Reklama

Pączek spuchł w upale. Koledzy się dostosowali.

redakcja

Autor:redakcja

18 lipca 2015, 16:37 • 1 min czytania 0 komentarzy

35 stopni. Pogoda afrykańska, a do Chorzowa przyjeżdża Łęczna. Z jednej strony debiut Pączka, z drugiej Grzesia Piesia. Test nawet dla koneserów Ekstraklasy, z dodatkowym przesłaniem – jeśli wytrzymacie te 90 minut, wytrzymacie wszystko. Henning Berg pewnie stwierdziłby, że zaliczyliśmy „good European game”, ale – uwierzcie – to była tandeta rzadko spotykana nawet w niższych ligach. Niechlujność. Nonszalancja. Zrezygnowanie. Statyczność. Bezruch. Przypadkowość. Apatia. I to potworne zmęczenie sezonem malujące się na wszystkich twarzach (poza Cernychem i Śpiączką).

Pączek spuchł w upale. Koledzy się dostosowali.

Mecz tak mierny, że w przerwie komentatorzy nieustannie domagali się wejścia Pitrego (jak się okazało – całkiem słusznie), a Grodzicki zapytany, dlaczego nie atakują, nie pressują i czekają nie wiadomo na co, swoją szczerością po prostu przywalił nam w twarz: – Takie mamy założenia – stwierdził stoper Ruchu, dodając, że „tylko sobie pykamy”. Do tempa, jakie narzucił okrągły playmaker chorzowian, dostosowali się wszyscy (poza Cernychem i Śpiączką). By w pełni pojąć to, co wydarzyło się w Chorzowie, musielibyście wskoczyć na bieżnię w pobliskiej siłowni, ustawić tempo na 3 km/h i zejść po trzech minutach. Tyle dziś przebiegli Pączek z kolegami.

A jak się nie chce biegać, to się dostaje w mazak. Nawet u siebie. Nawet od Łęcznej.

261c541d502fa

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...