Reklama

Grabara: Byłbym zadowolony, gdybym grał w tenisa, a nie piłkę

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

14 lutego 2024, 08:38 • 2 min czytania 10 komentarzy

FC Kopenhaga przegrała 1:3 z Manchesterem City w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów na Parken. Po raz kolejny Duńczycy nie mieli większych szans w starciu ze zwycięzcą Champions League, ale indywidualnie popisał się 25-letni polski bramkarz.

Grabara: Byłbym zadowolony, gdybym grał w tenisa, a nie piłkę

– Wszyscy wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudne spotkanie i to nas nie zaskoczyło, ale od początku spotkania graliśmy dość naiwnie. Ten trzeci stracony gol też był zupełnie niepotrzebny, szkoda, że nie daliśmy sobie większych szans w tej rywalizacji. Robiłem, co mogłem, aby utrzymać drużynę w grze, ale się nie udało – mówił golkiper po meczu w duńskim Viaplay.

My spotkaliśmy się z Kamilem Grabarą kilka dni przed rywalizacją z Manchesterem City, aby porozmawiać szerzej o tym dwumeczu. Wracaliśmy pamięcią do momentu, gdy w poprzedniej edycji piłkarze Pepa Guardioli wygrali 5:0, a hiszpański szkoleniowiec i tak chwalił oraz wyróżniał Grabarę.

– Wydaje mi się, że musiał kogoś wyróżnić z grzeczności, a nie było już kogo, więc wybrał mnie. A tak poważnie: inaczej bym na to patrzył, gdybym grał w tenisa i chodziło o moje indywidualne występy, ale jak mogę być zadowolony po 0:5 w Lidze Mistrzów? Nie no, wtedy to był żenujący performance. Wstyd – wracał pamięcią polski bramkarz.

Reklama

Teraz po spotkaniu w fazie pucharowej Champions League również jest chwalony, bo zaliczył aż 12 interwencji, a mimo wszystko Kopenhaga straciła trzy bramki i na niewiele zdadzą się jego parady. I pewnie Grabara teraz odpowiedziałby podobnie: to nie tenis, żeby świętować indywidualne zagrania…

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

10 komentarzy

Loading...