Reklama

Imaz: Po mistrzostwie Polski będę legendą Jagiellonii

Autorzy:Jan Mazurek Jakub Radomski

17 kwietnia 2024, 13:52 • 13 min czytania 60 komentarzy

Czy jest najlepszym ofensywnym piłkarzem Ekstraklasy? Dlaczego Adrian Dieguez poradziłby sobie w La Lidze? Na czym polega fenomen Adriana Siemieńca? Z jakich powodów odrzucił ofertę z Arabii Saudyjskiej? Co podziwia w Kamilu Grosickim? Jak w Wiśle Kraków żyło się bez pieniędzy? Jak to jest pochodzić z Katalonii i kibicować Realowi Madryt? Czy zdarzyło mu się opieprzyć Marca Guala? Czy jest stary? Kiedy będzie legendą Jagiellonii? Na te i na inne pytania w długiej rozmowie z nami odpowiada Jesus Imaz. Zapraszamy. 

Imaz: Po mistrzostwie Polski będę legendą Jagiellonii

Myślałeś kiedyś, że jesteś wystarczająco dobry, żeby dostać szansę w La Lidze?

Nie, w Hiszpanii jest masa lepszych ode mnie piłkarzy. Raz byłem nawet blisko La Ligi, grałem w Cadiz, w Segunda Division dostaliśmy się do baraży, w półfinale przegraliśmy jednak z Tenerife, ostatecznie awans wywalczyło sobie Getafe. Może to nie było mi pisane?

Jaka jest największa różnica między piłkarzem z Segunda Division a zawodnikiem z La Ligi?

Regularność i jakość. W La Lidze gra się szybciej, inaczej się myśli, lepiej czyta grę. Najlepszym wzorem Toni Kroos. Niebywale inteligentny, wszystkowiedzący, z oczami dookoła głowy. Nigdy nie wiesz, gdzie akurat poda. W Segunda Division więcej zależy od trzymania się ścisłej taktyki, jest też wielu piłkarzy bazujących na fizyczności.

Reklama

Kto z Jagiellonii poradziłby sobie w La Lidze?

Adrian Dieguez. Już kiedyś zresztą jako stoper Hueski i Alaves w niej zadebiutował, ale minęło kilka lat, jest starszy, lepszy, bardziej doświadczony, dałby radę. Na razie wolałbym jednak, żeby został w Jadze. Uwielbiam z nim grać. Ma świetny przegląd pola, szczególnie jak na standardy swojej pozycji. Na boisku szukamy się wzrokiem. I widać, że się rozumiemy. On wie, gdzie ja będę. Ja wiem, gdzie on zagra. Pamiętacie, jak z Legią kilkudziesięciometrowym podaniem rozpoczął akcję na 1:1?

Tak, kapitalne to było. 

Nikt inny w Ekstraklasie nie potrafiłby tego zrobić.

Dyrektor sportowy Łukasz Masłowski opowiadał, że brałeś udział w jego transferze do Polski. 

Dieguez do mnie zadzwonił, pytał o klub i ligę. Powiedziałem mu, że w Ekstraklasie z łatwością sobie poradzi, a Jagę powinien traktować jak trampolinę do większych klubów.

Reklama

Trampolinę?

W tym sezonie gramy świetnie, bardzo ofensywnie, wszyscy na nas patrzą. Dieguez może na tym układzie tylko skorzystać, kolejnymi bardzo dobrymi występami wypromować nazwisko. Oczywiście, musi się rozwijać, pracować nad wygrywaniem pojedynków w defensywie, nad szybkością, ale jestem przekonany, że swobodnie poradziłby sobie w lepszych ligach niż Ekstraklasa.

Ile ofert z zagranicznych lig rozpatrywałeś w ciągu ostatnich pięciu lat?

