Reklama

Wszyscy się potykają, więc Legia o krok od pucharów

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

19 maja 2024, 17:16 • 4 min czytania 71 komentarzy

Doprawdy pasjonująca jest ta walka o trzecie miejsce na koniec sezonu. Wszyscy palą się do gry w Europie tak, jakby eliminacje do Ligi Konferencji naprawdę oznaczały pocałunek śmierci i miały doprowadzić polskie kluby do ruiny. Najmniej śmiesznym spośród tych śmiesznych zespołów zdaje się być Legia Warszawa, która jako jedyna z grona walczących o najniższy stopeń podium wygrała swoje spotkanie (jeszcze dziś gra Lech). Niby jest najszybsza w tym wyścigu, ale to wyścig, w którym biegnie się z mocnymi obciążeniami na nogach, lassem na szyi i ciężarówką przypiętą do klatki piersiowej. Niby porusza się więc do przodu, ale bez żadnej dynamiki.

Wszyscy się potykają, więc Legia o krok od pucharów

Teoretycznie o brązowy medal walczy pięć zespołów. Aż do meczu Legii trzy z nich rozegrały swoje spotkania. I wszystkie trzy traciły punkty. Raków wręcz skompromitował się w Krakowie, Górnik nie dał rady u siebie Puszczy, Pogoń wracała z Mielca z bezbramkowym remisem. Te wyniki to jakiś żart. Gdyby Legia miała dziś na rozkładzie poważniejszego rywala, to prawdopodobnie także nie skończyłaby z kompletem oczek. Bo Warta…

Ech.

Warta potrafi być niezwykle niewygodną drużyną, która jest w stanie postawić się każdemu w lidze, lecz widocznie nie dzisiaj. Może spętało jej nogi widmo gry o utrzymanie, bo po wygranej Korony z Ruchem drużyna prowadzona przez Szulczka naprawdę będzie drżeć o ligowy byt do ostatnich minut Multiligi. Sama jedzie przecież do Białegostoku, więc musi liczyć na to, że Lech upora się w ostatniej serii gier z Koroną. W Warcie jak zwykle było dużo różnego typu problemów – brak Zrelaka, zmiana w bramce na dwadzieścia minut przed meczem (Lis za Grobelnego), eksperymentalnie ustawiona linia obrony (w centralnej trójce było dwóch teoretycznie bocznych obrońców – Bartkowski i Kiełb). W efekcie klub przyjmujący gości w Grodzisku Wielkopolskim zagrał bardzo słabo.

Ale i Legia niczym nie porywała. Dobrze oglądało się dwóch środkowych pomocników warszawskiego zespołu. Po pierwsze – Elitima, który w ostatnich tygodniach ewidentnie wrócił do dobrej formy. Podoba nam się Kolumbijczyk zwłaszcza wtedy, kiedy odważnie zabiera się z piłką i kradnie przestrzeń mając futbolówkę przy nodze. No i po drugie – Josue. Portugalczyk odpalił bomby nie tylko w wywiadzie, jaki mieliśmy okazję czytać wczoraj, ale także i dzisiaj posłał do kolegów kilka ciekawych piłek. Jak już kilka razy w trakcie tej trzyletniej przygody Portugalczyka z Ekstraklasą, mieliśmy wrażenie, że dziś jego partnerzy nie nadążają za jego myślami. Czasem aż prosiło się o jakiś ruch, ale go nie było.

Reklama

Rosołek nie istniał. Gual niby ma na koncie kilka prób, ale wszystkie złe. Wszołek? Średni. Ribeiro? Niemrawy. To jednak Warta musi się wstydzić, bo Legia była dziś naprawdę do ogrania. Warszawianie strzelili gola po stałym fragmencie gry. Jeśli widzieliście główkę Bartosza z piątkowego meczu Górnik – Puszcza, to nie musicie sprawdzać skrótu, bo gol Pankova był w zasadzie identyczny. Taka sama wrzutka, taka sama główka, takie samo także zaskoczenie broniącego zespołu. Czyżby beniaminek z Niepołomic stanowił wreszcie inspirację dla najlepszych (na papierze) zespołów w tej lidze? Taka powinna być kolej rzeczy.

Legia miała tak nisko zawieszoną poprzeczkę, że mogła sobie nawet pozwolić na wprowadzenie na większą część drugiej połowy Zyby. Kosowianin przypomniał nam, dlaczego jest kompletnym niewypałem transferowym klubu z Łazienkowskiej. Miał kilka akcji, ale albo został zablokowany, albo jego podanie rozczytał Stavropoulos, albo stracił równowagę będąc w polu karnym. Cały mecz na środku defensywy rozegrał Jan Ziółkowski z rocznika 2005 i wypadł naprawdę dobrze, fajnie asekurował kolegów, przestawiał Eppela, choć tak po prawdzie poziom trudności nie był zbyt duży, bo węgierski napastnik to bez dwóch zdań jeden z najgorszych piłkarzy ofensywnych tego sezonu. Nie funkcjonował dziś też zbyt dobrze Szmyt, który posyłał piłkę wszędzie, tylko nie w bramkę.

Może to i lepiej dla ligi, bo starcie w Białymstoku będzie interesujące nie tylko ze względu na ewentualne mistrzostwo Jagiellonii, ale także „szansę” na spadek Warty. Z wyniku cieszy się pewnie Śląsk, bo drużyna grająca o życie będzie dla „Dumy Podlasia” nieporównywalnie trudniejszym rywalem niż ta grająca o pietruszkę. A Legia najpewniej skończy w eliminacjach do Ligi Konferencji. Za tydzień ma na rozkładzie Zagłębie Lubin, z którym prawie zawsze wygrywa.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: 

Fot. newspix.pl

Reklama

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

71 komentarzy

Loading...