Derby północnego Londynu mają swoją historię, a że Arsenal i Tottenham w tym sezonie są w ścisłej czołówce Premier League, kibice obiecywali sobie sporo po tym meczu. Nic z tego. Kanonierzy odpalili swój walec już w pierwszej połowie, a w drugiej tylko pilnowali czy nie trzeba go znów odpalić. Prawie się na tym, nomen omen, przejechali, ale trzy punkty i tak trafiły na Emirates Stadium.
Może i spotkanie było wyrównane w pierwszych 45 minutach. Można nawet powiedzieć, że obie drużyny strzeliły po dwa gole. Z tym, że Kanonierzy trafiali do bramki rywali (Saka i Havertz), a Koguty jednego gola strzelili sobie sami, a drugiego nie uznał sędzia, bo van de Ven był na minimalnym spalonym.
Wynik 0:3 świadczył o pogromie, ale wcale aż tak źle dla Tottenhamu nie było. Po prostu Arsenal umiejętnie wypunktował rywala, popełniającego głupie błędy w defensywie. Kiedy trzeba było, włączał wyższy bieg i rozjeżdzał lokalnego rywala.
„Kontra śmierci” w wykonaniu Arsenalu i Kanonierzy prowadzą już 2:0 z Tottenhamem#domPremierLeague pic.twitter.com/EhekG0Nw1F
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) April 28, 2024
W drugiej połowie zawodnicy Mikela Artety zostawili walec w garażu i tylko pilnowali czy nie ma żadnych problemów na drodze po kolejne zwycięstwo. Starali się dojechać do końca jak najmniejszym nakładem sił.
Trochę nerwowości pojawiło się dopiero po bramce Cristiana Romero, po błędzie Davida Rayi. Było jej dużo więcej, kiedy karnego, którego sprokurował Declan Rice, przypadkowo, ale bezdyskusyjnie kopiąc Daviesa, wykorzystał Son.
Co tu się wydarzyło?! David Raya wyciąga pomocną dłoń do Tottenhamu. Koszmarny błąd bramkarza#domPremierLeague pic.twitter.com/cYpCIlSV1V
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) April 28, 2024
Była 86. minuta i ze spokojnego popołudnia zrobił się w samej końcówce prawdziwy thriller dla Kanonierów. Gracze z Emirates Stadium przetrzymali jednak napór lokalnego rywala, prącego do zwycięstwa i utrzymali wynik 3:2 do końcowego gwizdka. Warto dodać, że w ostatnich minutach na boisku pojawił się Jakub Kiwior, który zmienił Odegaarda i miał zabezpieczać tyły.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”
- Zapachy Białegostoku. Jadze kibicują niespotykanie spokojni ludzie
- Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]
- Jak kluby Ekstraklasy zarządzają swoimi wychowankami? [ANALIZA]
- Holenderscy trenerzy i Premier League – nie całkiem udana relacja
Fot. Newspix