W każdym okienku transferowym pojawiają się jakieś propozycje. Niektóre to poważne oferty, inne zwykłe zapytania. Jagiellonia do tej pory zawsze ucinała temat, rzucając zaporową kwotę. Czasami wydawało mi się nawet, że tak dużo pieniędzy za piłkarza w moim wieku to delikatna przesada. Zrozumiałe byłoby to, gdybym miał dwadzieścia lat, a nie ponad trzydzieści! Rozumiem jednak, że jestem dla tego klubu ważny, więc jeśli już miałbym odejść, to nie za drobne.

Słyszeliśmy, że kiedy chciał cię klub z Arabii Saudyjskiej, przeszkodą okazała się kwestia kulturowa. 

Moja żona musiałaby zostać w Hiszpanii, bo w Arabii Saudyjskiej nie mogłaby liczyć na takie prawa, do jakich przyzwyczajona jest kobieta z Europy. Dla mnie pieniądze to nie wszystko. Ostatecznie wolałem zostać w Polsce za mniejsze pieniądze, ale czuć się szczęśliwym. Poza tym na transfer nie zgodziła się Jaga. Do niej należała decyzja, miałem ważny kontrakt.

Pojawiło się wahanie, kiedy w 2022 roku z propozycją wyszła Wieczysta Kraków?

Zaproponowali bardzo dobre pieniądze.

Dużo lepsze niż w Ekstraklasie?

Tak, dużo lepsze, ale to nie był moment na taki transfer, więc odmówiłem. Nie wiem, czy w przyszłości będą ponawiać ofertę…

Pewnie tak. 

Byli mili, grzecznie im podziękowałem, ale mam jeszcze ambicje w piłce na profesjonalnym poziomie.

Co takiego stało się, że Jagiellonia przerodziła się w drużynę, którą ogląda się najlepiej w Ekstraklasie?

Trener Siemieniec stworzył bardzo fajny klimat wokół tej drużyny. Sprawił, że wszyscy patrzą w jednym kierunku. Wydaje mi się, że atmosfera w szatni też jest tu kluczowa.

Z kim się trzymasz?

Najbliżej mi do Zlatana Alomerovicia, Bojana Nasticia, Nene, Jose Naranjo, Adriana Diegueza, Tomasza Kupisza, Tarasa Romanczuka…

Zaraz wymienisz cały zespół. 

Nie ma podziałów na grupki.

Językowe też nie?

Chyba każdy czuje się bardziej komfortowo, mogąc porozmawiać w swoim języku, ale nie zamykam się w hiszpańskojęzycznej bańce. Mówię po angielsku, rozumiem po polsku. Czasami idę na obiad ze Zlatanem, Bojanem i „Kupim”. Serb, Bośniak, Polak i Hiszpan, a dogadujemy się bez problemów.

Chwalisz też wpływ, jaki na drużynę ma Adrian Siemieniec. 

Mam takie poczucie, że futbol postrzegamy w bardzo podobny sposób. Posiada dar przekonywania nas do swoich pomysłów. Potem cały zespół ciężko na to pracuje. I są wyniki. Do tego jest młody, rozumie problemy szatni, bardzo dużo pyta, można z nim porozmawiać jak z kolegą, właściwie o wszystkim: rodzinie, piłce, pogodzie, polityce. Kiedy jednak przychodzi czas na robotę, nie ma przeproś. Wymaga, trzeba zapieprzać. Wie, że tak będzie dla nas najlepiej.

Ważne, żeby z trenerem można było pogadać o tych „normalnych” rzeczach?

Tak, z trenerem Siemieńcem znamy się dość długo. Kiedy tu przychodziłem, był asystentem u Ireneusza Mamrota. Nawiązaliśmy relację, obserwowałem jego metody. Czułem, że będzie w tym dobry.

Co różni go od przykładowego Iwajło Petewa, za którego kadencji poważnie zastanawiałeś się nad odejściem z Jagi?

W Jagiellonii prowadziło mnie wielu trenerów. Naprawdę wielu…

Siemieniec jest ósmym. 

