przodu, mamy 2024 i Lewandowski nie jest już kosmitą, choć bywa bardzo dobrym napastnikiem. Ale właśnie: bywa. Nie jest tak, że tydzień w tydzień potwierdza klasę w La Liga, tylko ma swoje momenty, okresy. Potrafi zagrać kapitalne zawody, jak z Valencią, ale potrafi też zniknąć i być mocno krytykowany przez hiszpańskie media (słusznie).
Inaczej mówiąc: Lewandowski zszedł z kosmosu do ziemian i ma te same problemy co inni mieszkańcy tej planety. Jak go coś boli, to nie gra, a jak go przestanie boleć, będzie potrzebował chwili, żeby o kontuzji zapomnieć.
Gdyby ktoś nie wiedział – Euro nie trwa rok, tylko miesiąc, a dla nas pewnie zdecydowanie krócej. Może być więc problem, nie z tym, żeby Lewandowski na boisko wrócił, tylko żeby wrócił w dobrej formie.
Powtórzę – gdyby złapał uraz w swoim wybitnym momencie, dałoby się wierzyć w cudowny powrót i dwie sztuki z Austrią. A że złapał go w chwili przyzwoitej, solidnej formy, to nie ma co wierzyć, że po powrocie będzie wybitny. Nie – będzie potrzebował czasu, by w ogóle do solidności wrócić.
Gdy w październiku się leczył, to nie potrzebował kilku dni, by regularnie strzelać, nie kilku tygodni, tylko kilku miesięcy. Dwa gole z Alaves w trzecim meczu po powrocie, sztuka z Gironą w szóstym (i fatalne pudło), a potem La Liga na jego gole czekała do lutego.
Wielu z was się pewnie śmiało, że Lewandowski się już zawija, że nie ma dla niego miejsca w Barcelonie, a teraz pewnie ci sami ludzie chcą, żeby ciągnął Polskę po urazie na Euro. Ktoś powie – wtedy pauzował dłużej, to zupełnie inny kaliber. Uwierzcie, że w wieku 36 lat byle pierdoła potrafi wytrącić zawodnika z rytmu. To nie jest młodzieniaszek.
I im szybciej się pogodzicie z tym, że będziemy sobie na tym turnieju radzić bez niego, tym lepiej dla was.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: