Stały punkt programu. Ktoś coś zrobi źle, ktoś nie trafi w piłkę albo w bramkę, kogoś trzeba skasować. Do kogo dzwonić? Do Janusza Wójcika! On, wiadomo: urabura i te sprawy. Szary dół i lokówka w dupę (to stały tekst „Wójta”), co to ja bym nie zrobił, gdzie jam nie był i czego nie widział.
Apelujemy do dziennikarzy „Super Expressu” – ile można? Raz to może jest i zabawne, jak prowadzanie Kononowicza w swetrze w środku lata. Ale tak ciągle?
Michał Kucharczyk nie trafił w bramkę. To oczywiście wstydliwe, ale powiedzmy sobie szczerze: zdarza się. Niedawno do pustej nie trafił też Lewandowski, kiedyś Błaszczykowski, Sobiech, czy cała masa innych mniej lub bardziej renomowanych piłkarzy. Ot, taki zawód. Pięć centymetrów różnicy na bucie i potem seria drwin. Wszystko byśmy zrozumieli, pośmiać się można i dla zdrowia nawet trzeba, tylko nie wykorzystujmy do tego Wójcika i tych jego pustych gadek.
Na łamach „SE” powiedział tak: – Musi mieć problem nie tylko z głową, ale i z oczami. Źle to wygląda. Jeśli zawodowy piłkarz nie jest w stanie trafić do prawie pustej bramki z 5 metrów, to coś jest z nim nie tak. Założę się, że gdyby teraz zaoferować mu premię za ponowne trafienie w ten słupek, to za cholerę by mu się nie udało. Pan „Łysenko”, czyli Henning Berg powinien jak najszybciej się tym Kucharczykiem zająć. Przydałaby się wysoka kara finansowa. Gdyby mnie tak wk…, od razu powędrowałby na trybuny. Opierdziel dostałby jeszcze na boisku, wcale nie czekałbym na koniec meczu. I uwierzcie, chodziłby po murawie jak koń, z opuszczonym łbem. W szatni oczywiście poprawka, po której nawet zimny chirurg by mu nie pomógł.
Cóż, jak wiadomo Wójcik już nie zaprezentuje nam pełnego repertuaru swoich cudownych metod, ponieważ nikt na świecie od ośmiu lat nie chce go zatrudnić. A w zasadzie to od dwunastu, bo w latach 2003-2008 pracował (krótko) w trzech tylko miejscach: Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, Zniczu Pruszków i Widzewie Łódź. Wszystko zakończyło się albo klęską, albo zarzutami prokuratorskimi. I wcale nie chodziło o mobbing. Co więcej (dopiero dzisiaj to zauważyliśmy), w całej swojej trenerskiej karierze Wójcik nie przepracował w żadnym klubie chociażby dwóch pełnych sezonów, co oznacza, że raczej szybko ludzie mieli po dziurki w nosie.
Być może Wójcik zrugałby Kucharczyka od stóp do głów, być może sam poczułby się wtedy lepiej (bo to chyba głównie o to chodzi), pytanie, czy lepiej poczułby się piłkarz i cała drużyna. Podejrzewamy, że niekoniecznie. Tutaj „Wójt” może obejrzeć sobie filmik z pudłami słynnych piłkarzy. Tak słynnych, że nie tylko ich nigdy w życiu nie poprowadzi, ale też pewnie nigdy w życiu się nawet nie dopcha na odległość pozwalającą zrobienie zdjęcia.
Wygląda na to, że gdyby Wójcik trenował Barcelonę – Iniesta siedziałby na trybunach razem z Neymarem i Messim.
Gdyby trenował kiedyś Tottenham – na trybunach byłby Bale.
A gdyby prowadził Manchester United – mecze w telewizji oglądałby Van Persie.
I tak dalej.
Podsumowując: te wszystkie opowieści dziwnej treści o tym, jak Wójcik masakruje, miażdży i depcze piłkarzy niech sobie szanowny pan trener w dupę wsadzi. Jedyne, co mógłby rzeczywiście zrobić w kwestii Kucharczyka, to po prostu przekupić obrońców, żeby pozwolili mu strzelać do skutku. O, w to jesteśmy w stanie uwierzyć.