Przed meczem stwierdziliśmy, że oglądanie w środku nocy starcia Peruwiańczyków z Boliwijczykami to wyzwanie stojące tuż obok poniedziałkowego wpatrywania się w ekran, po którym suną zawodnicy GKS-u Bełchatów / Piasta Gliwice / Podbeskidzia / Górnika Łęczna. Okazało się jednak, że nasze obawy oraz obłędne zapasy kawy, które przygotowaliśmy na wieczór są zdecydowanie nie na miejscu.
Otóż Copa America, turniej na który do tej pory głównie narzekamy, zaoferował nam całkiem uroczy i efektowny koncert piłkarzy w czerwonych koszulkach. Biali? Głównie statystowali, ale nie zamierzamy zgłaszać reklamacji. Guerrero, Farfan i cała reszta ekipy z Peru zupełnie wynagrodziła nam minuty oczekiwania na pierwszy gwizdek, podczas których wielokrotnie myśleliśmy o dezercji sprzed ekranów.
Oczywiście, emocji nie było tu zbyt wiele, by nie powiedzieć, że nie było ich w ogóle. Peruwiańczycy na papierze wyglądają osiem razy silniej i już od pierwszej minuty tę różnicę było widać na murawie. Zdecydowane, szybkie ataki, konsekwencja, determinacja – właściwie od jakiejś dziesiątej minuty trwało tylko odliczanie – kiedy Peru wreszcie złamie swoich przeciwników. Udało się po zaledwie dwudziestu minutach. Najpierw wzorcowy atak – piłka na skrzydło, wrzutka, główka, gol. Chwilę później – kuriozum. Boliwia wykonuje rzut wolny pod bramką Peru, dośrodkowanie przejmują obrońcy i wyprowadzają taką kontrę, że z rywali nie ma co zbierać. Na przestrzeni kilku minut dwa sztychy i kompletne zabicie jakichkolwiek złudzeń.
Peru od tej pory kontrolowało grę, a momentami wręcz pozwalało sobie na zabawę. A to bezczelny drybling, a to techniczna klepka. Zero spinki, zero jakiegokolwiek chowania się za gardą. Poprzeczka, kilka kolejnych dogodnych sytuacji. Dominacja. Boliwijczycy niby próbowali się odwinąć, ale było to dość nieudolne. Szczególnie utkwił nam w pamięci strzał głową z kilku metrów. Przeraźliwie lekko. Prosto w bramkarza.
Ożywienie? Na upartego – gdzieś w granicach pięćdziesiątej, może sześćdziesiątej minuty. To wtedy Boliwia istotnie stworzyła sobie kilka sytuacji z tą najlepszą – gdy w polu karnym padł Pedriel. I to dosłownie – bo padł jeszcze przed kontaktem z bramkarzem. Co by się stało, gdyby w tej niejednoznacznej sytuacji sędzia odgwizdał przewinienie? Cóż, naszym zdaniem nic by się nie zmieniło. Peruwiańczycy byli dziś po prostu piłkarsko lepsi i komentarze: “karny mógł zmienić losy meczu” traktujemy raczej jako dowcip.
Przyznać jednak trzeba, że po tej sytuacji Boliwijczykom zupełnie odcięło tlen. Guerrero zdobył swoją trzecią bramkę, a honor rywali uratował na kilka minut przed końcem z rzutu karnego Marcelo Moreno.
3:1. Mecz bez historii, choć… Miło było obejrzeć taką grę w wykonaniu Peru. Szczególnie dwie-trzy kontry z pierwszej połowy – miodzio. Czekamy na ich dalsze mecze z silniejszymi rywalami.