Luis van Gaal jak zwykle dba o to, by w Manchesterze nie narzekano na nudę. Na wczorajszą konferencję prasową wparował z magazynkiem pełnym nabojów. Najpierw wycelował w Rafaela. Zapytany, po co ściągnął Darmiana, skoro ma właśnie jego, odparł, że potrzebuje obrońcy, który broni. A potem przeczołgał po posadzce Victora Valdesa. Anglicy, przyzwyczajeni do typowej medialnej papki, szerzej otworzyli oczy na wieść o tym, że Hiszpan nie ma już przyszłości w drużynie. A zwłaszcza po tym, w jaki sposób zakomunikował to trener.
Valdes miał odmówić występów w rezerwach.
Czy zostanie sprzedany?
Tak – wprost odpowiada Van Gaal.
O tym, że jego przyszłość na Old Trafford nie rysuje się w ciepłych kolorach było wiadomo od kiedy Holender nie zabrał go na rozpoczęte w poniedziałek amerykańskie tournee. Polecieli na nie, poza De Geą, Anders Lindegaard i najmłodszy Sam Johnstone. Dopóki Van Gaal nie przemówił, nie podawano prawdziwych powodów nieobecności Valdesa. „Nie podążał za moją filozofią. Jeśli piłkarz tego nie robi, jest tylko jedna możliwość jak to rozwiązać”, wreszcie oświadczył. „Kiedy jesteś zdrowy i nie grasz w pierwszym zespole, musisz grać w drugim. On nie chciał tego”.
Bardzo jednoznacznie wyraził niezadowolenie z postawy zawodnika, do którego Manchester wyciągnął rękę, gdy ten nie miał klubu, za to borykał się z kontuzją kolana. Dostał możliwość treningów – trener zadeklarował, że sztab medyczny będzie miał go na oku; w końcu podpisano z nim kontrakt. Valdes wytrzymał na ławce przez jedną trzecią czasu 18-miesięcznej umowy. Zagrał tylko w dwóch meczach, w końcówce sezonu, kiedy nie mógł wystąpić De Gea. „Mam jeszcze rok ważnego kontraktu. Zobaczymy, co się wydarzy”, mówił po tamtym wymuszonym debiucie, no więc chyba mamy już jasność.
Hiszpańscy dziennikarze bardzo szybko wyciągnęli Valdesowi, że to tylko powtórka z rozrywki. Już w 2002 roku, odmówił Van Gaalowi gry w meczu Barcy B, po tym jak tamten wciągnął go do kadry pierwszego zespołu. Został w domu, nawet nie odbierał telefonu. Zapłacił 12 tysięcy euro kary. Ale w końcu spadł na cztery łapy – sezon później bronił już w pierwszej drużynie. U innego trenera.
Jak twierdzi Van Gaal, w końcówce minionego sezonu wykazał się wręcz dobrodusznością. Pozwolił Valdesowi zagrać, żeby łatwiej było mu znaleźć klub, do którego odejdzie.