Miniony sezon prawie skończył się spadkiem do I ligi. Uratować go pomógł nam właśnie ambitny, ale szerzej nieznany trener Siemieniec. Z zespołu rezerw przyszedł z trzema czy czterema konkretnymi pomysłami, rozwinęliśmy skrzydła, nagle w tej Ekstraklasie zaczęliśmy grać dobrą piłkę.

To było kilka konkretnych taktycznych pomysłów czy pozaboiskowych?

I takich, i takich. Zmieniał naszą mentalność na każdym polu. Oddał nam też całego siebie. Jeśli ktoś czegoś od niego chce, zawsze służy pomocą i radą.

Rok temu tworzyłeś zgrany duet z Marcem Gualem. Przyjaźnicie się?

Jak miałem wolne, to pojechałem do Warszawy. Zjedliśmy obiad, jesteśmy kumplami, utrzymujemy kontakt.

Kto jest lepszy?

Gramy na podobnym poziomie. Obaj jesteśmy bardzo dobrymi piłkarzami.

Bez fałszywej skromności. 

Odkąd przyjechałem do Polski, w każdym sezonie notuję dobre liczby. Gual do Ekstraklasy przyszedł z Ukrainy, w Jagiellonii został królem strzelców, w Legii też trafia coraz częściej.

To prawda, że musiałeś go opieprzyć, kiedy nie cieszył się z gola strzelonego Legii?

Nie wiem, kto wypuścił taką plotkę, ale tak nie było. Jesteśmy ze sobą na tyle blisko, że możemy powiedzieć sobie wszystko. Nie muszę tylko klepać go po plecach. Mogę też na niego nakrzyczeć, jeśli sobie na to zasłuży. Po tym golu z Legią pogadaliśmy całkowicie normalnie, jak przyjaciele. Nie było awantury, tekstów w stylu: „Co ty robisz?! Masz się cieszyć!”. Powiedziałem mu, że mógł się cieszyć, bo wtedy jeszcze grał dla Jagi, a nie dla Legii.

Rozumiałeś jego zachowanie?

Legia sprytnie to rozegrała. Wrzuciła do internetu informację, że Gual przechodzi do nich po sezonie.

Więc?

I tak, i nie. Gual wiedział, że gra przed kibicami, którzy obserwują każdy jego ruch ze zdwojoną uwagą, musiał być ostrożny. Było jednak tak, jak mu powiedziałem: gdyby cieszył się po golu, nikt nie miałby prawa mieć do niego żadnych pretensji.

Byłeś nieco rozczarowany po jego transferze do Legii? 

Nie byłem ani zły, ani smutny. Cieszyłem się, że podpisał kontrakt z wielkim klubem. Przestawał istnieć nasz duet, ale Jagiellonia zadbała, żeby sprowadzić następców. Przyszedł Afimico Pululu, pojawili się Jose Naranjo i Kristoffer Hansen, na skrzydle błyszczeć zaczął Domninik Marczuk. Jestem otwartym i niekonfliktowym człowiekiem. Szybko łapię kontakt z ludźmi. Naturalnie chciałbym, żeby Gual wciąż tu grał, ale każdy poszedł w swoją stronę i to też ma urok.

Afimico Pululu to inny rodzaj napastnika niż Gual. 

Często jest tak, że przyjmuje piłkę, zastawia się w tym swoim stylu, bierze na plecy kilku gości, skupia uwagę na sobie, czym zdobywa dla mnie przestrzeń. Jest jak czołg.

Bartłomiej Wdowik dysponuje za to świetnie ułożoną lewą nogą, wykręca kapitalne liczby na stałych fragmentach gry, ale wciąż ma pewne braki w grze defensywnej. Myślisz, że ma szansę na karierę w topowych ligach Europy?

