Wiadomo, że Dawid Szwarga stanowiska już nie uratuje, ale Raków mógł jakkolwiek uratować sezon i zająć trzecie miejsce, wejść do pucharów, dać kibicom i sobie choć trochę radości. No, ale niestety – do tego jeszcze trzeba wygrywać mecze, a prezentując się tak jak z Cracovią, nie da się ograć nikogo poza jedenastoma pachołkami (ale tylko 1:0 po wyrównanym starciu). Natomiast skoro Pasy daleko miały dziś do tych pachołków, to Raków dostał po dupie.
Niezwykle nudną drużyną stali się częstochowianie. Są jak film przy którym wszystko, na co się ma ochotę, to przewrót w drugą stronę od ekranu i drzemka. Zero przyspieszenia, nieprzewidywalności, elementu zaskoczenia przeciwnika, jakości, radości z piłki nożnej.
Zmęczeni zawodem ludzie. Wypaleni. Aż niezręcznie się znęcać, bo to jak kopanie leżącego, który leży w piwnicy.
Ta ekipa nie ma obecnie żadnego punktu zaczepienia, na którym mogłaby budować optymizm. Atak pozycyjny? Nie działa. Kontrataki? Nie działają, skoro Yeboah potrafi zepsuć nawet akcję dwa na jeden. Stałe fragmenty gry? Jak z taśmy, tyle że to żaden komplement – wszystko na głowy obrońców Cracovii. Obrona? O rety…
Gospodarze nie mieli jakiegoś skomplikowane planu na pokonanie Rakowa, po prostu chcieli wychodzić z kontrami i szukać przestrzeni za plecami defensorów ustępującego mistrza Polski. To się udawało, bo tak padła druga bramka (Rakoczy), ale i tak zaczęła się akcja na pierwszą, kiedy trafił Kallman.
Czy Raków mógł się ratować – no oczywiście, że mógł. Ale skoro Racovitan nawet jeśli się dobrze ustawia, wybija piłkę pod nogi przeciwnika, to nie ma co zbierać. Albo gdy jest strata w środku pola, a linia obrony wygląda jak połamane krzesło ogrodowe, to też trudno o czymkolwiek dyskutować.
Z tyłu więc bryndza, z przodu też bryndza, bo Hrosso coś tam odbić musiał, ale nie był to najtrudniejszy dzień w jego życiu. Taki Crnac pozostawał najgroźniejszy, gdy popchnął rywala w polu karnym bez piłki (ta była dopiero w jego okolicach, kolejna nudna wrzutka dopiero się ładowała) i Sylwestrzak gwizdnął faul w ofensywie.
Ja do ciebie, ty do mnie, potem wrzucamy bez sensu i wracamy na połowę. Tak wygląda obecnie Raków-ball wymyślony przez grupę Deductor, Detektor, Detektyw czy jak ona się tam właściwie nazywa (nie ma to znaczenia, nie wygląda, by miała zrewolucjonizować futbol).
Cracovia się tym wynikiem utrzymuje, grając w końcówce sezonu w ten sposób – 5:0, 0:4, 2:0. Nie ma to większego sensu i wiadomo, że trzeba w tym klubie wiele zmienić, by w kolejnym roku Pasy nie były – jak zwykle – loteryjnym średniakiem. Dziś gratulujemy, bo Raków został pokonany z palcem w tyłku, ale właśnie: to jednak nie jest wielka sztuka, po drugie w Krakowie na pewno sami sobie zdają sprawę, że ten wynik nie może przykryć niczego.
Dzisiaj 2:0 dla Cracovii, ale jedni i drudzy kończą sezon w gruncie rzeczy przegrani.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Jagiellonia o krok od mistrzostwa! Za tydzień wystarczy zwycięstwo z Wartą
- Śląsk nie narobił w galoty i ma już co najmniej srebrny medal!
- Korona walczy i daje sobie nadzieję. Jeszcze może zostać w tej lidze
Fot. Newspix