Nigdzie nie pojechał na wakacje, by dobrze przygotować się do sezonu. Siedział w ośrodku treningowym i planował nowe rozgrywki. Transfer wyszedł mu na razie tylko jeden – ściągnął doświadczonego Petra Cecha, wielokrotnego mistrza Anglii. Twierdzi, że to może wystarczyć, bo nie chce wydawać za dużo pieniędzy. Dotychczas nie słuchał piłkarzy, ale gdy zaczął, to ci wygrali 2-0 z Manchesterem City na wyjeździe. Arsenal w końcu zerwie z łatką łatwego do pokonania zespołu?
– Kiedy graliśmy na Old Trafford, Alex Ferguson podszedł do mnie po meczu i zapytałem go: „Nie tęsknisz za tym?”. Odpowiedział, że nie, miał już dość. On ma te swoje konie, ja ich nie mam – opowiadał „Guardianowi” zapytany o przejście na emeryturę.
Wenger w październiku skończy 65 lat. Byłby najstarszym trenerem w Premier League, gdyby nie to, że w czerwcu nowy, roczny kontrakt z Sunderlandem podpisał o trzy lata starszy Dick Advocaat. I teraz przychodzi dla niego jeden z ważniejszych sezonów w jego karierze. Podsumowanie całego dorobku? Może aż tak nie, ale ostatnich kilku sezonów na pewno.
Nigdzie nie pojechał na wakacje. – Większość lata spędziłem w ośrodku treningowym. Kiedy jadę na plażę, to jestem następnego dnia w prasie. Gdzie chcecie, żebym był? Więc pojechałem do Colney – opowiada. W sumie nie ma co mu się dziwić – gdy paparazzi przyłapali go na korzystaniu ze zjeżdżalni, internauci litościwi nie byli. Każde okienko transferowe podsumowywano tak: Chelsea kogoś kupuje, United ściągają nowych zawodników, City się wzmacnia, a Arsene?
Arsene się bawi.
Teraz Wenger chce walczyć o mistrzostwo i mówi, że ma najpewniej najlepszą drużynę od czasu Invincibles, czyli niepokonanych w sezonie 2003/04. Analogię znaleźć można dość łatwo – wtedy do klubu przyszedł, z doświadczonych piłkarzy, tylko Jens Lehmann (Jose Antonio Reyes dopiero w styczniu), a teraz – zaledwie Petr Cech. Najważniejsze elementy układanki są już gotowe. Gotowe zdaniem Wengera, bo kto szturmowałby ligę z tylko Olivierem Giroud na szpicy. Defensywni pomocnicy? Francis Coquelin. To wciąż za mało, choć tego ostatniego przestano uznawać za szrot, gdy stał się jedną z ważniejszych postaci w drużynie, która rozmontowała Manchester City na wyjeździe.
Media tamto spotkanie uznały za początek nowego Arsenalu. Nie takiego, na którego wystarczy tylko konsekwencja w obronie i można wywieźć dobry wynik, ale takiego, który sam potrafi przede wszystkim wkładać kij w szprychy rywalom. 35 proc. posiadania piłki. Daleko od szosy, którą londyńczycy zwykle przemierzali. Zresztą, ta grafika wiele tutaj wyjaśnia.
22 z 24 możliwych do zdobycia punktów, gdy Arsenal miał niewielkie posiadanie piłki. Ostatni przykład? Mecz z Chelsea w Community Shield i 42 proc. – Dlaczego oskarża się nas o parkowanie autobusu, a gdy Arsenal gra defensywnie, to nikt o tym nie wspomina? Przecież oni zrezygnowali ze swojego stylu – pytał Jose Mourinho.
