W meczu ŁKS-u z Puszczą wydarzyły się co najmniej dwie rzeczy, o których śmiało możemy powiedzieć, że są niepojęte. Pierwsza to gol Kamila Zapolnika z przewrotki – tak efektowny, że komentatorzy mogli powtórzyć słynną formułkę Andrzeja Twarowskiego z derbów Manchesteru. Druga to… końcowy wynik. ŁKS wygrał! To się stało naprawdę!
Co więcej – ŁKS wygrał i to w meczu, w którym musiał gonić wynik, bo to jego bramkarz jako pierwszy wyciągał dziś piłkę z siatki. Mowa o wspomnianym strzale z przewrotki Zapolnika. To jedno z tych trafień, od których oglądania nie można się oderwać. Obejrzysz raz, drugi, trzeci – mało, za czwartym wciąż cieszy oko, za piątym też. Często nadużywane jest stwierdzenie „kandydat do czegoś tam sezonu”, ale tu naprawdę i z pełną świadomością użyjemy tego hasła. A więc oficjalnie – Zapolnik zasłużył dziś na pewne miejsce w gronie kandydatów na najefektowniejszą bramkę rozgrywek 2023/24.
W tym momencie kończy się wszystko, co dobrego możemy powiedzieć dziś o Puszczy, bo jednak porażka z ŁKS-em to coś, o czym chciałoby się jak najszybciej zapomnieć – i to nawet będąc beniaminkiem. Czerwona latarnia tabeli pokazała klasę, nie podłamała się (a po golu Zapolnika było o to łatwo), pokazała sprawczość, wzięła sprawy w swoje ręce i wykorzystała błędy rywala. Bo jakkolwiek nie chwalilibyśmy zawodników z Łodzi, to uczciwie trzeba przyznać, że najwięksi bohaterowie ŁKS-u nosili dziś koszulki Puszczy z nazwiskami Craciun i Stępień.
Craciun to chyba najbardziej ambiwalentna postać w lidze. Mamy 23. kolejkę, a on już dziesięć razy był notowany w naszej jedenastce kozaków i badziewiaków, czyli najlepszych i najgorszych piłkarzy w danej serii gier. Jako kozak – sześć razy, jako badziewiak – cztery razy. Uprzedzając fakty – musiałyby wydarzyć się w dwóch najbliższych meczach cuda, żeby w tej kolejce ktoś wygryzł go z jedenastki dla największych fajtłap, a więc będzie miał na koncie jedenasty udział. Niebywała, niewytłumaczalna wręcz amplituda. To z pewnością element, nad którym musi zastanowić się trener Tułacz, bo to iście kuriozalne, że piłkarz może mieć aż tak wielkie wahania formy.
Dzisiaj Mołdawianin zawalił dwa gole. Kompletnie nie da się zrozumieć, dlaczego ułożył ręce w powietrzu w tak dziwny sposób. Wygląda to trochę tak, jakby chciał osłaniać swoją twarz, ale… przed czym niby miałby się bronić? Przed zwykłym dośrodkowaniem, któremu daleko do bomby w stylu Podolskiego? Sędzia Arys po sprawdzeniu sytuacji w systemie VAR nie miał wątpliwości – wskazał na wapno, które wykorzystał Ramirez. Okolicznością łagodzącą nie było lekkie pchnięcie Tejana (widocznie nie na tyle mocne, by mogło spowodować tę zagadkową reakcję z rękami).
Przy drugim golu Craciun zbyt mocno podał piłkę do Revenco. Wystarczyło, że przechwycił ją przebojowy Młynarczyk i już mieliśmy akcję bramkową, a piłkę do siatki wsadził Balić. Skrzydłowy jest też autorem drugiego gola w meczu – wykorzystał wrzutkę Dankowskiego w trochę niezgrabny sposób, bo kolanem, ale oczywiście nie czepiamy się, bo ŁKS ma w tym momencie trochę inne zmartwienia niż uroda strzelonych goli.
Drugi bohater ŁKS-u to Stępień, który wyrównał rekord Pedro Henrique z tego sezonu – też trzy razy trafił w poprzeczkę w jednym meczu! Były piłkarz Radomiaka dołożył do swojego dorobku jeszcze słupek, ale Stępień też ma coś ekstra na swoim koncie – poza tym wszystkim zmarnował jeszcze inną realną szansę na gola. Dwa z tych obić bramki to próby wykończenia akcji w polu karnym (za pierwszym – doskonale rozegrany rzut rożny, za drugim – kapitalna wrzutka Bartosza), za trzecim razem ustrzelił obramowanie przeciągając wrzutkę z prawej strony. Najlepszą sytuację miał jednak po aucie, gdy przyjął sobie piłkę w polu karnym i miał masę miejsca, ale huknął tak mocno, że piłka poleciała gdzieś pod stadion Widzewa.
Pod koniec mieliśmy jeszcze gola kontaktowego – Louveau odcięło prąd, skasował Zapolnika w jedenastce, a karnego na trafienie zamienił sam poszkodowany. To nie wystarczyło, by wyrwać dziś punkty gospodarzom. Oglądamy zatem kolejkę przełamań. W piątek po 216 dniach swój mecz wygrał Ruch Chorzów, a ostatnie zwycięstwo ŁKS-u miało miejsce 20 sierpnia (1:0 z Pogonią), co daje nam 196 dni, czyli ponad pół roku bez wygranej. Czy klub z Łodzi powalczy jeszcze o utrzymanie? Nie, nie powalczy. Ale miło, że czyni starania, by nie spaść w żenującym stylu.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Zabrakło rock and rolla. Mecz Legii z Pogonią nie miał efektu “wow”
- Pięć goli Puszczy po autach? To nic. “Motywuje nas strach rywali”. O niedocenianym elemencie piłki
- Błąd Kosa przy golu Wisły, tylko 10 kamer na meczu! Szef sędziów: To był spalony
Fot. newspix.pl