Przed sezonem przewidywaliśmy naprawdę trudne zadanie Dariusza Kubickiego w Podbeskidziu – i zdanie podtrzymujemy. To nie jest normalne miejsce pracy, kiedy latem odchodzi z niego piętnastu ludzi i czternastu przychodzi (ma dojść też i piętnasty), a prezes jest przekonany, że zna się na trenerskiej robocie lepiej niż sam trener…
1:1 w Lubinie z Zagłębiem, 0:5 w Warszawie z Legią i 0:1 u siebie z Cracovią. Jeden strzelony gol i aż siedem straconych. Ale my z trenera Kubickiego byśmy się nie śmiali, raczej mu współczujemy. Wszystko dlatego, że ta niesamowita rotacja w letnim okienku transferowym sprawiła, że:
– Na inaugurację z pięciu ludzi w tyłach, włącznie z bramkarzem, aż czterech było nowych.
– Jednym z nich był robiący fatalne błędy Krystian Nowak…
– a drugim Wojciech Kaczmarek, który przez moment myślał, że jest Neuerem
– W trzech meczach zdążyło zadebiutować jedenastu piłkarzy.
– Był wśród nich tylko jeden Kohei Kato.
Nie trzeba zbyt głęboko szukać nowych wniosków prezesa Wojciecha Boreckiego, który na łamach dzisiejszego „Sportu” mówi: Według mnie mamy zawodników o wyższym potencjale w porównaniu do poprzedniego sezonu. Zmniejszyła się – i to znacznie – średnia wieku drużyny. Mamy wartościowych zmienników. Dokonaliśmy dużych zmian, wielu transferów i zawodnicy muszą się zgrać.
W wypowiedzi Boreckiego nie ma nic szokującego, ale nam nasuwa się jedno pytanie: jeżeli Podbeskidzie już wcześniej miało kadrę lepszą od Wisły Kraków, to przy jeszcze większym potencjale, jak silna jest to kadra? Prezes Podbeskidzia zaznacza też w rozmowie, że jest cierpliwy. Prawdziwy test zacznie przechodzić jednak za moment, jeśli Kubicki nie poprawi wyników. Zagrożony jeszcze nie jest, choć podkreślamy słowo „jeszcze”. Obecny trener z dziesięciu meczów wygrał tylko dwa, przegrał – sześć. Jeśli zbyt długo będzie szło mu teraz zgrywanie zespołu, wiele nas nie zaskoczy.
Borecki przyznaje, że trener ma rozmawiać z Jakubem Kowalskim, który ostatnio grał w Ruchu. Waldemar Fornalik odpiera – że z Maciejem Iwańskim nie zamieni ani słowa, bo nie chce wchodzić od kuchni i opiera się na własnych obserwacjach (to przynajmniej w wersji oficjalnej).
Kowalski to przykład wielkiej letniej personalnej wymiany w Podbeskidziu, ale również i w Ruchu. Chorzowianie oddali bowiem połowę pierwszego składu – Malinowskiego, Stawarczyka, Babiarza, Starzyńskiego, Kuświka i właśnie Kowalskiego. Nowe nazwiska? Hm, zdecydowanie bez szału. Iwański, Cichocki, Koj, Lenartowski, Podgórski i Stępiński. Żeby pozyskać tego ostatniego, Ruch musiał sięgnąć trochę głębiej do kieszeni. Niby trafił w końcówce ostatniego meczu, ale trudno się spodziewać, by dziś zagrał od pierwszej minuty. Fornalik tak poprzestawiał klocki, że Visnakovs wali jak w najlepszych czasach w Widzewie, a Niebiescy wygrywają dwa mecze.
Dziś mogą podłożyć ogień pod krzesełko Kubickiego.
Fot.FotoPyk