Już w momencie kiedy obejmował reprezentację Mali, sądziliśmy, że znacznie bliżej niż do trzęsienia piłkarską szatnią jest mu do dorzucania drewna do kominka. Tymczasem niekończąca się opowieść trwa w najlepsze i – kto wie – być może dopiero wkracza w punkt kulminacyjny. Henryk Kasperczak, po 17 latach, znów zasiada za sterami reprezentacji Tunezji. Zastąpi Belga Georgesa Leekensa, który ponoć miał za wielką gębę i zbyt głośno kłócił się o premie za Puchar Narodów Afryki. Inna wersja wydarzeń jest taka, że uciekł po głośnych zamachach bombowych w Susie.
To nieprawdopodobne, jak silną markę Kasperczak zachował w krajach afrykańskich i to mimo upływających lat. Nikomu nie przeszkadza, że ostatni poważny sukces na arenie międzynarodowej odniósł trzynaście lat temu, zajmując czwarte miejsce w Pucharze Narodów Afryki z reprezentacją Mali. Jeszcze kilka dni temu mówiło się o tym, że może przejąć Wybrzeże Kości Słoniowej. To byłoby już naprawdę coś. Yaya Toure, Gervinho, Wilried Bony, Seydou Doumbia… Był w ścisłej czołówce. W głosowaniu wybrali go też kibice, ale on z nieznanych przyczyn postąpił inaczej. Być może dostał sygnał, że na stołek w WKS jednak nie ma szans i nie chciał zostać na lodzie. Trudno powiedzieć.
W reprezentacji Tunezji trudno doszukać się znanych, czy choćby rozpoznawalnych nazwisk. Lepiej zorientowany kibic, albo taki interesujący się piłką francuską być może namierzyłby Wahbiego Khazriego, który całkiem nieźle radzi sobie w Bordeaux, ale poza tym kompletna bryndza i przeważnie piłkarze z ligi tunezyjskiej. Czytaj: anonimowi. Nie jest jednak tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać. Tunezja to, według rankingu FIFA, czwarta najlepsza reprezentacja Afryki. Wyżej są tylko Algieria, WKS i Ghana. Na ostatnim PNA Tunezyjczycy dotarli do ćwierćfinału, przegrywając z Gwineą Równikową i bramce Javiera Balboi w dogrywce. Spory niefart, po którym wybuchł sędziowski skandal. Na mundialu ostatni raz grali w 2006 roku. Dawno? No dawno, dokładnie tak dawno jak Polska.
W pierwszym meczu eliminacji kolejnego PNA rozbili Dżibuti aż 8:1. To jednak chyba najłatwiejszy z grupowych przeciwników, bo oprócz tego są jeszcze Liberia i Togo. Afryka to chyba jedyny kontynent, gdzie 69-letniemu trenerowi oferuje się 3-letni kontrakt, który oznacza jedno – przygotowanie reprezentacji do eliminacji i awans na mistrzostwa świata. Przynajmniej z założenia.
Niekończąca się opowieść trwa w najlepsze. Do końca świata i jeden dzień dłużej.