1365 minut, czyli prawie 23 godziny czeka na gola w Ekstraklasie Marek Saganowski. Biorąc pod uwagę, że mówimy o napastniku jednej z dwóch najlepszych drużyn w Polsce – seria nie do przyjęcia. Dlatego też trudno się specjalnie dziwić, że ten doświadczony i utytułowany napastnik stał się obiektem drwin, i którego przydatność do zespołu jest stale podważana. Jednak dziś „Sagan” potwierdził, że jest przynajmniej jeden – poza robieniem atmosfery – powód, by ciągle wypłacać mu pensje. Puchar Polski.
To rozgrywki, w których zdecydowanie nie zawodzi. W zeszłym sezonie w meczach półfinałowych z Podbeskidziem zaliczył dwie asysty i strzelił dwie bramki. Finał na Stadionie Narodowym? To on zdobył gola na wagę zwycięstwa z Lechem Poznań. Z kolei dziś napoczął Górnik Łęczna – drużynę, z którą bardzo długo Legia się najzwyczajniej w świecie męczyła.
Henning Berg i rotacja. To zestawienie niezbyt dobrze kojarzy się kibicom Legii. Po dość spokojnym początku sezonu, Norweg znów odpalił maszynę losującą, a ta wytypowała skład, który był dość daleki od oczekiwanego. Prócz młodych – Ryczkowskiego, Makowskiego i Bartczaka – mogliśmy zobaczyć w akcji chociażby grającego ostatnio w pierwszoligowych Wigrach Michała Kopczyńskiego, a także brazylijski wynalazek, Pablo Dyego. Mający mniejsze pole manewru Szatałow też trochę pozmieniał, ale generalnie, patrząc chociażby na kwartet ofensywny, mobilizacja w Łęcznej była spora.
Napisanie, że sensacja wisiała w powietrzu byłoby rzecz jasna przesadą, ale gdyby było to stracie bokserskie to pierwszą połowę na punkty minimalnie wygrałby Górnik. Trzeba odnotować, że Legii należał się rzut karny po zagraniu ręką Bielaka, należy wspomnieć, że setkę spartolił Dyego, ale to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o warszawian. Górnik rządził w środku pola, ale brakowało konkretów. Raz Kuciak musiał się trochę natrudzić, by zatrzymać strzał Świerczoka.
Po przerwie zobaczyliśmy na boisku Nikolicia, Guilherme i Dudę. Jak zapewne się domyślacie, był to punkt zwrotny. Z czasem mecz stał się niemrawy jak, nie przymierzając, gra Michała Masłowskiego, ale Legia w końcu dopięła swego. Wrzutkę Bereszyńskiego na bramkę zamienił Saganowski, a dogranie Guilherme wykorzystał Prijović.
Co tu dużo mówić – Berg zaryzykował, ale tym razem: punkt dla niego.
*
– To dla nas bardzo ważny mecz. Chcemy zaistnieć nie tylko w lidze, ale również właśnie w pucharze. Łatwo nie będzie, zwłaszcza że Zagłębie całkiem udanie rozpoczęło sezon, ale my jesteśmy Górnikiem Zabrze. Do Sosnowca jedziemy więc po to, by wygrać – to cytat z Roberta Warzychy (za slask.sport.pl). Trenerowi (?) Górnika lekko pali się w dupce po beznadziejnym początku ligi, Puchar Polski był więc okazją, by podbudować:
a) morale w zespole
b) swoją pozycję w klubie
Na pierwszoligowego rywala wystawił więc swój najsilniejszy skład. A ten poległ na całej linii. Beniaminek z zaplecza Ekstraklasy zrobił to, co ligowi rywale Górnika, czyli ośmieszył obronę, w której występują przecież byli reprezentanci Polski. Kompromitacja, 3-1 dla Zagłębia Sosnowiec.
Skoro „Torcida” ostatnio zażądała dymisji duetu Warzycha-Dankowski, to obawiamy się – odpukać – że niedługo możemy usłyszeć np. o wizycie kibiców na treningu. Nie zazdrościmy.
*
W pozostałych meczach, którymi dzisiaj jeszcze się nie zajmowaliśmy (tutaj znajdziecie nasz pierwszy tekst), bez większych niespodzianek. Śląsk Wrocław pewnie ograł Stomil Olsztyn (5-1), a pojedynki pierwszoligowców na swoją korzyść rozstrzygnęły: Chojniczanka Chojnice (1-1 i 3-2 w karnych z Arką Gdynia), GKS Bełchatów (1-0 z Bytovią), GKS Katowice (2-0 z Wigrami) i Zawisza Bydgoszcz (4-1 z Chrobrym).
Fot. FotoPyK