Nie jest już taki młody, ale w tym sezonie gra bardzo dobrze. Musi zrobić krok naprzód. Brać na siebie jeszcze więcej odpowiedzialności za grę. Wchodzić na boisku i udowadniać, że jest kozakiem. Nie skupiać się tylko na stałych fragmentach gry. Wierzę w niego, ma potencjał, żeby zaistnieć w ligach top 5.

Oglądaliśmy trening Jagiellonii. Dużo mówisz, komentujesz. Czujesz się liderem tego zespołu?

Jestem wicekapitanem, ale chyba nie liderem. Raczej jednym z najstarszych zawodników!

Czujesz się stary?

Stary się nie czuję, to tylko metryka. Jestem zdrowy, w formie, dużo gram, nic mnie nie boli. Prawdą jest jednak, że w zespole mamy wielu młodszych piłkarzy. Muszę dawać im dobry przykład. Żeby widzieli, że Jagiellonia to nie plac zabaw. W końcu walczymy o mistrzostwo Polski.

Czym różni się ta Jagiellonia od Wisły Kraków, w której grałeś przez półtora roku?

Tam przez pół roku nie dostawaliśmy pensji!

No tak. 

W szatni Wiśle stworzyliśmy za to atmosferę, jakiej nie doświadczyłem ani nigdy wcześniej, ani nigdy później. W Jagiellonii wszystko się pod tym względem zgadza, jesteśmy skupieni na wspólnym celu. W Krakowie byliśmy rodziną, bo nie mieliśmy pieniędzy, ale trzymaliśmy się razem.

Często to tak działa. 

Jedyne, co nam pozostawało, to grać i wygrywać. Kibice czuli bijącą od nas autentyczność. Doceniali to, pomagali nam. Niestety, w klubie pracowali wówczas bardzo dziwni, szemrani ludzi, którzy potem skończyli, jak skończyli, każdy to wie.

Czego uczy niedostawanie pensji przez sześć miesięcy?

Bez pieniędzy można przeżyć kilka miesięcy. Jakoś to sobie tłumaczyłem, nie obrażałem się, byłem cierpliwy. Potem jednak przychodzi proza życia: jest rodzina, są kredyty, wydatki i zobowiązania. Za coś musiałem jeść, prawda? W kontrakcie miałem zapisaną kwotę, na którą pracowałem. Trudno było pogodzić się z tymi zaległościami. Nie mogłem jednak rozłożyć rąk, siedzieć bezczynnie i biadolić nad swoim losem. Pozostawało wychodzić na boisko, strzelać gole, zaliczać asysty, grać dobrze, promować się, bo przecież w każdej chwili mogła przyjść dobra oferta z innego klubu.

Twoja żona pracowała wtedy w zarządzie jednej z korporacji w Barcelonie i w swojej firmie odpowiadała za pół Hiszpanii. Jak tłumaczyłeś jej swoją sytuację w Polsce?

Już wtedy chciała na stałe przyjechać do Polski. Tłumaczyłem jej, że to nie najlepszy moment, bo w Wiśle nie dostaję pensji, a ona faktycznie w Hiszpanii pracowała na dobrym stanowisku i była szczęśliwa. Trochę poczekaliśmy, w idealnym momencie pojawiła się oferta z Jagiellonii i żona przyjechała do Białegostoku.

Jak ją przekonałeś?

Pierwszy rok w Polsce był dla niej ciężki. Zmieniła życie, pracowała od poniedziałku do piątku, tylko weekendy miała wolne, a ja co dwa tygodnie wyjeżdżałem na mecze wyjazdowe i akurat te dwa dni nie było mnie w domu. Zostawała sama, czuła się trochę smutna, ale to silna kobieta i sobie z tym poradziła. Urodziło nam się dziecko, ma przy nim dużo obowiązków.

Wszyscy mówią, że rodzina jest dla ciebie niezwykle ważna. 

Tak, wiecie, żona naprawdę zostawiła dla mnie wszystko. Opiekowanie się nią, synem, rodziną jest dla mnie najważniejsze.

