W pierwszej dekadzie XXI wieku Takesure Chinyama był czołowym strzelcem Ekstraklasy, teraz będzie prowadził Bibiczankę Bibice w małopolskiej B-klasie.
Za najlepszych czasów wymyślił sobie „Chinyama dance”. Dla Legii potrafił strzelić piętnaście goli w sezonie 2007/08 i dziewiętnaście w sezonie 2008/2009. Po tym drugim wyczynie został królem strzelców Ekstraklasy, ex aequo z Pawłem Brożkiem, który półtora roku później wyjechał do tureckiego Trabzonsporu. Chinyamę też miał czekać ten los, pojawiała się poważna oferta z Eintrachtu Frankfurt. Niemcy chcieli wyłożyć za niego trzy miliony euro. Legia żądała pięciu milionów.
Niedługo później poczuł ból w kolanie. Zaczęła się wielomiesięczna gehenna – najróżniejsze kontuzje tego kolana, uraz łąkotki, zabiegi, operacje, rehabilitacje. Bywało, że na chwilę wracał, ćwiczył indywidualnie, ale kiedy zachęcano, by dołączył do treningu grupowego, odmawiał i wymawiał się zmęczeniem. Przez dwa lata rozegrał marne dziewiętnaście meczów. Strzelił dwa gole. W Legii go skreślono.
Po wyjeździe z Polski zawitał do Afryki. Przekonywał, że nad Wisłą był źle leczony. Wrócił do gry w rodzimym Dynamos. Niedługo później był już w południowoafrykańskim Orlando Pirates. W DStv Premiership załadował trzy bramki, w meczu z Djabal Club d’Iconi w jednej z rund wstępnych tamtejszej Ligi Mistrzów strzelił cztery gole, w CAF-Champions League zagrał dwadzieścia minut, ale znów zatrzymało go zdrowie. Przewędrował do Platinum Stars, gdzie się na nim nie poznano, żeby po półrocznej przerwie od gry z podkulonym ogonem wrócić do Dynamos.
W Polsce próbował jeszcze odbić się w LZS Piotrówce. Pojawiła się nawet plotka, że zostanie tam trenerem. Nie miał jednak stosownych papierów. Skończyło się na prowadzeniu zajęć z dziećmi i młodzieżą. Ireneusz Strychacz, prezes LZS-u, mówił nam niedawno, że Chinyama dopiero wyjechał i wrócił do siebie, a tak przynajmniej mu się wydawało, bo nic więcej mu piłkarz nie powiedział. Wątpliwości rozwiewa teraz sam piłkarz z Zimbabwe. Oto fragment jego wywiadu dla Przeglądu Sportowego:
Gdzie pan aktualnie przebywa?
Jestem wszędzie. (śmiech)
W październiku zeszłego roku media pisały, że dołączył pan do Batorego Wola Wolska.
Tak było, ale to już skończony rozdział. Teraz skupiam się na innych rzeczach, między innymi rozpoczynam swoją przygodę jako trener.
W Bibiczance Bibice?
Tak.
Jak się pan odnajduje w tej roli?
To zupełnie coś nowego. Czuję się dobrze, ale dopiero zaczynam. Nie mogę się doczekać, aż przekaże młodym chłopakom wiedzę, którą zbierałem przez 19 lat grania w piłkę na profesjonalnym poziomie.
Czytaj więcej o Takesurze Chinyamie:
Fot. Newspix