Zbigniew Zakrzewski, zdobywca Pucharu Polski z sezonu 2003/2004, pełni aktualnie rolę doradcy do spraw sportu w pionie sportowym Akademii Lecha Poznań, odpowiadając na przykład za analizę gry piłkarzy wypożyczonych z Kolejorza, ale w jego życiu po zawieszeniu butów na kołku nie zawsze było tak kolorowo…
Zakrzewski zrobił raczej przeciętną karierę. Strzelił 36 goli w 124 meczach dla Lecha. Odbił się od Super League w Szwajcarii, gdzie nie poszło mu ani w Sionie, ani w FC Thun. Wrócił do Polski, w Ekstraklasie zaliczył przystanki w Arce Gdynia i GKS-ie Bełchatów, w I lidze trochę postrzelał w Warcie Poznań i Miedzi Legnica, żeby później wygasić karierę w Tarnovii Tarnowo Podgórne.
Trzeba było się czymś zająć. Wcale nie tak łatwo zostać w piłce. Nie każdy ma zaś pozycję, status, możliwości, pieniądze albo po prostu biznesowy dryg, żeby błyskawicznie się przebranżowić, co w przeszłości z łatwością przychodziło chociażby Markowi Koźmińskiemu czy Maciejowi Sawickiemu. Wystarczy przejrzeć życiorysy piłkarzy z ekstraklasową przeszłością. Mirosław Widuch prowadzi restaurację nieopodal Tych. Marcin Zając ma studio treningu personalnego. Marcin Chmiest działa w branży motoryzacyjnej. Przemysław Pitry pracował fizycznie. Piotr Brożek prowadzi firmę zajmującą się obróbką drewna. Grzegorz Piechna z dziennikarzami rozmawia za to, kiedy jego koledzy mają przerwę na papierosa przy rozwożeniu węgla.
Zbigniew Zakrzewski o pierwszych miesiącach po karierze opowiedział w „Piłce Nożnej”: – W dawnych czasach, kiedy w Kolejorzu panowała totalna bieda, pojawiła się koncepcja Lech Buisness Club. To było zrzeszenie lokalnych przedsiębiorstw, nienależących do sponsorów klubu. Każde mogło wybrać zawodnika, któremu będzie wypłacać kontrakt. Właśnie do takiej zaufanej firmy, która kiedyś była moim indywidualnym sponsorem, udałem się pewnego dnia. Znam tych ludzi ponad dwie dekady, właściciel był u mnie na weselu. Zostałem serdecznie przywitany, usiedliśmy do rozmowy i wkrótce padło pytanie, jakie chciałbym wynagrodzenie. Wziąłem pod uwagę zarobki z piłki, przekalkulowałem swoje zobowiązania, po czym rzuciłem stawkę. Przyjaciele odpowiedzieli, że takie kwoty zarabia dyrektor, który pracuje dziesięć lat i zarządza dwudziestoma osobami. Jesteśmy 35-letnim facetem z doświadczeniem 18-latka. Masz ogromną paletę znajomości, łatwo nawiązujesz kontakty, ale twoje CV jest bezwartościowe. Nie porównuj się do rówieśników – usłyszałem słowa, za które dzisiaj dziękuję. Może trochę brutalnie, ale to spotkanie uzmysłowiło mi, w jakim miejscu jestem. Grając w piłkę, wydaje ci się, że będziesz to robić całe życie. Nagle następuje zderzenie z rzeczywistością: kiedy idziesz do lekarza,, musisz jak każdy stanąć w kolejce. Zrozumiałem, że trzeba wziąć się za siebie. Postanowiłem najpierw się dokształcić. W trakcie kariery trzykrotnie rozpoczynałem studia, ale bez powodzenia. Wreszcie się udało, uzyskałem tytuł magistra na kierunku menadżera sportu.
Czytaj więcej o losach piłkarzy po zakończeniu kariery:
- Mogą mówić, że robię z siebie głupka, ale szatnię bez atmosfery to o kant dupy rozbić
- Życie piłkarza nie trwa, a przelatuje. O końcu kariery w futbolu
Fot. Newspix