Reklama

Cztery piękne gole we Freiburgu. Bayern traci zwycięstwo w samej końcówce

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

01 marca 2024, 23:10 • 5 min czytania 6 komentarzy

Bayern Monachium przywykł do strzelania goli w ostatnich minutach. Do przepychania zwycięstw, ba, nawet mistrzostw po bramkach w doliczonym czasie gry, nawet wbrew aktualnej formie. Tegoroczny Bayern nie ma jednak ani formy, ani szczęścia, ani tych magicznych końcówek. W meczu z Freiburgiem prowadził jeszcze kilka minut przed końcem, zdjął swojego najlepszego gracza i czekał na ostatni gwizdek arbitra w niskim pressingu. Dostał jednak gola na do widzenia i stracił wygraną. Maciej Rosołek mógłby powiedzieć, że super, bo nadrobił punkt do lidera z Leverkusen, ale wszyscy wiedzą, że ten wynik to katastrofa, a mistrzostwo w tym sezonie jest już dla Bayernu prawie niewidoczną kropką na horyzoncie.

Cztery piękne gole we Freiburgu. Bayern traci zwycięstwo w samej końcówce

Analiza dotychczasowego sezonu Bundesligi pokazuje, że monachijczycy praktycznie nie mają już miejsca na pomyłki i nie mogą sobie pozwolić na stratę większej liczby punktów, jeśli chcą dogonić Leverkusen. Die Roten przyjechali na Europa Park Stadion po zwycięstwie 2:1 nad RB Lipsk, dzięki bramce w 91. minucie. Była to ich pierwsza wygrana od czterech meczów.

Wcześniej Bayern poniósł trzy porażki, przegrywając z Bayerem Leverkusen i Bochum w Bundeslidze oraz z Lazio w Lidze Mistrzów. Inna ważną statystyką było jednak to, że od piętnastu spotkań był niepokonany w meczach przeciwko Freiburgowi. Freiburgowi, który wciąż miał w tabeli niezłe dziewiąte miejsce, a wygrał tylko jeden z ostatnich siedmiu meczów i jeden z czterech ligowych na własnym stadionie.

Tak słaby Bayern zdarza się tylko raz na kilkanaście lat. Jak ligowi rywale w tym sezonie tego nie wykorzystają, to Bayern nie straci prymatu w Bundeslidze chyba już przez najbliższe dwie dekady. Nieprawdopodobna indolencja w ataku i obronie dała o sobie znać już w pierwszym kwadransie. To nie tak, że gracze Freiburga zdominowali Bawarczyków, ale kiedy rozpędzali się wychodząc z własnej połowy czterema-pięcioma zawodnikami, to Dier, Kimmich czy Guerreiro nie wiedzieli co się dzieje.

Zrobili wiatrak z defensywy Bayernu

Gospodarze byli dynamiczni, ruchliwi i bardziej konkretni, a kiedy w 12. minucie oddali trzy groźne strzały w kilkanaście sekund, to defensywa Bayernu prawdopodobnie dopiero po kilku minutach doszła do siebie. Dwa razy uderzał Roland Sallai. Pierwszy strzał w nieprawdopodobny sposób odbił Neuer. Drugi strzał zatrzymał się na poprzeczce. Gracze z Monachium nie potrafili wybić futbolówki, aż w końcu dopadł do niej Christian Gunter, który oddał idealnie wymierzony strzał na dalszy słupek.

Reklama

Fantastyczne uderzenie dało zasłużone prowadzenie gospodarzom. Mało tego, kolejne akcje wcale nie wyglądały dużo gorzej. Goście nie istnieli, a Kane był kompletnie niewidoczny.

No dobra, ale Bayern to w końcu Bayern. Mogą mieć beznadziejnego trenera, mogą być zdemotywowani ostatnim klimatem wokół drużyny, ale na papierze to wciąż najlepsza drużyna w Niemczech z indywidualnościami, które mogą wygrać mecz w pojedynkę. I kimś, kto w końcu pokazał chociaż jedno magiczne zagranie, był Mathys Tel, który po kilku próbach w końcu kropnął tak z linii pola karnego, że Atubolu nie miał nic do powiedzenia.

Od tego momentu mieliśmy bardzo wyrównany mecz i do przerwy, i po zmianie stron. Kane się przebudził, Musiala próbował spektakularnych strzałów i dryblingów. Po drugiej stronie mieliśmy atkywnego Sallaia i Doana, który nie bał się niekonwencjonalnych zagrań. Ale obie defensywy nie dawały się zaskoczyć. W tym okresie w ogóle nie było widać, że gra Wielki Bayern, mistrz, który nie oddał tytułu przez jedenaście lat, z ligowym średniakiem, choć takim z aspiracjami. Mecz stał się bardzo wyrównany, ze wskazaniem na Jamala Musialę, który w tym okresie był zdecydowanie najlepszy na boisku.

Co ten Musiala…

21-latek miał świetną okazję w 73. minucie, a zaraz potem Harry Kane uderzał głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Oba strzały były zatrzymywane przez bramkarza lub obrońców. Jednak kolejnej akcji Musiali nie zastopował już nikt. Wychowanek Chelsea zabawił się z obrońcami Freiburga. Na kilku metrach kwadratowych potraktował ich jak treningowe słupki, przeskakując z piłką pomiędzy nimi. Strzał, który oddał był fantastyczny i ciężko było nawet na powtórkach wychwycić moment, kiedy w tym gąszczu nóg potrafił złożyć się do uderzenia. Akcja i gol – marzenie.

Reklama

Bayern dostał, czego chciał. Zaciągnął hamulec, oszczędzał siły i najważniejszych graczy. Za Musialę wszedł Upamecano. Na spokojnie, aby tylko dowieźć do gwizdka to cenne 2:1. W końcu za kilka dni walka o być albo nie być w Champions League i konieczność odrabiania strat po porażce w Rzymie z Lazio. Mecz wydawał się zamknięty także dla graczy Freiburga. Ale aut w okolicy pola karnego nie tylko na meczach Puszczy zawsze pachnie golem. Sildillia z autu, piłkę zgasił Gregoritsch, a kolejne cudowne uderzenie, tym razem Lucasa Holera, znalazło drogę do siatki. 2:2.

Cztery gole, cztery fantastyczne uderzenia, poprzedzone świetnymi akcjami. Na twarzach zawodników z Monachium zagościła panika, tym bardziej, że Musiala nie miał już szansy odmienić losów spotkania, bo nie było go na boisku. Znowu zniknął Kane. Nic tu się już nie wydarzyło. Bayern po raz kolejny w zbyt łatwy sposób stracił punkty i chyba już definitywnie mistrzostwo. Styrta w Monachium dalej się pali i nikt jej nie gasi. Tuchel robi wszystko, żeby nie dotrwać do maja i jak nie wygra z Lazio, pewnie mu się uda. Tymczasem najgorszy sezon Bayernu od lat ma się nadal dobrze.

SC Freiburg – Bayern Monachium 2:2 (1:1)

Gunter 12, Holer 87 – Tel 35, Musiala 75

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Niemcy

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

6 komentarzy

Loading...