Trybuny stadionu Camp Nou w Barcelonie przez dekady widziały wiele genialnych występów – zarówno drużynowych, jak i indywidualnych. Na tej długiej liście znajduje się również pozycja bardzo szczególna dla nas, Polaków. Dokładnie 33 lata temu reprezentacja naszego kraju rozegrała jeden ze swoich najlepszych meczów na turniejach rangi mistrzowskiej. A może po prostu „najlepszy”?
Mundial 1982. W związku ze stanem wojennym paskudny okres w historii naszego kraju. Reprezentacja Antoniego Piechniczka przygotowuje się do wielkiego turnieju poprzez sparingi z drużynami klubowymi.
Mistrzostwa zaczyna dość słabo. O ile jeszcze bezbramkowy remis z Włochami w pierwszym meczu mistrzostw był rezultatem absolutnie do przyjęcia, o tyle taki sam wynik w starciu z Kamerunem budził już poważne wątpliwości co do możliwości tej drużyny. Dopiero po latach, głównie za sprawą biografii Andrzeja Iwana, poznaliśmy tło wszystkich wydarzeń z Hiszpanii. Selekcjoner idący po trupach do celu, konflikty w drużynie i lekarz-amator, który poważnie kontuzjowanym piłkarzom stawiał diagnozy z przysłowiowej dupy lub po prostu ich olewał.
Mimo tych niedogodności, udało się wyjść z grupy. Polacy rozstrzelali Peru, a w kolejnej fazie turnieju trafili na reprezentacje Belgii oraz Związku Radzieckiego. Nie byliśmy faworytem. Belgowie dwa lata wcześniej zajęli drugie miejsce na mistrzostwach Europy, a w Hiszpanii rozprawili się z ówczesnymi mistrzami świata, drużyną Argentyny.
Zbigniew Boniek. Niekwestionowany bohater tamtego wieczoru. Gdyby zorganizować plebiscyt na najpiękniejszy hat-trick w historii mistrzostw świata, ten „nasz” miałby spore szanse na triumf. Idealna bomba prostym podbiciem na początku, lob po strzale głową, a wcześniej świetnym przerzucie Kupcewicza i zgraniu piłki przez Buncola, a także usadzenie na tyłku belgijskiego bramkarza i wykończenie składnej akcji całego zespołu.
3 razy „stadiony świata”. Czerwone Diabły na kolanach.
– Diabłów wszyscy się boją do siódmego roku życia. Potem uczymy się pisać, czytać i nagle okazuje się, że ten diabeł jest zły, ale tylko w legendach. No i ja tych diabłów z Belgii nigdy się nie bałem – wspominał po latach prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, który w tamtym spotkaniu ze względu na gorączkę w ogóle miał nie wystąpić…