Reklama

Duńska bajka na Euro 1992. Hans Christian Andersen byłby dumny

redakcja

Autor:redakcja

26 czerwca 2015, 10:47 • 2 min czytania 0 komentarzy

Kiedy kapitan piłkarzy Jugosławii łamanym głosem przekazał im wiadomość o tym, że mimo kwalifikacji nie wezmą udziału w rozpoczynających się za niecałe dwa tygodnie mistrzostwach Europy, kompletnie się załamali. Wygrali grupę. Mieli naprawdę mocną paczkę. Vladimir Jugović, Dejan Savicević, młody Predrag Mijatović. Niestety, UEFA uznała, że w obliczu szalejącej wojny domowej Jugosławia nie ma prawa zostać dopuszczona do gry. Niefart jednych był szczęściem drugich. Z urlopów zostali ściągnięci reprezentacji Danii, którzy 23 lata temu nieoczekiwanie sięgnęli po mistrzostwo kontynentu.

Duńska bajka na Euro 1992. Hans Christian Andersen byłby dumny

O tym, że zastąpią Jugosławię, dowiedzieli się na dziesięć dni przed rozpoczęciem turnieju. Mieli trafić do cholernie trudnej grupy (wtedy nie było łatwych grup) z Francją, Anglią i gospodarzami turnieju, czyli Szwecją. Pojechali tam na kompletnym luzie. W pewnym sensie grali na alibi. Jeśli przegraliby wszystkie mecze 0:5, to nikt nie miałby prawa mieć najmniejszych pretensji. W końcu piłkarze zostali ściągnięci z urlopów, a drużyna nie była żadnym gwiazdozbiorem. Po prostu solidna, z kilkoma wyróżniającymi się piłkarzami, takimi jak Peter Schmeichel, który rok wcześniej trafił do Manchesteru United, czy Brian Laudrup. Reprezentacja jakich wiele.

Na otwarcie zaskoczyli zatrzymując Anglię. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. W drugim meczu przegrali ze Szwecją, a trzeci – z Francją – był tym o być albo nie być. Duńczycy sami przyznawali później, że grali na kompletnym luzie, bo byli przekonani, że wrócą do domu. Przed tym meczem trener, zamiast skoszarować zawodników w ośrodku, wysłał ich na minigolfa. Wygrali 2:1, wyszli z grupy i awansowali do półfinału, a Francja i Anglia musiały wracać do domów. Wtedy Duńczycy zdawali sobie sprawę, że wykręcili wynik zdecydowanie ponad oczekiwania, więc nie opuszczał ich luz.

W półfinale los skojarzył ich z wielkimi Holendrami – panującymi mistrzami kontynentu. Marco van Basten, Frank Rijkaard, Ronald Koeman czy zaczynający wielką karierę Dennis Bergkamp. Wielka drużyna, gwiazdozbiór, został upokorzony przez Henrika Larsena. Faceta, dla którego nie było miejsca w drugoligowej włoskiej Pisie. Zdobył dwie bramki, po jednym golu strzelili Bergkamp i Rijkaard, a swojego rzutu karnego w serii jedenastek nie wykorzystał Van Basten. Duńska bajka trwała w najlepsze. Awansowali do finału, w którym dzięki skuteczności i świetnej defensywie, ograli mistrzów świata – Niemców – i sięgnęli po mistrzostwo Europy, sprawiając jedną z największych sensacji w historii.

Hans Christian Andersen byłby dumny.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...