Za nami dość dziwna seria gier w Ekstraklasie. Niby mieliśmy tylko jedną poważną wpadkę sędziowską, ale też kilka dyskusyjnych decyzji. Największy błąd popełnił Damian Sylwestrzak, który w 80. minucie meczu Jagiellonia – Lech (1:2) powinien pokazać drugą żółtą kartkę jednemu z obrońców gospodarzy. Chodzi o stempel Adriana Diegueza na Filipie Szymczaku. Największą kontrowersją 21. kolejki była jednak bezpośrednia czerwona kartka dla bramkarza Gabriela Kobylaka w spotkaniu Radomiak – Pogoń (0:4).
I zaczynamy właśnie od starcia w Radomiu. Sytuacja, w której golkiper gospodarzy dostał czerwoną kartkę była szeroko komentowana. Nie ma co się dziwić, bo zbyt często podobnych akcji nie oglądamy. Doszło do tego, że bramkarz, wychodząc do górnej piłki, uderzył kolanem w podbródek napastnika rywali. Skoro sędzia Paweł Malec – po konsultacji z arbitrem VAR Szymonem Marciniakiem – podyktował rzut karny i pokazał czerwoną kartkę, to uznał, że był to „rażący i nierozważny faul”. Dodatkowo chodzi o frontalny atak kolanem na głowę zawodnika z drugiej drużyny.
Czerwona kartka Kobylaka. Kwestia interpretacji
Rozmawialiśmy na ten temat z kilkoma arbitrami. Ile osób, tyle zdań. Jedni mówią, że powinien być to karny i żółta kartka. Inni, że karny i czerwona, a jeszcze inni, że karny i bez kartki, bo uderzenie nie miało wielkiej dynamiki, a bramkarz musiał jakoś wyjść w powietrze. Dochodzimy tutaj do słowa „interpretacja”. Malec i Marciniak mieli podstawy, żeby podyktować karnego i pokazać czerwoną kartkę. Gdyby była tylko żółta kartka i karny też byłoby OK. Trzeba pamiętać, że w tej konkretnej sytuacji Efthymis Koulouris z Pogoni został też pchnięty przez Lukę Vuskovicia z Radomiaka, co wpłynęło na to, że Grek znalazł się w bliskiej odległości Kobylaka.
Kolejna sprawa to kwestia szkolenia bramkarzy. Od lat są oni instruowani, żeby wychodzić do górnych piłek ze zgiętym kolanem. W ten sposób chronią się przed kontaktem z innymi piłkarzami, ale też pomagają sobie w wyskoku.
Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno nazwać decyzję sędziów błędem. Można też zrozumieć pretensje całego Radomiaka, bo takie sytuacje nie są codziennością. Faktem jest jednak, że usunięcie z boiska Kobylaka trochę zabiło mecz dla gospodarzy.
Ostatecznie bliżej nam do tego, że była to dobra decyzja, ale nie idealna. Dlatego nie będziemy robić żadnych zmian w „Niewydrukowanej”. Na pewno jest to kontrowersja, którą wszyscy będą pamiętać przez lata.
Dieguez powinien wylecieć
Przechodzimy do jedynej jaskrawej wpadki sędziów. Naprawdę trudno nam zrozumieć, dlaczego Damian Sylwestrzak nie pokazał drugiej żółtej kartki Adrianowi Dieguezowi z Jagiellonii. To był przywilej korzyści, ale Lech dość szybko stracił piłkę. Spokojnie można było do tego wrócić i wlepić Hiszpanowi drugie napomnienie. Tak powinien zrobić arbiter. W tej sytuacji nie mógł interweniować VAR, bo zabrania tego protokół IFAB. Kolejorz w ostatnich dziesięciu minutach powinien grać z przewagą jednego zawodnika.
Był to klasyczny stempel, wejście od tyłu i przerwanie kontry. To musi być żółta kartka. Do końca spotkania było tylko dziesięć minut, dlatego całe zdarzenie odnotujemy tylko w rubryce „sędzia pomógł” po stronie Jagiellonii i „sędzia zaszkodził” przy poznaniakach.
Słuszna żółta dla Burcha
Kolejna duża kontrowersja to zderzenie Marco Burcha z Legii i Mateusza Cholewiaka z Puszczy. Można było zastanawiać się tutaj nad czerwoną kartką, ale… obaj zawodnicy chcieli zagrać piłkę głową. Obaj też chyba nie do końca się widzieli i kontrolowali swoją pozycję. Z tego wzięło się zderzenie. Burch był rozpędzony i siłą rozpędu staranował gracza beniaminka. Mimo wszystko jest to nierozważny faul, który kwalifikuje się na żółtą kartkę. To, że w efekcie Cholewiak doznał licznych złamań twarzoczaszki, jest niestety następstwem starcia, które było nieszczęśliwym boiskowym wypadkiem. OK, na pewno znajdą się tacy, którzy uważają, że to powinna być czerwona kartka. Sędzia Myć pokazał tylko żółtą i zgodnie z przepisami podjął słuszną decyzję.
Ostatnia sporna sytuacja dotyczy derbów Łodzi.
Rafał Gikiewicz, łapiąc piłkę w powietrzu, spadł na leżącego Huseina Balicia. Austriak z bośniackim paszportem znalazł się na murawie po walce o pozycję z innym zawodnikiem Widzewa. Gikiewicz nie wpłynął na jego upadek. Golkiper Widzewa interweniował czysto, ale opadając zahaczył piłkarza ŁKS-u dwukrotnie: najpierw korkami, a później… tyłkiem. Jakoś musiał wylądować. Na pewno dla Balicia było to bolesne, ale jednak nie była to podstawa do podyktowania karnego.
Podsumowując, to była trudna kolejka. Czerwona kartka Kobylaka jeszcze długo będzie budzić emocje. Sędziowie ustrzegli się jednak oczywistych błędów, wpływających na wynik. Dlatego w żadnym ze spotkań nie musieliśmy robić weryfikacji. Oby więcej takich weekendów, ale mniej takich kontrowersji jak ta z golkiperem Radomiaka w roli głównej.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Dioudis: W Grecji presja i oczekiwania są gigantyczne [WYWIAD]
- Trela: Zniesienie przepisu o młodzieżowcu: tak, ale trzeba inaczej budować kadry
- Rumak: Brak mistrzostwa? To nie byłaby porażka, tylko niezrealizowany cel [WYWIAD]
Screnny: Canal+ Sport, Canal+ Online