Siedem i pół tysiąca dolarów grzywny. Trzy mecze zawieszenia. Kara… uwłaczająca. To chyba odpowiednie słowo. Uwłaczająca wszystkim tym, którzy postrzegają futbol jako piękną grę, w której niektórym mogą puszczać nerwy, w której zdarzają się agresywni idioci, ale w której są jednak pewne nieprzekraczalne granice. Gonzalo Jara, gość, który wsadził palec w tyłek Edinsonowi Cavaniemu, będzie kiblował przez trzy mecze i zapłaci dość zabawną grzywnę. Przekroczenie granic, które w dodatku poskutkowało awansem Chile do półfinału Copa America, zostało wycenione mniej więcej jak odkopnięcie piłki po gwizdku, albo niecenzuralny tweet.
Kompromitacja CONMEBOL. Kompromitacja potwierdzająca najczarniejsze przypuszczenia – już wkrótce prowokacja, nawet ta po bandzie, zahaczająca o molestowanie seksualne, będzie stałym elementem futbolowego krajobrazu.
Luis Suarez za pogryzienie Ivanovicia dostał dziesięć meczów kary. Za recydywę z Chiellinim – cztery miesiące. Mario Balotelli dostał trzy mecze za wulgarne odzywki do sędziego liniowego, a Johnny Evans i Papiss Cisse odpowiednio sześć i siedem spotkań za… wzajemne opluwanie.
Gdy przyrównamy do tych kar Jarę i jego 270 minut odpoczynku od piłki za palca-grzebalca – czujemy obrzydzenie. Wyrafinowana, świadoma i ohydna próba sprowokowania rywala została potraktowana w sposób wybitnie ulgowy. Co gorsza – w żaden sposób nie uwzględniono recydywy – a przecież Jara wcześniej łapał Suareza za jądra, a z Higuainem próbował dokładnie tej samej sztuczki ze znikającym palcem. Naszym zdaniem rok odpoczynku od piłki byłby i tak dość łagodnym wyrokiem, ale widocznie nasze rozumienie futbolu rozmija się z mentalnością leśnych dziadków w CONMEBOL.
To, co bulwersuje najbardziej, to właśnie ta świadomość, którą cały czas zachowywał Jara. To nie była walka o piłkę, to nie była przepychanka. To był ruch przemyślany, zaplanowany i starannie wykonany, przyniósł zamierzony skutek i w efekcie pozbawił Urugwaj szans na zwycięstwo.
Tylko patrzeć, jak pojawią się naśladowcy Jary. Obrzydlistwo.