Do otwarcia nowego sezonu Ekstraklasy został jeden dzień. My tymczasem nie zwalniamy z kolejnym zestawieniami. Wczoraj zaprezentowaliśmy wam listę zawodników na zakręcie, którzy albo się wybiją, albo przepadną. Była też rozpiska juniorów, na których liczymy najbardziej. Dziś natomiast czas na zawodników, którzy mają olbrzymi potencjał, ale ostatnio byli tylko (aż?) wyróżniającymi się ligowcami. Najbliższy sezon ma należeć do nich – oto ekstraklasowcy, którzy – taką mamy nadzieję – wkrótce wskoczą na international level.
MACIEJ SADLOK
Był moment, gdy wydawało się, że jest po gościu. Że po pierwsze – zdrowie nie to, po drugie – sylwetka jak u działkowicza, po trzecie – kupa straconego czasu, który trudno będzie nadrobić.. Aż Sadlok trafił na Reymonta, co okazało się najlepszą decyzją w jego piłkarskim życiu. Trafną do tego stopnia, że doczekał się powołania na mecz z Gibraltarem i zaczęła do niego pukać Legia. Potem Maćkowi trochę zabrakło stabilizacji – zdarzały mu się występy słabe (np. z Podbeskidziem) lub wręcz żenujące (z Bełchatowem), ale ogólne wrażenie z ostatniego sezonu zostawił jak najbardziej pozytywne. W tym sezonie czas na przejście półeczkę wyżej – regularność i lepsze liczby (ostatnio 2 gole, 3 asysty, 3 kluczowe podania). Nie ma co jeszcze tracić nadziei na karierę – rok starszy Kamil Wilczek po jednym dobrym sezonie wylądował w Serie A.
MARCIN BUDZIŃSKI
Najlepszy piłkarz Cracovii? Jeden powie – Covilo, drugi – Budziński. Bo „Budzik” to piłkarz o potężnych możliwościach, który – często odnosimy takie wrażenie – sprzedaje jakieś 20-30 procent. Pamiętacie asystę do Nowaka z Legią? Przecież to była La Liga. Co z tego jednak, skoro potem zdarzy mu się kilka przespacerowanych meczów, gdy a to ucieknie od ostrzejszej gry, a to nie podejmie jakiegokolwiek ryzyka. Poprzedni sezon pod względem statystyk miał świetny – 9 goli, 9 asyst, 5 kluczowych podań. Więc jeżeli krytykujemy kogoś o takich liczbach, i to grającego w przeciętnym zespole, to znaczy, że czas, by poprzeczka poszybowała w górę. Reprezentacja, Lech, Legia, Lechia – w tym miejscu chcemy za rok widzieć Budzińskiego.
KAROL MACKIEWICZ
Staż w Ekstraklasie króciutki. Ledwie 17 meczów. Byłby pewnie dłuższy, gdyby Karol nie bał się Michała Probierza i już jesienią zameldował się w Białymstoku. Tak jednak nie postąpił – został w Wigrach Suwałki, umocnił swoją pozycję w pierwszej lidze i dopiero potem wspiął się o jeden poziom. Jakie zostawił wrażenie? Świetne. Wizualnie naprawdę pozytywne. Do tego stopnia, że trudno się nie zgodzić z Kamilem Kosowskim, który stwierdził, że Mackiewicz stylem gry przypomina Bale’a. Bo autentycznie przypomina. Tylko za stylem na razie nie idą liczby – 1 gol i 3 asysty to mizerny wynik jak na zawodnika z takim potencjałem motorycznym i szybkościowym. Mimo to już latem zgłosiła się po niego Legia. I odbiła się od ściany. Cena wywoławcza? Milion euro.
Po spektakularnym przywitaniu z Ekstraklasą mocno przygasł. Sam zawiązał sobie pętlę na szyi, odpalając „dychę Kownasia”. Kolejki leciały, mecze leciały, a licznik pozostawał zamknięty. Aż do rewanżu z Błękitnymi, gdy Dawid strzelił dwa razy. Potem poprawił jeszcze (z ewidentnego spalonego) z Jagiellonią i Śląskiem. Trudno od tak młodego zawodnika oczekiwać stabilizacji – wzloty i upadki to norma (wyjątkiem Drągowski) – ale jednak spodziewaliśmy się po Kownackim więcej. Ostatnie powołanie do kadry powinno mu dać kopa. Na miejscu przekonał się, jak wyglądają, jak postępują i jak się prowadzą poważni piłkarze. Karol Linetty wyciągnął takie wnioski jak trzeba. Teraz czas na „Kownasia”. A, no i wypada przede wszystkim życzyć zdrowia – żeby się tak często nie rozsypywał.
MICHAŁ ŻYRO
Myślenie życzeniowe – w to, że ten chłopak złapie stabilizację na dłużej niż jedną rundą, stanie się czołową postacią Legii (sam twierdzi, że chce zostać liderem) i zagości w reprezentacji, przestali wierzyć nawet przy Łazienkowskiej. Mało tego – przestają nawet wierzyć na Zachodzie. Jeszcze niedawno po Żyrę dobijał się Hannover, a dziś nie chce go nawet nędzny Wolverhampton. Nie zmienia to jednak faktu, że chłopak potencjał ma konkretny Lewa noga, dośrodkowanie, stały fragment, strzał z dystansu – każdy wie, czym “Żiru” potrafi zaskoczyć, ale… No właśnie. Słowo “zaskoczyć” to klucz, bo patrząc na jego ostatnią formę, jakiekolwiek udane zagranie to niespodzianka. Ten sezon będzie kluczowy. Ten sezon pokaże, czy Żyro zostanie poważnym piłkarzem czy zwykłą ciekawostką.
TOMASZ HOŁOTA
Jaki to w ogóle piłkarz? Stoper? Defensywny pomocnik? Bo przecież nie skrzydłowy, gdzie zdarzało mu się grywać w Śląsku. Naszym zdaniem Hołota to materiał na porządną „szóstkę” – taką od przecięcia i mądrego rozegrania od tyłu. 24-latek wciąż ma masę mankamentów. W reprezentacji – a dostał powołanie jesienią 2013 – jako ulubieniec Adama Nawałki nie utrzymał się ani przez moment i chyba złapał trochę stagnacji, ale to w dalszym ciągu bardzo przyzwoity ligowiec. Tylko tyle czy aż tyle? Na to pytanie będzie można odpowiedzieć mniej więcej za rok. Do tego czasu wypadałoby też podkręcić liczby. W poprzednim sezonie bez gola, asysty i kluczowego podania. Lepsze statystyki miewają czasem bramkarze.
RAFAŁ JANICKI
Taką drogą jak on powinien był pójść Paweł Dawidowicz. 20-latek zaginął jednak w akcji w rezerwach Benfiki, a Janicki krok po kroku budował swoją markę – od przeciętnego obrońcy aż do obecnej pozycji, kiedy trudno sobie bez niego wyobrazić defensywę Lechii. Solidny w starciach jeden na jeden, a poprawił też wyprowadzenie piłki i zagranie do przodu przez dwie formacje. Adam Nawałka brał go na kadrę już w listopadzie ubiegłego roku – kolejne powołania nie będą żadną niespodzianką. Janickiemu bardzo dobrze też zrobiła gra przy poważniejszych obrońcach – Wawrzyniaku, Wojtkowiaku czy nawet Gersonie. Przy nich okrzepł i nabrał pewności. Teraz czas na coś ekstra. Czas na poziom – powiedzmy – Arajuuriego czy Pazdana.
Fot. FotoPyK