– Z niczego nie zrezygnowaliśmy. Nasza gra to wspólnota, solidarność. No i konsekwencja w obronie i ataku – odpowiadał Wenger. Mógł to zrobić z uśmiechem, bo w końcu Portugalczyka pokonał. Czekał na to 11 lat, 14 meczów. Kupa czasu i masa upokorzeń. Na boisku i poza nim. Mourinho upatrywał w nim podglądacza, specjalistę od porażek, nie mógł też się powstrzymać od wbicia szpilki po świętowaniu mistrzostwa. Przygotował filmik, w którym wyśmiewał Manchester United, City, a na końcu też i Arsenal. – Bronią i atakują dobrze, ale chcą, żeby sezon trwał tylko od stycznia do kwietnia – mówił. Wenger teraz odpowiada, że ma w drużynie doświadczenie, które pomoże suchą stopą przejść kwiecień.
Mourinho trafia w angielskie poczucie humoru. Wie, gdzie nacisnąć, by powstała odpowiednia reakcja. Filozofujący Wenger chce być po prostu wysłuchany. – Żyjemy w świecie, który wciąż pragnie czegoś nowego – tłumaczył brak transferów. Z każdej strony słyszy, że powinien wydawać pieniądze. I rzeczywiście, Arsenal śpi na forsie odkąd spłacił cały stadion. Spokojnie może rywalizować z United czy City na rynku transferowym, ale tego robić nie chce. – Najlepiej by było, gdyby każdy klub w lidze dostawał 100 milionów funtów i wtedy będzie można sprawić, kto jest najlepszy. Tak było może kiedyś, ale już tak nie będzie – twierdzi Wenger.
Nie powtórzy się już historia Nottingham Forest, które potrafi z zaplecza ekstraklasy w kilka lat wejść na poziom zdobywcy Pucharu Europy. Piewcy „Against Modern Football” znaleźli niespodziewanego sojusznika.
Chociaż za swoje socjalistyczne poglądy Wenger już raz dostał po łapach. Gdy w 2013 roku negocjował z Theo Walcottem nowy kontrakt, twierdził, że nie może mu dać o wiele więcej niż najgorzej opłacanemu piłkarzowi. Arsenal dba o to, żeby nierówności w klubie było jak najmniej. Ale gorliwi dziennikarze szybko złapali trenera na wykroku – sam zarabiał wówczas siedem milionów funtów rocznie. Więcej niż Alex Ferguson. Hipokryzja, autorytaryzm.
Bo Wenger sprawia wrażenie słodkiego filozofa, ale wierzy w swój autorytet. Już na starcie pracy w Anglii wjechał na pełnej – ku rozpaczy wielu zawodników zabronił jedzenia batoników Mars. Wprowadził nowe nawyki żywieniowe, metody treningowe, leczenie. W pierwszym pełnym sezonie zdobył mistrzostwo. Czas leciał, i dalej słuchał przede wszystkim siebie. Wymyślił zespół, który ma wciąż utrzymywać się przy piłce, grać pięknie i w ogóle ĘĄ. Zdarzały się miłe chwile, ale potem przychodziły łomoty od silniejszych czy nawet równych Arsenalowi drużyn. A przed tamtym meczem z City w końcu posłuchał piłkarzy. – Taktyka musi być w zgodzie z poczuciem drużyny – mówił.
Choć, z drugiej strony, jak mógł słuchać zespołu, gdy ten tworzyli nieopierzeni gówniarze? Żółtodzioby, które w piłce nic nie osiągnęły? Teraz w zespole ma mistrzów świata, zdobywcę Copa America. Ale mistrza Anglii tylko jednego – Cecha. I zespół, który jego zdaniem ma niesamowite poczucie wspólnoty, głód sukcesu. Zresztą sam bramkarz to potwierdza. Kto jak kto, ale on wie najlepiej co to znaczy tema spirit.
– Ta jedność to raczej selfies i sześciopaki – pisał niedawno Roy Keane. Diagnoza była jednoznaczna – taki Arsenal walczyć o mistrzostwo nie ma szans. A co jeśli czasy się jednak zmieniły?
JACEK STASZAK