Dobrze żyje się Hiszpanom na Podlasiu?

W Hiszpanii żyliśmy w Lleidzie, to nie jest duża miejscowość, ale odczułem zamianę Krakowa na Podlasie. Białystok to przyjemne miasto. Najgorzej oczywiście jest w zimie, kiedy jest mroźniej niż gdziekolwiek indziej w Polsce.

Twoja siostra grała w Barcelonie. Podobno była dla ciebie wzorem. 

Jest starsza, jak zaczynałem grać w piłkę, to często się z nią mierzyłem. Dawała mi rady, związane przede wszystkim z przygotowaniem mentalnym, wyróżniała się w tym.

Na jakiej pozycji grała?

Lewa obrona.

Była lepsza od ciebie?

Też była dobra, tak powiem.

Musisz się przyznać.

Grała w Barcelonie, więc zrobiła piękną karierę. Nie da się nas jednak porównać, bo ja zawsze byłem piłkarzem ofensywnym, a ona grała na obronie.

Wciąż gra?

Już nie, teraz tylko hobbystycznie, Barca zresztą daje takie możliwości swoim byłym piłkarkom.

Trochę żałuje, że nie trafiła na złoty moment kobiecej sekcji Barcelony?

Grę w piłkę łączyła ze studiami w Barcelonie. Spełnia się jako nauczycielka. Nie sądzę, żeby specjalnie żałowała.

Masz też brata bliźniaka, Oscara Imaza, który gra w niższych hiszpańskich ligach. Poradziłby sobie w Ekstraklasie?

Jeśli tylko by chciał, bo piłce nigdy się nie poświęcił, traktował ją raczej jak hobby. Podobnie jak siostra, też studiował i został nauczycielem.

Bliźniak gra tak samo?

Podobnie, ale jest jedna fundamentalna różnica: on jest lewonożny.

Kiedyś niesławny Damian Dukat, były wiceprezes Wisły Kraków, opowiadał, że bardzo trudno was rozróżnić. 

Przez lata regularnie nas mylono. W szkole zdarzało nam się podmieniać. Na boisku było o to ciężej. Każdy tylko patrzył, że jak lewa noga to Oscar, a jak prawa to Jesus.

Pochodzisz z Katalonii, a jesteś fanem Realu Madryt. Jak to możliwe?

W tamtych czasach Real wygrywał wszystko. Ludzie się dziwili: „Jesteś z Katalonii, jak możesz kibicować drużynie z Madrytu?!”. Cóż, można. Na bok odkładam politykę. Mówię tylko o piłce.

W którym pokoleniu gwiazd Realu się zakochałeś?

W Galacticos! Zinedine Zidane, David Beckham, Ronaldo…

To prawda, że po karierze chcesz być nauczycielem WF-u?

Takie były plany, prawie skończyłem studia, ale nie wiem, czy do tego wrócę. Lubię świat piłki, mam podstawową hiszpańską licencję trenerską, może nie jest to jeszcze UEFA A, ale od czegoś trzeba zacząć. Mógłbym więc być trenerem albo asystentem.

Adrian Siemieniec ma się czego obawiać!

Może skończę karierę w Jagiellonii, zostanę asystentem trenera Siemieńca i dopiero wtedy przekonam się, czy to jest w ogóle dla mnie, czy też nie.

Myślisz, że jesteś najlepszym ofensywnym piłkarzem w Ekstraklasie?

Chyba nie.

Bez podziału na pozycje. 

Przez te wszystkie lata w Ekstraklasie grało wielu świetnych ofensywnych piłkarzy. W niektórych rundach byłem od nich lepszy, w innych oni byli lepsi ode mnie. W każdym sezonie celuję w dziesięć goli. To moje minimum. Zazwyczaj mi się udaje, jestem w tym dość regularny, a to nie jest wcale takie łatwe. Weźmy takiego Tomasa Pekharta. Miał sezon, w którym strzelił ponad dwadzieścia goli, a od kilku lat nie może się do tego wyniku nawet zbliżyć. To zresztą typowe dla tej ligi, że są zawodnicy, którzy zaliczają jakiś świetny rok, a potem obniżają loty. Zależy mi więc na tym, żeby poniżej pewnego poziomu nie schodzić.

W Ekstraklasie masz 78 goli i 27 asyst w prawie 200 występach. 

Przed sezonem robię sobie listę z celami i wyznaniami.

W telefonie czy na kartce?

W głowie. Wszystko zapamiętuję. Dla mnie to naprawdę ważne, żeby mieć w co mierzyć i o co walczyć. Potem tylko odhaczam. To na zielono, tamto na zielono, zazwyczaj wszystko na zielono!

Mistrzostwo Polski znajduje się na liście?

Co roku.

Co roku?

Tak, bo lubię wielkie marzenia. Po co celować w środek tabeli? Żeby nie czuć presji? Czuć się komfortowo? To rozleniwia. Jestem w Polsce, daleko od domu. Słabo byłoby, gdybym nie grał o nic. Po odpadnięciu w półfinale Pucharu Polski byłem bardzo przybity. Byliśmy blisko finału na Stadionie Narodowym. Nie udało się, na liście czerwień? Jedziemy po mistrzostwo Polski!

Ekstraklasa jest lepsza niż pięć lat temu?

Kiedy tu przyjeżdżałem, w Polsce panowało przekonanie, że stawianie na obcokrajowców jest bezsensowne. A wystarczy zobaczyć, jaki procent minut w najlepszych klubach Ekstraklasie należy do zagranicznych piłkarzy…

Raków – 76%, Pogoń – 68%, Lech – 62%, Jagiellonia – 59%. 

Przy niemal identycznej statystyce Raków w poprzednim sezonie wygrał mistrzostwo Polski. Ekstraklasa rośnie, jej kluby grają w Lidze Europy i Lidze Konferencji, to coraz bardziej atrakcyjny kierunek transferowy dla wielu dobrych piłkarzy.

Wracamy do tematu, kto jest najlepszy w Ekstraklasie?

Ilu piłkarzy mogę wybrać?

Ilu chcesz. 

Wymienię na pewno Diegueza.

To już wiemy. 

Dziwny sezon, bo Raków gra średnio, Lech zawodzi, Legia też. Niedawno wszyscy zachwycali się Josue. A teraz? Nic wielkiego. Bartosz Slisz odszedł do MLS…

Kamil Grosicki?

Tak, najlepszy w lidze. Patrzyłem na niego w tym półfinale Pucharu Polski. I co to jest za piłkarz, naprawdę! Jest ode mnie kilka lat starszy, ma za sobą długą karierę, a wciąż wymiata, dla Pogoni zrobi wszystko.

Słyszeliśmy, że lubisz pograć w padla. 

Padel zyskuje teraz na popularności w Polsce. Zrobiła się moda, bo pamiętam doskonale, że kiedy tu przyjechałem i powiedziałem komuś, że jest taki sport, to nawet nie wiedział, co to jest. Szkoda trochę, że w Białymstoku nie ma kortów, ale generalnie jak mam tylko okazję, lubię pograć ze znajomymi.

Graliśmy niedawno przeciwko Marcowi Gualowi. I przegraliśmy. 

Fajna rozrywka, nie trzeba biegać tyle, ile w tenisie.

Już w tej chwili czujesz się legendą Jagiellonii?

Legendą? Nie, ale kimś, kto wykonał tu dobrą robotę.

Jeszcze niedokończoną. 

Jeśli wygramy mistrzostwo Polski, będę mógł powiedzieć o sobie, że jestem legendą Jagi.

ROZMAWIALI JAN MAZUREK I JAKUB RADOMSKI

Czytaj więcej o Jagiellonii Białystok:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

60 komentarzy

Loading...